Marek Goliszewski to biznesmen i prezes Business Centre Club, bez dwóch zdań człowiek sukcesu. Co więcej, 16 czerwca tego roku bronił doktorat na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że praca liczyła 187 stron, z czego zaledwie 50 było właściwą pracą naukową. Reszta to rekomendacje i bibliografia. Dziwi też fakt, że rozprawa była praktycznie pozbawiona przypisów, a doktorant nie przeprowadził żadnych badań empirycznych.
Wczoraj na stronie Codziennika Feministycznego pojawił się wpis Piotra Nowaka dotyczący obrony pracy doktorskiej Marka Goliszewskiego. Autor nie pozostawia na doktorancie suchej nitki. Pierwszym zarzutem jest sama praca, dostępna w repozytorium UW. Rzeczywiście, zastanawiający jest fakt, że rozprawa naukowa, która ma dać autorowi tytuł doktora nauk ekonomicznych liczy sobie 187 stron, z czego tylko 50 jest właściwym esejem.
Poruszenie w internecie
Doktorat zainteresował internautów, którzy przeglądali repozytorium UW. Użytkownik 2kosmaty poruszył ten wątek na forum gazeta.pl
Inni forumowicze chętnie skorzystali z podanego adresu i równie ochoczo wytknęli inne błędy w dokumencie.
"W przypisie 2 na str. 6 odsyłacz bibliograficzny zawiera błąd w nazwisku autora, a data polskiego wydania jest inna niż podana w bibliografii. Na str. 23 (przypis 14) znowu błąd a nazwisku (dalej nie chce mi się sprawdzać). Odsyłaczy do konkretnych stron oczywiście autor nie uznaje. Odsyła do całej książki, a nie do jakiegoś tam locum citatum. O formacie pozycji bibliograficznych nie wspomnę" pisze na forum petricchio.
Internauci zainteresowali się też kwestią braku badań empirycznych, tym bardziej, że autor podaje w streszczeniu iż: „przedstawienie materiału dowodowego dla uzasadnienia tezy głoszącej korelację efektywności gospodarki ze stopniem partycypacji obywateli w procesie tworzenia prawno-organizacyjnych warunków określających otoczenie działania przedsiębiorstw” - dowodów jednakże brak.
Zdaniem naukowca
Czy takie niedopatrzenia przekreślają doktorat? O opinię poprosiłam dr. Roberta Rządcę z Akademii Leona Koźmińskiego. – Trudno stwierdzić czy 50 stron to mało czy dużo jeśli chodzi o pracę doktorską. Z samego tematu pracy Marka Goliszewskiego też niewiele wynika: „Wpływ sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze”. Nie wiadomo, czy mamy tu do czynienia z tematyką mikro czy makro. Jest to temat ciekawy, ale równocześnie bardzo obszerny. Strony nie są tu kluczowe, jednak na moje oko 50 kartek to jednak za mało – dodaje.
Doktor tłumaczy mi, że w takiej pracy każdy doktorant powinien wyznaczyć sobie obszar badań i zebrać bibliografię, na podstawie której postawi tezę. Następnie tę tezę będzie musiał uzasadnić.
– W tym temacie, poza pracami typowo ekonomicznymi, ja skupiłbym się również na kwestii samego dialogu społecznego – podzieliłbym go na aspekt sprawnościowy – czyli jak daną kwestię w ogóle wprowadzić do debaty publicznej, publiczno-społeczny, a więc czy w rozważaniach mają brać udział sami specjaliści czy też opinia publiczna oraz aspekt polityczny. To wymagałoby także sięgnięcia do literatury politologicznej – dodaje doktor.
Wątpliwości dotyczące pracy budzi w doktorze Rządcy również brak badań empirycznych. - Oczywiście, można napisać pracę czysto teoretyczną, ale jest to bardzo trudne i zwykle celem autora jest wówczas stworzenie nowej koncepcji teoretycznej – zaznacza. Trudno sobie więc wyobrazić, że można byłoby to zrobić na 50 stronach tekstu.
Gdzie promotor i recenzenci?
Doktorant może napisać różne rzeczy w swoim tekście, jednak zanim praca zostanie dopuszczona do obrony, zostaje ona zaakceptowana przez promotora, a następnie przez recenzentów. – I to mnie najbardziej dziwi – jak promotor mógł przepuścić taką pracę? I co zrobili recenzenci? Dawniej recenzent mógł wyłącznie przyjąć, ewentualnie odrzucić pracę. Teraz jest także możliwość odesłania jej do poprawki. Dlaczego żaden z recenzentów tego nie zrobił? – dodaje doktor Rządca
Niestety, nie dane mi się było dowiedzieć – nie udało mi się skontaktować ani z prof. dr. hab. Andrzejem Zawiślakiem, ani z żadnym z dwóch recenzentów. Faktem jest, że Marek Goliszewski 16 VI 2014 stawił się na obronę – praca została więc przez wszystkich trzech naukowców zaakceptowana.
Obronił doktorat, ale czy jest doktorem?
Z anonimowego źródła dowiedzieliśmy się jednak, że na chwilę obecną prezes BCC nie może jednak z czystym sumieniem wpisywać przed swoimi imieniem literek „dr”. Po obronie zbiera się bowiem komisja, która głosuje nad zaliczeniem doktoratu, a jeśli decyzja jest pozytywna to wysyła wniosek do rady wydziału o przyznanie tytułu doktora. Sprawa tytułu dla Goliszewskiego miała utknąć własnie na tym etapie.
Próbowałam skontaktować się z Markiem Goliszewskim, by odniósł się do zarzutów Piotra Nowaka i wątpliwości dotyczących jego doktoratu, jednak jedyne, co udało mi się zdobyć, to mailowa odpowiedź z sekretariatu BCC.
– Jestem szczerze zdziwiony całą sytuacją – podkreśla doktor Rządca. Ciekawe czy Marek Goliszewski stanie się doktorem. To może być zapowiedzią gwałtownego wysypu naukowców wśród innych polskich biznesmenów.
Repozytorium UW jest ciekawym miejscem, bo można się tam zapoznać z całkiem sporą liczbą interesujących prac. W całym zbiorze znajduje się też jeden ciekawy dokument. Jest to doktorat, który zawiera bibliografię, ale chyba ani jednego przypisu bibliograficznego. Do tego niektóre fragmenty tekstu zaznaczone cudzysłowem jako cytaty nie mają przypisu. Zostało to zauważone przez recenzentów jednak uznali, że rozprawa spełnia kryteria i kwalifikuje się do obrony. Do tej pory wydawało mi się, że w takich przypadkach recenzent prosi o poprawienie pracy w określonym zakresie po czym doktorant składa ją ponownie i jest jeszcze raz recenzowana.
Odpowiedź z biura Marka Goliszewskiego
W odpowiedzi na Pani pytanie informuję, że wiadomość o obronie pracy doktorskiej prezesa Marka Goliszewskiego widnieje od miesięcy na stronie BCC, była również kolportowana w internecie. Załączam jej treść. Do tekstu p. Nowaka Pan Prezes nie będzie się odnosił, zwracając jedynie uwagę, że nie było wypełnionej po brzegi sali na obronie jego pracy doktorskiej, p. Nowaka również, było 9 profesorów, praca liczy 189 a nie 50 stron i autor tego rynsztokowego języka, w ogóle pracy doktorskiej nie czytał.