Jestem ogromną entuzjastką tego wydarzenia, nie tylko dlatego, że jestem biegającą weganką, ale także dlatego, że odbywać się będzie na mojej ulubionej trasie biegowej - wokół warszawskiej Cytadeli. Z Robertem i Violettą rozmawiamy na luzie, zamawiamy lunch w żoliborskiej (bezmięsnej) Ósmej Kolonii.
Maja Święcicka: Skąd wziął się pomysł na organizację Biegu Wegańskiego?
Robert Zakrzewski: Zauważyłem, że weganizm wzbudza coraz większe zainteresowanie, zarówno w mediach, jak po prostu w swoim środowisku sportowym. Odkąd zmieniłem dietę na roślinną, dostaję mnóstwo pytań, ludzie zaczepiają mnie, szukają informacji. Pewnego razu siedzieliśmy z Violettą nad wegańską pizzą i postanowiliśmy skorzystać z mojego doświadczenia w organizacji imprez sportowych i umiejętności oraz kontaktów.
Wegańska pizza! Czyli jak coś, co uchodzi za niezdrowe jeść bez wyrzutów sumienia i w dowolnych ilościach!
Violetta Domaradzka: Uwielbiam pizzę! I nie widzę powodu, dla którego weganizm miałby się kojarzyć z rezygnacją z ulubionego jedzenia. Hasło: "łatwiej niż myślisz" mamy nie bez powodu. Ze względu na swoją pracę, bardzo często spotykam się z różnymi klientami i organizacjami na mieście. Wybieramy "normalne", czyli niewegańskie restauracje, żeby mogli zobaczyć jak prosty i kolorowy może być weganizm. Przeważnie trafiam na otwartych kelnerów i szefów kuchni, dla których stworzenie dania stricte roślinnego jest odświeżającym wyzwaniem, chcą się popisać. I w ten sposób prowadzę taką wegańską kampanię.
Mam historię z pewnego schroniska w Beskidach. Zatrzymałyśmy się tam z koleżanką po 30 km wspinaczki, odpocząć i się posilić. Jeszcze 10 km przed nami, czyli już końcówka, ale jednak jesteśmy trochę głodne. Dowiedziałyśmy się, że wegańskiego nie mają absolutnie nic, więc zamówiłyśmy tylko herbatę. W brzuchach jednak burczy, więc po paru minutach znowu podchodzimy do okienka. "A nie moglibyście zrobić nam na przykład, po prostu smażonych ziemniaków? A może macie kapustę?"
Okazało się, że nie dość, że mogli, to postanowili się popisać i zrobić coś naprawdę kolorowego i sytego. W przeciągu kilku następnych minut dostałyśmy kolorowe talerze pełne wegańskiego jedzenia. Koleżanka, z którą byłam miała na sobie koszulkę z napisem "Go Vegan" i posłużyła właścicielowi schroniska za modelkę. Zrobił jej zdjęcie i wrzucił na swoją stronę z informacją, że mają w schronisku jedzenie także dla wegan. Zobacz jak szybko od kategorycznego "nie ma", poprzez sympatyczny dialog, przeszliśmy do rozwiązania.
Warto wychodzić z takiego wegańskiego getta!
Violetta: Te trzy miesiące organizacji biegu pokazują naprawdę ogromne zainteresowanie tematem. Jesteśmy zapraszani na coraz to kolejne audycje, spotykamy się z zainteresowanymi dziennikarzami, ludzie chcą o nas pisać i wspierać inicjatywę. To fajne, bo świadczy o tym, że jesteśmy społeczeństwem, które robi się coraz bardziej świadome. Dbamy o to, co mamy na talerzu, o zdrowie. Z resztą różne są motywacje. Jedni patrzą na weganizm z perspektywy samopoczucia, innych interesuje przede wszystkim strona moralna, chociaż zwykle to się w którymś momencie po prostu łączy.
Zaczęliśmy być ciekawscy odkąd mamy Google w smartphonie w kieszeni. W biegu podoba mi się wszystko - oprócz jabłek na koszulkach. Mam wrażenie, że mięsożercy są przekonani, że weganizm to dieta złożona z jabłek i marchewek, bo to tak wyeksploatowane symbole.
