Przemysław Wipler jak Frank Underwood - lubi grać w gry komputerowe.
Przemysław Wipler jak Frank Underwood - lubi grać w gry komputerowe. fot. Facebook.com

Przemysław Wipler pokazał, że nie tylko rozumie media społecznościowe, ale i inne bardziej nowoczesne formy rozrywki. Na Facebooku pochwalił się, że jest komputerowym graczem. Jednej grze jest w stanie poświęcić prawie 500 godzin. W rozmowie z naTemat wyznaje, że to ciut zaniżone dane.

REKLAMA
Poseł Wipler wygrał Facebooka wrzucają screenshota pokazującego, że na granie w Mass Effect 3 poświęcił dokładnie 483 godziny. Chciał przez to udowodnić niedowiarkom, że naprawdę jest zapalonym graczem komputerowym. Post Wiplera, jak do tej pory, polubiło już ponad 3,6 tys. osób. Internauci skorzystali z okazji i zadali posłowie wiele pytań na temat gier. My też postanowiliśmy porozmawiać z Przemysławem Wiplerem o jego hobby i moralnych wyborach w trylogii Mass Effect.
logo
Dlaczego Pan gra?
Każdy człowiek musi mieć odskocznię od stresu. Moją są gry komputerowe.
Od jak dawna?
Od podstawówki. Po zakończeniu roku w pierwszej klasie nie wróciłem ze świadectwem prosto do domu tylko poszedłem do kolegi wypróbować jego nową grę. W domu byłem dopiero wieczorem. Mama nie była zadowolona (śmiech). A potem już poszło. Jako pierwszy w bloku miałem Amigę 500. Bardzo cenię sobie czas przed uchwaleniem ustawy o ochronie praw autorskich. Byłem wtedy częstym bywalcem słynnej giełdy komputerowej na Grzybowskiej, gdzie kupowałem gry dla siebie i dla innych.
Dużo Pan wydaje na gry?
Niewiele. Jestem typowym polskim graczem, czyli facetem po 30-tce, który ma pracę i część swoich dochodów wydaje na oryginalne gry, ale nie są to wielkie pieniądze. Pirackie wersje są niepełnowartościowe i nie warto ich kupować. Jestem wierny kilku tytułom.
Jakim?
Na pewno seriom "Cywilizacja" i "Heroes of Might and Magic", chociaż "Herosi" skończyli się na trójce. W czwórkę i piątkę grałem, ale tylko po to, żeby na własnej skórze przekonać się jak twórcy je spaprali. Oprócz tego "Gothic" i "Mass Effect". Na "Gothic" poświęciłem nawet więcej czasu niż "Mass Effect", ale nie przyznam się panu jak dużo.
Na "Mass Effect 3" poświęcił Pan prawie 500 godzin...
Nawet więcej. Kolega powiedział mi kiedyś, że jeżeli tyle czasu co na "Gothica" poświęciłbym na naukę języków obcych, to dobrze nauczyłbym się podstaw dwóch języków.
Na jakim sprzęcie Pan gra?
Na PeCecie. Chociaż widzę, że mój najstarszy syn robi się coraz starszy i będę musiał pewnie niedługo kupić konsolę. Dla syna oczywiście.
A na iPadzie?
Rzadko. To nie jest dobry sprzęt do grania. Wykorzystuję go głównie do obsługi mediów społecznościowych, ale mam na nim kilka gier. To takie zabijacze czasu. Choć moje dzieci garną się do grania na telefonie czy iPadzie. Podchodzę do tego ostrożnie, ale normalnie. Wiem, że trudno w grach jest zachować umiar, ale jako ojciec widzę, że jest to potrzebne.
A jak na pańskie zamiłowanie do gier reaguje małżonka?
Po pierwsze pogodziła się z tym, po drugie gram prawie wyłącznie gdy wszyscy w domu już śpią. Zresztą teraz gram dużo mniej niż kiedyś. Jak założyłem Republikanów, to miałem nawet sporą przerwę. W ogóle nie grałem przez osiem miesięcy.
Chciałbym teraz zapytać o jedną konkretną grę. Na początku "Mass Effect" trzeba wybrać charakter głównej postaci. Możne ona być bardziej bohaterska lub bardziej brutalna i bezwzględna. Jaką postacią Pan grał?
Próbowałem wszystkich możliwych wariantów. Fabuła gry jest tak dobra i tak wciągająca, że wszystkie opcje dają wiele zabawy i satysfakcji. Przechodziłem całą trylogię "Mass Effect" trzy razy. To świetna gra. Pierwsza część jest mega klimatyczna, druga jest naprawdę świetna, a trzecia po prostu powala.
Zapytałem o wybór charakteru postaci, ponieważ w tej grze trzeba podejmować wiele moralnych wyborów. Mogę Pana zapytać o Pańskie wybory w "Mass Effect 3"?
Proszę bardzo.
W pewnym momencie gry gracz musi wybrać czy ocalić jedną królową i poświęcić cały oddział czy na odwrót - poświęcić królową, ale uratować oddział. Jaką decyzję Pan podjął?
Przeżyła królowa. W końcu ostatnia przedstawicielka ginącego gatunku.
Rozumiem. W innym miejscu gry, co może być trudne dla ojca, trzeba wybrać czy pozwoli się jednej z postaci zabić jej córkę, która okazuje się morderczynią czy zainterweniować i pozwolić córce przeżyć. Jaką tutaj decyzję Pan podjął?
Pozwoliłem zabić.
Dlaczego?
Żeby córka potem nie zabijała innych. Matka chciała wymierzyć sprawiedliwość, więc nie interweniowałem. Nie wiem, czy Pan wie, ale z "Mass Effect" jest jak z życiem. W wielu przypadkach nie ma jednego ewidentnego i jednoznacznego dobra i zła, prostego i łatwego wyboru miedzy Bogiem i Szatanem. Na każdą decyzję moralną składa się wiele czynników. I dlatego ta gra jest tak fantastyczna.
Ostatnie pytanie. Jakie zakończenie "Mass Effect 3" Pan wybrał? Do wyboru są cztery scenariusze.
Wybrałem ten, w którym ktoś poraniony w zbroi N7 leży w gruzach Londynu i się porusza. Uważam, że daje to nadzieję na ciekawą kontynuacją fabuły, a bardzo liczę, że ta gra będzie miała kolejną część.