
Roman Giertych domaga się od tygodnika "Wprost" przeprosin na pierwszej stronie oraz 100 tys. złotych zadośćuczynienia. Trwają pracę nad przygotowaniem pozwu przeciwko dziennikarzowi Piotrowi Nisztorowi oraz wydawcy tygodnika – informuje Roman Giertych na swoim profilu na Facebooku. Wszystko dlatego, że Nisztor nagrał przebieg spotkania w gabinecie mecenasa, a nagrania udostępnił "Wprost", które je wydrukowało.
REKLAMA
18 sierpnia 2011 roku w gabinecie Romana Giertycha spotkali się były szef "Wiadomości" TVP Jan Piński oraz dziennikarz Piotr Nisztor. Przy dużej ilości alkoholu mężczyźni rozmawiali między innymi o kwocie, w zamian za którą Nisztor byłby skłonny odstąpić od publikacji książki o Janie Kulczyku. W czasie rozmowy, jak wynika z nagrań opublikowanych przez "Wprost", Giertych mówił także o tym, że być może ujawni listę homoseksualnych polityków oraz szydził z katastrofy smoleńskiej.
"Trwają prace nad przygotowaniem pozwów przeciw wydawcy Wprost oraz panu Piotrowi Nisztorowi o 200 tys. zł. zadośćuczynienia oraz przeprosiny na pierwszej stronie Wprost a także we wszystkich mediach, które powieliły informacje Wprost. Opóźnienie związane z przygotowaniem pozwów jest związane z faktem, iż trwa notarialne zabezpieczenie wszystkim informacji prasowych, zamieszczonych we wszystkich pozostałych mediach, które powołują się na Wprost. Szacowany koszt wykupienia reklam z przeprosinami na dzień dzisiejszy wynosi ok. 3 miliony złotych" – czytamy w oświadczeniu opublikowanym na profilu Romana Giertycha.
Adwokat informuje także, że "autoryzowana firma zajmująca się odsłuchiwaniem plików fonograficznych potwierdziła, że nagrania w części dotyczącej panów Nisztora i Pińskiego zostały najprawdopodobniej świadomie zagłuszone. Skoro nagrywał pan Nisztor, to jego głos powinien być najwyraźniej słyszalny, a tymczasem biegli nie potrafią wydzielić jednego pełnego zdania wypowiadanego przez niego" - napisał były polityk LPR.
W rozmowie z naTemat konstytucjonalista prof. Marek Chmaj tak skomentował rozmowę w gabinecie Giertycha: To jest bardzo dziwna rozmowa. Po pierwsze odbyła się w kancelarii, gdzie nie powinno się niczego nagrywać. Powinna być dbałość o klientów. Jest też tajemnica adwokacka, której nie można ujawniać. Takie negocjacje - nie wiem czy one były na żarty, czy na serio - padały kwoty... Trudno powiedzieć. Ja bym takich negocjacji nie prowadził. Uważałbym to za sprzeczne z zasadami etyki radcowskiej, ale to wewnętrzna sprawa Romana Giertycha.
