Doktora Leszka Mellibrudy nie trzeba przedstawiać. Jeden z guru polskiej psychologii, trener biznesu, wykładowca i autor książek. Kategorycznie zabrania wrzucania go do worka z napisem „emeryci”, choć formalnie jest na niej od dwóch lat.
- Nie lubię określenia „emeryt” i powinniśmy je czymś zastąpić. Stygmatyzuje, stawia ludzi w jednym szeregu z bezrobotnymi, rencistami, etc. i wszystkim, co źle się kojarzy. Proponuję mówić „60+” - mówi dr Leszek Mellibruda. Formalnie, na emeryturę przeszedł kilka lat temu. - Nagle się okazało, że administracja widzi moje życie zupełnie inaczej, niż ja sam. Pracowałem zawsze i intensywnie, ale nie mogłem tego dobrze udokumentować. Dlatego moje dzisiejsze świadczenia z ZUS-u są po prostu śmieszne – stwierdza otwarcie. Bez nich spokojnie mógłby się obejść, bo jego życie: prywatne ani zawodowe, nie zmieniło się ani o jotę. Co dr Leszek Mellibruda ma do powiedzenia o Polakach na emeryturze?
Czy Polacy w ogóle myślą o przyszłości? Przygotowują się na jej nadejście?
Różnie. To zależy od przekonań, postaw i zasobów finansowych. Ważne są wpływy związane z wiekiem i generacją, w jakiej człowiek się znajduje. Ale okazuje się, że to nie one decydują, bo bardzo istotne są jeszcze okoliczności życiowe: zarówno z przeszłości, jak i z teraźniejszości. Wydaje nam się że tylko młodzież, czyli pokolenie Z, jest mocno obciążone teraźniejszością. Pokolenie instant, które chce mieć wszystko natychmiast, w ogóle nie myśli o przyszłości w długiej perspektywie, za to myśli skrótami, smsami, jest uzależnione od osiągnięć technologicznych i grup rówieśniczych. Na przykład w postaci portali społecznościowych.
Ale co ciekawe, starsze pokolenia - przeskoczę tu do generacji powojennej która właśnie wchodzi lub weszła w wiek emerytalny - to osoby, które też można zróżnicować ze względu na wiek i psychologiczną przynależność do jakiejś generacji. Co to znaczy? Najlepiej pokazuje to powiedzenie „nieważne ile masz lat, ważne na ile się czujesz”. I dodałbym jeszcze: „jak się zachowujesz”. Wśród ludzi z tych starszych pokoleń są znaczące różnice. Na przykład kobiety inwestują w siebie albo zaczynają nową działalność. Czyli tak naprawdę przenoszą się do młodszej generacji X lub Y, do pokolenia 30- bądź 40-latków.
Chce Pan powiedzieć, że kobietom jest łatwiej wejść w okres emerytalny?
Kobietom w ogóle jest łatwiej w wielu aspektach. Chociaż określenie „łatwo” nie jest dobre w dzisiejszych czasach chaosu i turbulencji, kiedy co do zasady wszystkim jest „trudno”.
Kobiety w wieku emerytalnym cechuje większa elastyczność, ciekawość świata, otwartość niż mężczyzn. No, oczywiście mężczyźni też są ciekawi. Ale głównie w wąskich dziedzinach, jak zbawienie świata, polityka i sprawy, które media kształtują w ich świadomości. Kobiety mają natomiast szerszy horyzont. Więcej zainteresowań i gotowości do tego, żeby je na emeryturze rozwijać, realizować.
Kobiety z pokolenia babyboomers są często bardziej elastyczne. Mają większą gotowość, aby nie podążać za stereotypem 60-latka. Mężczyźni mają z tym większy kłopot. Wśród „silver headów” (tak czasami określa się osoby po 60-ce) około 20 proc. tego pokolenia to osoby, u których obserwuje się tzw. transgresję wieku psychologicznego.
Pojęcie transgresji opisuje, jak morze przesuwa się w kierunku lądu i wchłania plażę. Podobnie ludzie w wieku 60+ przesuwają się do młodszych generacji. Temu towarzyszy zupełnie inne myślenie. Przyjęło się statystyczne myślenie, że mężczyźni przechodząc na emeryturę mają przed sobą 16 lat aktywnego życia, a kobiety - 20 lat. Transgresi, czyli Ci którzy przesuwają się do młodszych generacji, w ogóle nie widzą perspektywy czasowej. Widzą perspektywę nieskończoności.
Żyją dłużej?
Nie ma jeszcze takich badań i nie wiemy, czy to przedłuża życie. To, co wynika z obserwacji ludzi pogodnych i z optymistycznym nastawieniem to fakt, iż przeciętniej żyją dłużej o ok. 7 lat od smutasów. Transgresja mentalna na pewno dodaje starszym ludziom wigoru i energii. Czy to zdrowy mechanizm, kiedy ludzie po 60-tce przestają zauważać upływ czasu? Sądzę, że tak. Lepiej, że nie odliczają sobie każdego roku jak więzień na pasku czy rekrut w wojsku. Dla nich perspektywa czasu jest zamglona - ale ta mgławica w myśleniu o przyszłości nie powoduje oderwania od rzeczywistości. Ooo, najprościej mówiąc, działa tu zasada „ii”. „I będę długo żył, i niewiele mi zostało”.
Co ciekawe, ta zasada napędza większą tolerancję np. na ryzyko związane z inwestowaniem u starszych osób. Media nieraz opisywały staruszki, które kupowały niepotrzebne kołdry czy garnki za setki złotych...
