
„Państwo uśmierciło 90 proc. wyprodukowanych ludzi”. „Szokująca katastrofa zapłodnienia pozaustrojowego” – takie komentarze pojawiają się na prawicowych portalach. Powód? Podsumowanie pierwszego roku rządowego programu in vitro, w którym znalazła się informacja, że z 2559 zarejestrowanych ciąż urodziło się „tylko” 219 dzieci. Problem w tym, że dzieci poczęte po październiku ubiegłego roku po prostu nie miały jeszcze szansy przyjścia na świat...
„Media głównego nurtu działały na zlecenie, skupiając uwagę opinii publicznej na sprawie ‚konieczności aborcji’ chorego dziecka i na ‚nieludzkim’ Chazanie, ukrywając przy tym fakt, że dziecko przyszło na świat w konsekwencji zapłodnienia metodą in vitro. Dziś na czołówkach gazet jest ‚zły’ Chazan, a nie klinika in vitro” – napisał.
Jest to wynik szokujący. Katastrofa zapłodnienia pozaustrojowego w tym kontekście nie mogła zostać upubliczniona. Sprawa Chazana mogła zdemaskować kolejną porażkę ‚genialnych’ projektów rządowych, a także zaszkodzić intratnemu biznesowi pasożytującemu na nieszczęściu niepłodnych rodziców.
Jeśli są autentyczne to jest to kolejne wielkie marnotrawstwo środków publicznych. Jeśli chodzi o zwiększenie przyrostu naturalnego to można to o wiele efektywniej zrobić. W sumie najprostsze i najskuteczniejsze jest stworzenie zaplecza jakim są żłobki i przedszkola. Czytaj więcej
Na bakier z matematyką
O komentarz do danych z podsumowania programu poprosiliśmy Katarzynę Goch z Kliniki Leczenia Niepłodności INVICTA. I okazało się, że wyjaśnienie zaskakujących dysproporcji między liczbą dzieci a liczbą ciąż jest bardzo proste.
Straszenie in vitro, czyli obrona Chazana
Dr Południewski narzeka też, że argument rzekomej nieskuteczności in vitro wykorzystywany jest do brony prof. Chazana. Mówi się o częstych wadach dzieci urodzonych dzięki tej metodzie. To też jednak manipulacja, bo każda ciąża, niezależnie od tego, czy uzyskana naturalnie, czy z in vitro, ma swoje statystyczne obciążenie.