Violetta: Jabłko na koszulce jest stąd, że na pierwszej organizowanej imprezie rozdawaliśmy jabłka. Ja pochodzę z rodziny sadowników, więc to było dla mnie naturalne, że kiedy myśleliśmy o owocu, który moglibyśmy rozdawać na imprezie, to po prostu zadzwoniłam do cioci i zamówiłam kilkadziesiąt kilogramów.
Nie zrozum mnie źle! Ja uwielbiam nasze jabłka, ale chciałabym żeby weganizm kojarzył się z jedzeniem równie pysznym jak to "normalne", a jabłka i marchewki to takie wyświechtane symbole zdrowej (i kojarzącej się z restrykcyjną) diety.
Violetta: Celem naszego biegu jest też edukowanie. Obok samych zawodów organizujemy także wegańskie targi i degustacje, oraz cykl wykładów. Wciąż pokutuje przekonanie, że np. białko znajduje się tylko w mięsie, że weganie mają z tego powodu niedobory. Jak pewnie wiesz - to nie jest prawda. Choćby w zwykłej fasoli mamy go aż 50%, jest go mnóstwo w produktach pełnoziarnistych, zbożowych. Będzie można przyjść na targ i wykłady nawet nie biorąc udziału w zawodach i tam spróbować przeróżnych wegańskich produktów i dzieł kucharzy z wegańskich restauracji.
Robert: Białko jest potrzebne sportowcom w ramach przygotowania do zawodów, kiedy intensywnie pracują nad siłą i mięśniami, które składają się z białka. Jednak należy pamiętać, że to węglowodany odżywiają nasze komórki, dlatego w ramach przygotowania przed startem należy jeść znacznie więcej węgli. Ryż, makaron, generalnie źródła zbożowe - raczej nie owoce, bo są zbyt szybko trawione, mają mnóstwo błonnika i mogę sprawić, że będziemy musieli się na trasie... zatrzymać. Po biegu je się makaron z pomidorami, żeby uzupełnić "benzynkę" i mikroelementy jak np. potas.
Violetta: Jak widać, chcąc nie chcąc, najrozsądniejszym wyborem dla sportowca jest sięgnąć po jedzenie roślinne przed startem i po starcie. Wystarczy to rozszerzyć.
Czego jeszcze będzie można dowiedzieć się na wykładach towarzyszących biegowi?
Robert: Zaprosiliśmy między innymi dietetyków sportowych - Damiana Parola i Kubę Czaja. To bardzo doświadczeni dietetycy, którzy wśród swoich klientów mają wegańskich sportowców. Będziemy poruszać takie tematy jak: zastosowanie diety wegańskiej w sporcie, najczęstsze błędy biegających wegan...
No właśnie! Jakie popełniamy błędy?
Robert: Nie ja będę te wykłady prowadził, więc mogę tylko trochę powiedzieć, ze swojego doświadczenia. Bardzo częstym błędem jest... zbyt duża ilość białka! Prawdopodobnie przesadzamy z tofu i soczewicą, bo wierzymy, że naszym ciałom potrzeba znacznie więcej białka, niż w rzeczywistości. To się powoli zmienia. Ponadto – częstym błędem jest jedzenie w dniu biegu i przed biegiem kasz, ziaren i owoców. Jeszcze jeden typowy błąd to jest niedbanie o zwiększenie liczby węgli w diecie na kilka dni przed startem. To się dzieje wszystkim sportowcom, nie tylko weganom. Jeżeli nie masz co spalać, węgli które robią ogień - to po prostu ma opcji, że pobiegniesz dobrze. Innych błędów – sam jestem ciekawy, dlatego zapraszam na wykłady.
Nie było wam trudno znaleźć partnerów i sponsorów?
