
Kiedy niektóre z programów TVN żenują, sprawdzają się kontynuacje pewnych produkcji. Najlepszym tego dowodem jest drugi odcinek siódmej edycji "You Can Dance", wyemitowany wczoraj. Ten zafundował widzom pokaźną dawkę emocji. Czy formuła programu kiedyś się wypali? Wygląda na to, że nie. Czy to oznacza, że kopalnia talentów w Polsce jest nie do wyczerpania?
REKLAMA
Bartosz Wilniewicz chwycił za serce nie tylko Matki Polki. Zdeterminowany chłopak zatańczył przed jurorami na castingu w Gdańsku, który został pokazany we wczorajszym odcinku "You Can Dance". Zaskoczona występem Kinga Rusin porównała go do Billy'ego Elliota - bohatera filmu z 2000 roku o takim samym tytule.
Akcja polskiej wersji filmu, której scenariusz napisało życie, toczy się jednak nie na północy Anglii, ale w północnej Polsce - dokładnie Kołaczu pod Gdańskiem.
Przydałby się jakiś papier choreografa. Przyda mi się drugi zawód.
Bohater jest trochę starszy, bo ma już 18, a nie 11 lat. Mieszka z rodzicami w miasteczku, w którym chłopcy co prawda nie zostają górnikami, ale muszą mieć fach w ręku. Zresztą on taki zawód już posiada – kończy szkołę wieczorową i pracuje na budowie jako murarz. Po godzinach maszeruje ponad godzinę do oddalonego o sześć kilometrów od domu centrum kultury, w którym uczestniczy w zajęciach tanecznych. Polski Billy nie ukrywa przed rodziną swojej pasji, ale szczerość nie popłaca. Ojciec twierdzi, że taniec nie da mu chleba. Bartek zrobi wszystko, by udowodnić, że jest inaczej. Czy to będzie rola życia?
Jego podejście do tańca niewiele ma z oderwanej od prawdziwego życia fikcji. Twardo stąpa po ziemi, mówi prosto z mostu. To nie hobby, ale przyszły zawód. - Chcę się dostać do teatru tańca. I będę do tego dążył. Poza tym przydałby się jakiś papier choreografa. Chcę się uczyć i uczyć innych. Przyda mi się drugi zawód. Drugi, bo w końcu jestem już murarzem - mówi pewnie.
I ma nadzieję, że program przekona rodziców o tym, że na tańcu można zarobić. Którzy z jego sukcesu są bardzo zadowoleni. - Płakali tak samo jak ja, kiedy zadzwoniłem do nich z Gdańska. Kazali mi dać z siebie wszystko. Nie przyznali mi jeszcze, że taniec daje chleb, ale ja im to udowodnię, otworzę sobie ścieżki. Znam przecież instruktorów, którzy żyją tylko z tego - opowiada z uśmiechem.
Przykłady z poprzednich edycji programu pokazują, że chłopak nie musi być w błędzie. Wystarczy talent, determinacja i występ w telewizji. Kiedy tylko przestaje obowiązywać
Wielu ludzi zaczęło tańczyć dzięki "You Can Dance". I teraz zgłaszają się do programu. Marcin Rębilas był w 5. edycji. YCD kształtuje nowe pokolenie tancerzy.
zakaz występowania u konkurencji, ludzie z talent show naprawdę zaczynają się realizować. - Jest wiele osób, które nie zniknęły po zakończeniu programu. Pierwszym uczestnikiem, który przychodzi mi do głowy, jest Tomek Prządka z trzeciej edycji - mówi Hanna Krawczyńska z PR Mastiff Media.
Mimo że jako uczestnik bardzo się wyróżniał, widzowie nie docenili jego talentu tak, jak Agustin Egurrola, który zaciągnął go do swojej grupy tanecznej VOLT. Teraz gra w niej pierwsze skrzypce. Występował na Viva Comet, gdzie tańczył z Edytą Górniak i Dodą. To, że przed YCD nie występował profesjonalnie, nie przeszkodziło mu, by zostać choreografem w programie "Bitwa na głosy" w TVP. Z kolei Michał Maciejewski udowodnił, że B-Boy potrafi być wszechstronny. I dostał angaż w teatrze Krystyny Jandy.
Mimo że jako uczestnik bardzo się wyróżniał, widzowie nie docenili jego talentu tak, jak Agustin Egurrola, który zaciągnął go do swojej grupy tanecznej VOLT. Teraz gra w niej pierwsze skrzypce. Występował na Viva Comet, gdzie tańczył z Edytą Górniak i Dodą. To, że przed YCD nie występował profesjonalnie, nie przeszkodziło mu, by zostać choreografem w programie "Bitwa na głosy" w TVP. Z kolei Michał Maciejewski udowodnił, że B-Boy potrafi być wszechstronny. I dostał angaż w teatrze Krystyny Jandy.
Czy da się zrobić karierę taneczną bez udziału w talent show? Hanna Krawczyńska nie wyklucza takiej opcji, ale podkreśla, że wymaga to sporo zachodu. - Wokaliście łatwo się wybić, bo jego kariera jest najczęściej solowa. Oczywiście, tancerzom także zależy, by być postrzeganym indywidualnie, ale w tym świecie zazwyczaj funkcjonuje się w grupie. Dlatego zdobycie sławy jest trudniejsze.
