Polska drugą Szwecją? Państwo zwalnia nas z myślenia i mówi, jak mamy żyć. "Traktują nas jak samobójców"
Polska drugą Szwecją? Państwo zwalnia nas z myślenia i mówi, jak mamy żyć. "Traktują nas jak samobójców" Arseniy Krasnevsky / Shutterstock.com

Państwo wchodzi z butami w coraz więcej obszarów naszego życia. Wie lepiej, jak powinniśmy się odżywiać, ubierać, stara się ograniczyć stosowanie ulubionych używek. Rozwój naszego kraju nie oznacza dziś jedynie budowania autostrad czy nowoczesnych stadionów, a i to nie wszystkim się podoba. Nowoczesna Polska to również ograniczenia i nakazy, które mają wpłynąć na jakość naszego życia. Czy państwo ma prawo zawrócić nas z mostu, o którym wiadomo że, jest spróchniały? I czy na pewno chcemy, aby odbierano nam możliwość decydowania?

REKLAMA
Gdy przyjrzymy się zmianom w naszym kraju na przestrzeni ostatnich lat, można zauważyć pewną tendencję, w którą wpisuje się choćby niedawna decyzja o nie emitowaniu reklam śmieciowego jedzenia w trakcie programów skierowanych do dzieci. Tydzień temu zaś, Sejm zakazał sprzedaży m.in. chipsów, ciastek i napojów energetycznych w szkolnych sklepikach. Jednak to nie jedyne zmiany, które w ostatnim czasie mają wpłynąć na nasze zdrowie i bezpieczeństwo, a jednocześnie pozbawiają nas części wolności.
To niezdrowe...
Wraz z końcem sierpnia został wprowadzony obowiązek noszenia odblasków przez pieszych poruszających się po zmroku poza terenem zabudowanym, co ma zmniejszyć liczbę osób ginących na drogach. Coraz głośniej mówi się dziś o zakazie e-papierosów, a palenie w lokalach poza wyznaczonym miejscem zakazane jest od czterech lat. Ta coraz dalej idąca chęć regulowania wszelkich sfer życia Polaków zaczyna przypominać model, który do tej pory znaliśmy odwiedzając Skandynawię.
Sztandarowym przykładem państwa opiekuńczego jest niezmienne Szwecja. Skandynawistka Paulina Rosińska z SWPS dostrzega pewne analogie między zmianami w Polsce a szwedzką opiekuńczością. – Zmiany w Polsce rzeczywiście pasowałyby do Szwecji. Mówi się, że mieszkańcy tego kraju są "maniakami bezpieczeństwa" i to widać na wielu polach – stwierdza moja rozmówczyni.
Paulina Rosińska zauważa jednak, że w Szwecji najważniejsza jest konkretna osoba, a w Polsce rodzina. – Państwo wspiera u nas rodzinę, którą traktuje jak podstawową jednostkę. Gdy student stara się o stypendium, musi wykazać dochód na osobę w rodzinie. W Szwecji można starać się o wsparcie państwa biorąc pod uwagę własne dochody, a nie innych. To dla nich rzecz niewyobrażalna, aby dochody rodziców 19-latka miały wpływ na otrzymanie stypendium, lub nie – słyszę od swojej rozmówczyni.
Paulina Rosińska
Instytut Filologii Skandynawskich, SWPS

W Szwecji państwo dba o zabezpieczenie potrzeb jednostki, a w Polsce wspiera się rodzinę. Obowiązki, które w Polsce wypełnia rodzina, na swoje barki wzięło państwo. Szwedzi nie chcą tworzyć sieci zależności, która uzależnia. A ta sieć zależności rodzinnych, jest realizowana przez państwo, które dba o swojego obywatela. Zakaz palenia, czy fakt sprzedawania alkoholu w specjalnych sklepach, gdzie sprzedawcy "doradzają" klientom, aby nie kupowali za dużo i byli zdrowi.

Jak dzieci we mgle
Suchej nitki na działaniach rządu nie zostawia ekonomista Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Przypomina on, że przecież w PRL-u władza wiedziała lepiej, co służy, a co szkodzi społeczeństwu. Jednak poza obszarami czysto politycznymi, władze minionego sytemu nie szły tak daleko jak obecne. – Władza demokratyczna traktuje swojego wyborcę, mimo jego pełnoletności, jak człowieka o tendencjach samobójczych i destrukcyjnych – mówi Sadowski.

Paternalizm:

Doktryna społeczno-polityczna ujmująca ogół stosunków społecznych w sposób zbliżony do zasad rządzących życiem rodziny. Według paternalizmu niektóre jednostki lub grupy społeczne winny być kontrolowane, ochraniane i kierowane przez inne osoby lub grupy, ponieważ nie są wystarczająco kompetentne do kierowania własnym postępowaniem. Czytaj więcej

– Każdy wie, że są ryzyka związane z tym, że jak idę poboczem w czarnym stroju, to narażam się na fakt przejechania przez kierowcę. Natomiast tu jest próba narzucenia wszystkim rozwiązania, chyba bardziej na zasadzie kolejnego tytułu do karania obywateli, a nie zapewnienia czegokolwiek innego – stwierdza ekspert. Jego zdaniem, w retoryce polityków już od wielu lat utrzymuje się coraz wyższy poziom nastawienia paternalistycznego wobec swoich wyborców i traktowania ich jako duże dzieci, które trzeba brać za ręce i przeprowadzać przez życie, bo sami sobie nie poradzą.
Andrzej Sadowski

Programy polityczne w coraz większym stopniu odbierają ludziom prawo wyboru i decydowania o sobie. Zjawisko to pojawia się we wszystkich partiach i jest stałym elementem mówienia nam, jak mamy żyć. Politycy, a tak naprawdę armia urzędników mówi nam, co mamy w życiu robić, nie pozostawiając nam pola wyboru.

Dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego nie traktuje ostatnich ingerencji jako innowacji czy też zmian idących w kierunku państwa opiekuńczego. Jego zdaniem, jest to powrót do "normy". – Dzisiejsze państwa, w porównaniu do tych sprzed pół wieku, są znacznie słabsze. Są to akty rozpaczy i pamiętajmy, że wielu obywateli chciałoby, aby państwo ponownie gwarantowało pełne zatrudnienie. Póki co, są to pobożne życzenia, między innymi z powodu globalizacji, która jest głównym czynnikiem ograniczającym działanie państwa – mówi Rafał Chwedoruk.
Wolności, czy opieki?
Andrzej Sadowski zdaje sobie sprawę z tego, że część Polaków oczekuje prowadzenia za rękę, a nawet wyręczania w myśleniu. Przywołuje jednak badania, gdzie pod względem mentalnościowym Polacy są najbliżej Amerykanów, jeśli chodzi o poczucie własnej wolności. – Cenimy sobie wolność wyboru i nie na darmo mówi się, że walczymy o wolność swoją i innych – przekonuje ekonomista.

Polacy chcą państwa opiekuńczego?

Aż 99% obywateli uważa, że rolą państwa jest zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa, a 98% twierdzi, że musi ono dbać o poszanowanie własności prywatnej. Czytaj więcej

Rafał Chwedoruk uważa z kolei, że polskie społeczeństwo jest egalitarne, co oznacza dążenie do sprawiedliwości społecznej i równości ekonomicznej. Przemiany ustrojowe sprzyjały zaś pogłębianiu nierówności społecznych, które dziś, po kilku latach względnego dobrobytu i stabilizacji, znowu zaczynają być dostrzegane. – To, co wydarzyło się w ostatnich latach na świecie, w znaczny sposób otrzeźwiło entuzjastów wolnego rynku i okazało się, że w dobie kryzysu gospodarczego to państwo i instytucje publiczne są jedynym gwarantem czegokolwiek, jedynym miejscem, na które można liczyć – mówi politolog.
Tendencja do ingerowania państwa w życie obywateli może być zdaniem Andrzeja Sadowskiego niebezpieczna. – Gwarancje konstytucyjnych praw i wolności stają się fikcją. Obywatel nie ma prawa do błędu, bo pozbawiono go wyboru. Niestety wchodzimy w świat Orwella, gdzie władza za nas decyduje, bo wie lepiej, co jest dla nas dobre. To już nie jest fikcja literacka, bo okazuje się, że zagrożenia totalitaryzmem w demokracji są równie silne, jak w systemie gdzie władza nie pochodziła z wolnych wyborów – mówi Andrzej Sadowski.
Czy człowiek ma prawo sobie szkodzić?
Państwo coraz częściej stara się myśleć za obywatela. Dba o jego zdrowie i bezpieczeństwo, bo zakłada że wie lepiej, co jest dobre dla danego człowieka. Restrykcyjne przepisy ograniczające naszą wolność mają zwolnić nas z myślenia i zakładają, że obywatel może działać na własną szkodę. – Władza cały czas przekracza granicę, proponując coraz bardziej szczegółowe regulacje naszego życia, gdzie im więcej przepisów, tym mniej wolności – mówi ekonomista Andrzej Sadowski.
Diagnozując stan "opiekuńczości" naszego państwa, dr Rafał Chwedoruk przywołuje XIX-wieczny dylemat. – John Stuart Mill stawiał pytanie, co mamy zrobić, gdy widzimy spróchniały most i człowieka, który chce przez niego przejść. Czy mamy prawo go nie wpuścić, bo wiemy, że wpadnie do wody? Na poziomie filozoficznym nie rozstrzygniemy tego sporu. Ale gdyby ktoś przedkładał prawo producenta słodyczy nad prawo dziecka do zdrowia, wydałoby mi się to absolutnie nieludzkie. Czasem ingerencja państwa na poziomie jedzenia słodyczy jest lepsza, niż na przykład wydawanie miliardów na ratowani spróchniałych zębów – mówi.
A czy w dzisiejszej Polsce, człowiek stojący przed spróchniałym mostem zostałby na niego wpuszczony? Odpowiadając na to pytanie, dr Chwedoruk podkreśla różnicę w stanie świadomości elit społecznych i większości Polaków. – Większość domagałaby się, aby nie wpuszczać nikogo na most i postawić tam nie tylko punkt informacyjny, ale i strażnika. Natomiast polskie elity wpuściłyby tam każdego, ale pod jednym warunkiem. Musiałby się ubezpieczyć w prywatnym towarzystwie ubezpieczeniowym – konkluduje politolog Rafał Chwedoruk.