To były najłatwiejsze rozmowy z jakimi miałem do czynienia. W tym roku w Polsce będzie około 3 tysięcy imprez biegowych. Wyróżnienie się z tego tłumu jest trudne, a my ponieważ wyróżniamy się wyraźnie to zyskujemy sporą uwagę. To kwestia, myślę – spójności. Organizujemy wegańskie wydarzenie, więc dobrze reagują na tę inicjatywę firmy, które mają wegańskie produkty.
Robert, Ty biegasz od dawna, ale weganinem jesteś pół roku. Co wpłynęło na tę zmianę?
Od lat biegam, robię długie dystanse, do maratonów włącznie. W zeszłym roku stwierdziłem, że muszę coś zmienić i gdzieś na wiosnę poznałem Violę, która jest weganką od paru lat, ale biega od niedawna. Razem zrobiliśmy maraton w Krakowie, mamy za sobą kilkanaście wspólnych startów. Ja poznając środowisko wegan i interesując się zdrową kuchnią w kontekście sportowym, zupełnie naturalnie zainteresowałem się tą dietą. Zainspirowało mnie także kilka książek („Ukryta siła” - Roll Rich, „Jedz i biegaj" - Jurek Scott oraz fragmenty biografii Chrissie Wellington) i mój kontakt z triatlonistami, którzy mają bardzo intensywne treningi i chcąc nie chcąc muszą odstawić, lub zminimalizować mięso i produkty odzwierzęce. Tylko w ten sposób ich ciało jest w stanie nadążyć. To dało mi do myślenia i tak, ze sportowca, biegacza i organizatora, stałem się jeszcze weganinem. Czuję, że moje ciało regeneruje się teraz znacznie szybciej, mam więcej energii, czuję się lekko.
Pijesz kawę rano?
W ogóle nie piję kawy. Nie dlatego, że jest jakoś szczególnie szkodliwa dla organizmu. Dobrze zaparzone espresso, a nawet trzy espresso – nie zasieje spustoszenia w organizmie. Dla mnie to po prostu niepotrzebna stymulacja.
Violetto, ty z kolei weganką jesteś już od dłuższego czasu, a biegasz od niedawna?
Od dwóch lat jestem weganką - zainspirowałam się wykładem Gary'ego Yourofsky'ego. Z wegetarianizmem eksperymentowałam od czasów liceum, kiedy to królik rozpłaszczył się nam na szybie samochodu. Zmiana na weganizm spowodowała przypływ energii z którą trzeba było coś zrobić. Bieganie zawsze było w moim życiu, dlatego postanowiłam zająć się tym bardziej na poważnie. W tej chwili już przestałam liczyć, ile pobiegłam maratonów. Mój najdłuższy dystans to 150 km, po górach i jest to mój ulubiony rodzaj sportu. Bieganie po górach wymusza taką ogólną aktywność fizyczną i jasność umysłu. Trzeba cały czas być skupionym, w końcu nie chcę zrobić sobie krzywdy, poślizgnąć się z spaść. Trzeba być bardzo „tu i teraz”. Lubię taki kontakt z naturą. Co do wydolności – nie mam porównania z czasami niewegańskimi, ale czuję, że jest bardzo wysoka. Po rzeczonej trasie 150 km, następnego dnia czułam się zupełnie normalnie i na siłach, żeby iść na trening.
Bardzo inspirujące i ciekawe macie historie. Victor Hugo powiedział, że „ nie ma nic silniejszego niż idea, której czas nadszedł” i tak myślę (może trochę romantycznie), że to wkrótce będzie właśnie weganizm, zdrowe życie bez zabijania zwierząt.
Robert: Nasze mądre zdanie to po prostu: łatwiej niż myślisz. Ja przeszedłem na tę dietę w piętnaście sekund i już po tygodniu wiedziałem, że nie wrócę do trybu mięsożercy. Niczego mi nie brakuję i czuję się fantastycznie. Wszystkich niedowiarków i ciekawskich zapraszamy na bieg i wykłady.
Dziękuję za rozmowę i oczywiście zaproszenia sama będę rozsyłać po znajomych!
Więcej informacji można znaleźć na facebooku, rejestracja w biurze zawodów.