To właśnie zasada „ii” napędza ten biznes?
Tak. Z jednej strony: niewiele mi jeszcze zostało, a z drugiej: to sobie jeszcze trochę pożyję. Lepiej, z poczuciem komfortu, może nawet luksusu. Bo przecież te zakupy garnków często u ludzi starszych wiązały się z poczuciem luksusu.
Czy w takim razie da się stworzyć jakiś ogólny, przystający do większości portret polskiego emeryta?
Nie ma jednego portretu, jest ich kilka. Ten tradycyjny bez wątpienia przeważa. To pewnie ponad połowa, może 60 proc. emerytów. Oni z chwilą przejścia na emeryturę całkiem oddalają się od pracy zawodowej, zaprzestają wszelkiej aktywności. Spędzają życie mniej aktywnie, utrzymują mniej kontaktów społecznych. Są nastawieni na odpoczynek. To magiczne określenie, bo dla takiego emeryta odpoczynek oznacza „nierobienie tego, co robił do tej pory”.
Ta grupa zanurza się w swój kurczący się, osobisty świat - który jest wypełniony różnego typu dolegliwościami, chorobami. To nastawienie jest oparte na błędnym kole. Kiedy ktoś zamyka się w swoim świecie, z telewizją, z wąską grupą rodzinną - to częściej dostrzega różne dolegliwości, symptomy chorobowe, niedomogi. A to z kolei potęguje - nie chcę powiedzieć że hipochondryzuje - odbiór tych sygnałów, dysfunkcji, dyskomfortu fizycznego. Tacy ludzie bardziej się na nich koncentrują. Na tym polega błędne koło.
To ten typ, który w społecznym odbiorze funkcjonuje jako moherowy beret, polski emeryt który narzeka i stuka laską w chodnik, hipochondryk?
Tak, właśnie tak. Choć ja bym nie używał takich wyświechtanych określeń. Nie wszystkie kobiety w wieku emerytalnym prezentują zachowania, „moherowych beretów”. Mam zajęcia, głównie z fascynacji, na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. I często rozmawiam z kobietami, bo na 150-osobowej sali jest zazwyczaj 10-20 mężczyzn. Zresztą głównie przyciągniętych przez te kobiety. Ale najbardziej fascynujące są te rozmowy przed i po wykładzie. Pokazują, że one wcale nie chcą modelowego życia polskiego emeryta. Szukają innych formuł. Jedną z nich są takie eventy edukacyjne. Pozostają po nich inspiracje, obrazy którymi żyją, dzielą się, dyskutują. Poza tym podobne instytucje prowadzą różne działania aktywizujące, wyjazdy, szkolenia językowe, aktywności społeczne, sportowe. To ma niesłychany wpływ na dziesiątki tysięcy kobiet w Polsce. I znacząco mniej mężczyzn. Co więcej, srebrno-głowe studentki nie rzadko z uśmiechem dezaprobaty odnoszą się do swoich rówieśników nazywając ich „narciarzami”, gdy ci idą szurając butem zamiast sprawnie, z wigorem dorównywać swoim koleżankom.
Wracając do klasyfikacji: a inne typy?
To ludzie, którzy mimo że są w wieku emerytalnym kontynuują wszystko to, co robili dotąd.
Pan jest tym typem?
Na przykład. Kontynuacja odbywa się czasami w innym rytmie i natężeniu – np zaobserwowałem, że krócej w nocy i rzadziej pracuję. Ale też czasami jestem bardziej zmęczony niż jeszcze dziesięć lat temu czy w inny sposób postrzegam to, co jest podłożem rywalizacji: młodość, sprawność, piękność.
To chyba nie jest kwestia wieku, tylko samopoczucia.
W dużym stopniu to jest kwestia wieku. Ponieważ dotyczy atrakcyjności fizycznej i wzbudzania procesów identyfikacji. Jeśli ktoś widzi moje zmarszczki, to trudniej mu się identyfikować – również z tym co ja prezentuję, niż kiedy widzi młodą sylwetkę. Ona nie musi być piękna, ona nie musi być atrakcyjna - ona jest młoda. Sama w sobie niesie coś, co ludzi bardziej pociąga.
Owszem, atrakcyjność jest „number one”. Ale są też inne czynniki, które powodują że wyglądamy młodo lub staro. To jest jeden z powodów, dla których mężczyźni falowo zaczynają dbać o swój wygląd zewnętrzny. Nie dlatego, żeby być piękniejszymi, ale dlatego, by zatrzymać ten młody wizerunek. Używają kosmetyków, farbują włosy, chodzą do masażysty. Natomiast kobiety raczej dbają o siebie, niezależnie od wieku.
Pokusiłby się Pan o wywróżenie, jak będzie wyglądało pokolenie obecnych 20- i 30-latków na emeryturze?
Och, to będzie zupełnie nowe, wesołe, radosne i różnorodne. Sądzę, że to co teraz mówimy o 60-latkach będziemy mogli mówić dopiero o 80-latkach. Z kolei 60-latki będą zachowaniem i postawą życiową zbliżone do dzisiejszych 40-latków. Granica będzie się przesuwać. Młode pokolenie będzie w jeszcze większym stopniu dbało o zdrowy styl życia, o wygląd fizyczny, o kondycję psychiczną i inne czynniki, które będą przedłużać ich witalność. Mam takie wrażenie, że zmierzamy w erę biblijną.