Z 2,5 tys. ciąż z in vitro przyjdzie na świat więcej niż 214 dzieci (taka liczba znalazła się w raporcie z podsumowania rządowego programu)
Z 2,5 tys. ciąż z in vitro przyjdzie na świat więcej niż 214 dzieci (taka liczba znalazła się w raporcie z podsumowania rządowego programu) Fot. Shutterstock

„Państwo uśmierciło 90 proc. wyprodukowanych ludzi”. „Szokująca katastrofa zapłodnienia pozaustrojowego” – takie komentarze pojawiają się na prawicowych portalach. Powód? Podsumowanie pierwszego roku rządowego programu in vitro, w którym znalazła się informacja, że z 2559 zarejestrowanych ciąż urodziło się „tylko” 219 dzieci. Problem w tym, że dzieci poczęte po październiku ubiegłego roku po prostu nie miały jeszcze szansy przyjścia na świat...

REKLAMA
Cała sprawa byłaby nawet śmieszna, gdyby nie fakt, że posłużyła części komentatorów do uderzenia w in vitro i potwierdzenia tezy, że to nie leczenie niepłodności, ale „produkcja ludzi”.
Zaczął dr Tomasz M. Korczyński z „Naszego Dziennika”, który postawił tezę, że awantura wokół prof. Bogdana Chazana miała być tylko przykrywką dla czegoś znacznie poważniejszego – rządowego raportu z pierwszego roku funkcjonowania Programu Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego.
Statystyka w służbie "życia"
„Media głównego nurtu działały na zlecenie, skupiając uwagę opinii publicznej na sprawie ‚konieczności aborcji’ chorego dziecka i na ‚nieludzkim’ Chazanie, ukrywając przy tym fakt, że dziecko przyszło na świat w konsekwencji zapłodnienia metodą in vitro. Dziś na czołówkach gazet jest ‚zły’ Chazan, a nie klinika in vitro” – napisał.
„A wszystko w sposób podejrzany zbiega się z raportem rządowym na temat projektu dofinansowania zapłodnienia in vitro z naszych podatków. Na zabiegi wydano 72,4 mln złotych, zaklasyfikowano 8,6 tys. par, uzyskano 2,5 tys. ciąż, z czego na świat przyszło tylko 214 dzieci” – stwierdził.
Tomasz M. Korczyński

Jest to wynik szokujący. Katastrofa zapłodnienia pozaustrojowego w tym kontekście nie mogła zostać upubliczniona. Sprawa Chazana mogła zdemaskować kolejną porażkę ‚genialnych’ projektów rządowych, a także zaszkodzić intratnemu biznesowi pasożytującemu na nieszczęściu niepłodnych rodziców.

Te statystyki, rzeczywiście pochodzące z podsumowania roku rządowego programu in vitro (wystartował 1 lipca 2013 roku), szybko zaczęły krążyć po sieci.
Internauci pisali, że to skandal. Tylko 8 proc. donoszonych ciąż? Gigantyczna klapa. 300 tys. zł na jedno dziecko? Ewidentne marnotrawstwo. Takich komentarzy na forach i pod przeklejanym w różnych miejscach tekstem Korczyńskiego pojawiło się mnóstwo.
logo
Fot. Twitter
Komentarz z "Wykopu"

Jeśli są autentyczne to jest to kolejne wielkie marnotrawstwo środków publicznych. Jeśli chodzi o zwiększenie przyrostu naturalnego to można to o wiele efektywniej zrobić. W sumie najprostsze i najskuteczniejsze jest stworzenie zaplecza jakim są żłobki i przedszkola. Czytaj więcej


Na bakier z matematyką
O komentarz do danych z podsumowania programu poprosiliśmy Katarzynę Goch z Kliniki Leczenia Niepłodności INVICTA. I okazało się, że wyjaśnienie zaskakujących dysproporcji między liczbą dzieci a liczbą ciąż jest bardzo proste.
– Program in vitro rozpoczął się z lipcu ubiegłego roku. Pary musiały przejść cały proces kwalifikacji, część pacjentów planowała leczenie w późniejszym okresie. Dane dotyczące urodzeń pochodzą z dnia 1 lipca 2014. Pacjentki, które zostały do tego czasu matkami musiały zajść w ciążę 9 miesięcy wcześniej, w pierwszym kwartale realizacji programu. Te 219 dzieci przyszło na świat w wyniku ciąż uzyskanych tylko do października ubiegłego roku – tłumaczy Goch.
Także ginekolog dr Grzegorz Południewski potwierdzia, że nie ma powodu, by bić na alarm w sprawie skuteczności programu zapłodnienia pozaustrojowego. – Trzeba się liczyć z tym, że mniej więcej około 10 proc. z tych 2,5 tys. ciąż ulegnie poronieniu. Pozostałe będą donoszone i te dzieci się urodzą. Proszę policzyć: 2,5 tys. ciąż z ponad 8 tys. par, czyli ponad 30 proc.. To jest naprawdę bardzo dobry wskaźnik efektywności tych procedur. W najlepszych klinikach jest czasem około 20 proc.. – komentuje dla naTemat.
logo

Straszenie in vitro, czyli obrona Chazana
Dr Południewski narzeka też, że argument rzekomej nieskuteczności in vitro wykorzystywany jest do brony prof. Chazana. Mówi się o częstych wadach dzieci urodzonych dzięki tej metodzie. To też jednak manipulacja, bo każda ciąża, niezależnie od tego, czy uzyskana naturalnie, czy z in vitro, ma swoje statystyczne obciążenie.
– 4-6 proc. wszystkich dzieci ma wady. Dotyczy to zarówno ciąż naturalnych, jak i in vitro. W tej chwili opracowania statystyczne wykazują, że wskaźnik nieprawidłowości w ciążach in vitro jest podobny, choć przyznaję, że odrobinę wyższy, niż statystycznie zdrowych par. Ale taki musi być, bo to są ludzie chorzy, którzy nie mogli zajść w ciąże – podkreśla ginekolog.
– Nie zmienia to faktu, że to, w jakim kontekście się teraz przywołuje in vitro, jest skandaliczne. To jest tragedia wynikająca z niewiedzy – zaznacza.