
"Kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15 zachowań seksualnych lub dostarcza im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" – taki paragraf chcą wprowadzić do ustawy "obrońcy życia'.
Już teraz wiadomo, że ten pomysł zyska sympatyków w Sejmie. "Za" jest m.in. konserwatywny poseł Jacek Żalek. – Czym innym jest edukacja seksualna, a czym innym rozbudzanie seksualne. Jeśli ktoś nakłania do uprawiania seksu małe dziecko niezdolne do rozeznania swoich czynów, naraża się na zarzut bezprawnego promowania pedofilii. Prawo mówi o karalności uprawianiu seksu z nieletnim, w czym mieści się również nakłanianie do seksu. Edukacja musi być dostosowana do wieku. Nie można zastąpić edukacji dziecka inicjacją seksualną. Instrumentalnie traktowanie płciowości małego dziecka godzi w jego godność i może prowadzić do wykorzystywania seksualnego – mówi naTemat.
Nie można lekceważyć problemu mówiąc, że dobrowolny seks z nieletnimi jest nieszkodliwy. Niestety nie są to odosobnione głosy. Dzisiaj wprawdzie są inaczej artykułowane, ale postulaty zostały takie same i niczym się nie różnią od tych, o jakie walczyły środowisk zrzeszonych w krajowej radzie gejów, pedofilów oraz transseksualistów.
Równie kontrowersyjna jest druga część proponowanego przez "obrońców życia" zapisu. Wynika z niej, że za przestępstwo chcą uznać np. wręczenie 14-letniemu synowi prezerwatywy. Najwyraźniej dzieci trzeba chronić przed rodzicami.
Edukatorzy z grupy Ponton na projekt Fundacji PRO - Prawo do Życia reagują spokojnie. Nie mają sobie nic do zarzucenia i doskonale wiedzą, jakie konsekwencje mają braki w edukacji seksualnej.
Mam nadzieję, że nikt nas nie będzie karał, bo nie robimy nic złego. Dostajemy podziękowania od rodziców, ze szkół. Jesteśmy uznani przez autorytety z dziedziny seksuologii. Nie widzę powodu, bu groziła nam kara.