O tym, że młodym tancerzom taki program był potrzebny, świadczy pierwsza edycja, prawdziwa kopalnia talentów. Ambitni nie mieli możliwości, by wypłynąć. Dlatego kiedy już dostali taką szansę, nie zmarnowali jej. Anna Bosak urosła do rangi celebrytki, ale występowała też w "Tańcu z gwiazdami" jako profesjonalna część duetu. Mało wszechstronny specjalista od hip-hopu, Rafał "Roofi" Kamiński z Grajewa, został choreografem w Vivie, a jego grupa taneczna zaczęła liczyć się w zawodowym świecie. Wielu podopiecznych - Ada Kawecka, Karol Niecikowski, Michał Kamiński, pokazało, co potrafi w kolejnych odsłonach programu.
Są też tacy, którzy tańczyć zaczęli przez przypadek, jak Dominik Olechowski, zwycięzca poprzedniej edycji. Dosłownie na chwilę oderwał się od komputera, który był całym jego życiem, wszedł na salę taneczną i już na niej pozostał. W dwa lata osiągnął tyle, na ile inni muszą pracować kilkanaście lat.
Choć są w mniejszości. Ewa Leja, producentka "You Can Dance" twierdzi, że taniec wymaga emocjonalnego zaangażowania. A ludzie, którzy przychodzą do programu często wykorzystują w nim własne życiowe doświadczenia. Dramatyczne przeżycia mają swoje ujście w tańcu. - Potwierdza to sześć edycji "You Can Dance". Większość uczestników tylko w ten sposób potrafi wyrazić to, co czuje. Tak zaczyna się ich przygoda.
Choć są w mniejszości. Ewa Leja, producentka "You Can Dance" twierdzi, że taniec wymaga emocjonalnego zaangażowania. A ludzie, którzy przychodzą do programu często wykorzystują w nim własne życiowe doświadczenia. Dramatyczne przeżycia mają swoje ujście w tańcu. - Potwierdza to sześć edycji "You Can Dance". Większość uczestników tylko w ten sposób potrafi wyrazić to, co czuje. Tak zaczyna się ich przygoda.
Jak bardzo w odniesieniu sukcesu w talent show pomaga łzawa historia? - Widzowie bardzo często kierują się subiektywnymi odczuciami, rzadko patrzą na technikę. Zresztą nie o to chodzi w tym programie. Dlatego historia jest bardzo ważna - mówi Hanna Krawczyńska z PR Mastiff Media.
Jednak to nie taniec i chęć zdobycia sławy nakręca wzruszające historie. Jest odwrotnie. - Precastingi zaczynamy od bardzo krótkiej wymiany zdań. Kandydat ma chwilę, by się przedstawić i powiedzieć, skąd do nas przyjeżdża. Później jest czas na taniec. Wtedy wychodzi, że nie jest szarym człowiekiem, ale naprawdę coś w nim siedzi. Ktoś, kto dużo przeżył, ma za sobą mniej lub bardziej pozytywne i negatywne doświadczenia, wypisane na twarzy, w ciele i każdym ruchu. To bardzo ważne dla jurorów, zwłaszcza Michała Piróga, który widzi w potencjalnych kandydatach przygotowanie techniczne, ale czuje też, kto nie ma publiczności nic do przekazania. Ci, którzy tańczą z uczuciem, są rozpoznawalni od razu. Wtedy zaczynamy go drążyć - wyjaśnia Ewa Leja.
A oni na ogół zaczynają mówić. Ale proszą też, żeby tego, co mówią, nie wykorzystywać. Dlatego większość historii ma ciąg dalszy, o którym widz nie ma pojęcia.
Ewa Leja podkreśla też, że nie wystarczy być "górnikiem". W "You Can Dance" był już taki przypadek. Mężczyzna przyszedł, zatańczył i odpadł, bo oprócz zawodu, który kontrastował z tańcem, nie miał do pokazania nic więcej. Ale nie dał za wygraną i przyszedł tydzień później. - Pytaliśmy go, po co to zrobił. Szczerze przyznał, że na poprzednim castingu za bardzo się spiął i mu nie wyszło. "Ale przez cały tydzień po kopalni wyjeżdżałem na górę, myłem się i trenowałem". Wtedy zobaczyłam, że jest zawzięty i przeszedł dalej - mówi producentka.
Podobną zawziętością wykazał się Igor Leonik, który wystąpił we wczorajszym odcinku. Okazało się, że to prawdziwa waleczna dusza. Tak jak bohaterowi wspomnianego filmu, zdarzyło mu się nawet tańczyć z grupą cheerliderek. Był na tyle zdeterminowany, że łapał się wszystkiego, co było związane z tańcem. A że domy kultury w jego okolicy nie organizowały zajęć, zaczepił się do grupy dziewczyn.
Prawdziwym Billym jest jednak Bartosz Wilniewicz, który dzięki "You Can Dance" na pewno zostanie zapamiętany. Na forum programu już pojawiły się wpisy pierwszych fanów, którzy deklarują, że tę edycję będą oglądać tylko dla niego. Czy magia telewizji zadziała także na jego korzyść?
