Zapierająca dech w piersiach wystawa zdjęć rannych w Iraku i Afganistanie żołnierzy to wstrząsający obraz wojennego dziedzictwa, który może – ale wcale nie musi – uświadomić nam jak wielka jest skala wojennego piekła.
Projekt „In Wounded: The Legacy of War”, bo to o nim mowa, po raz pierwszy będzie można zobaczyć 12 listopada w londyńskim Somerset House. Składają się na niego wizerunki weteranów – kobiet i mężczyzn – wojen prowadzonych przez USA w Iraku i Afganistanie. Nie mają rąk, nóg, oczu, nosów… Mają protezy i blizny. Słowem - to seria wiarygodnych fotografii ludzi, którzy za swoją walkę zapłacili wielką cenę. I muszą z tym wielkim, nieuregulowanym rachunkiem żyć.
Autorem 30 zdjęć, które za kilka dni zostaną wystawione w Somerset House jest… Bryan Adams. Tak tak, ten sam, który nagrał kiedyś kultowe „(Everything I Do) I Do It For You”. Ten jeden z najlepiej sprzedających się brytyjskich wokalistów w swojej ojczyźnie od lat uznawany jest także za szanowanego portrecistę. Nad „In Wounded…” muzyk pracował przez ostatnich sześć lat.
Tylko chwila refleksji
– Cisza i chwila refleksji nad wojną właśnie - to są reakcje, który oczekuję od publiczności – mówi artysta. – Albo inaczej, to są reakcje, które wywołać mam nadzieję.
Nadzieję – dodajmy – z pewnością uzasadnioną, bo na widok 18-latka bez nóg, rąk i z poharataną twarzą trudno chyba zareagować inaczej. Problem tylko w tym, że refleksja, która w zamyśle organizatorów miała dotyczyć piekła walk na froncie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sprowadzi się do zwykłego ludzkiego współczucia.
– Jestem w stanie wyobrazić sobie, co kieruje twórcami takich ekspozycji – mówi Jarosław Świątek, redaktor naczelny Polskiego Portalu Psychologii Społecznej. – Ale nie tędy droga. Pokazując słabości, wzbudzamy litość a tej bohaterowie wystawy takiej jak „In Wounded…” raczej nie szukają.
Nie musicie nam współczuć...
Racja. O tym w rozmowie z "The Independent" mówią zresztą sami zainteresowani. – Boję się ludzi – mówi szeregowiec Ken Facal, ranny w Afganistanie w wieku 24 lat. – Boję się, że coś zauważą, że zaczną mnie o coś pytać, patrzeć na mnie. Kiedy wychodzę z domu, czuję się bezbronny jak dziecko.
– Znam ludzi, którzy płakali nade mną – dodaje kapral Ricky Ferguson, ranny także w walce z Talibami. – Płakali nad tym, co mnie spotkało. A ja nie lubię się rozczulać, zwłaszcza nad sobą samym. Mówię im więc tylko „Słuchaj, to spotkało mnie, nie Ciebie. Jest OK, więc zostaw ten temat”.
Święte oburzenie
Fotografie z zakresu tzw. trudnej tematyki to w ogóle dość ryzykowne posunięcie. Coś, co odbiega od ogólnie przyjętych norm, wywołuje w odbiorcach z reguły negatywne emocje. Obrzydzenie i niesmak. Wstyd. Dopiero na końcu, i tylko u nielicznych, pojawia się współczucie. Weźmy chociażby liczne ostatnim czasy wystawy, na których prezentowane są zdjęcia kobiet po mastektomii. Cel szczytny – przekonać zdrowe kobiety do tego, że warto się badać, a te już chore – że walkę z rakiem piersi wygrać można.
– Bardzo się cieszę, że dziewczyny, nie żadne modelki czy aktorki, pokazały swoją twarz – mówiła kilka lat temu Krystyna Wechmann, prezes Poznańskiego Towarzystwa Amazonek, po premierze jednej z pierwszych takich ekspozycji w Polsce. – Chodzi nam o zniwelowanie strachu kobiet przed badaniem. Wiele z nas myśli, ze rak piersi może zdarzyć się koleżance czy kuzynce, ale nie nam.
W praktyce jednak bywa z tym różnie. Jedni krzyczą, że umieszczanie wizerunku kobiety z blizną zamiast piersi na wielkim billboardzie w centrum miasta jest niemoralne, brzydkie i na dodatek dzieci na to patrzą. Drudzy nie krzyczą, ale poza niesmakiem niewiele na widok takiej reklamy poczują. U trzecich niesmak miesza się ze współczuciem.
I tak na przykład zdjęcia amazonek są problematycznym tematem od dłuższego czasu. David Jay, fotograf kobiet po mastektomii, który prowadzi The SCAR Project, podkreśla, że jego zdjęcia są z Facebooka regularnie usuwane. Rozumie jednak, że niektóre z publikowanych przez niego zdjęć mogą godzić w regulamin portalu. Dodaje jednak, że mimo wszystko na Facebooku powinno znaleźć się trochę miejsca na zdjęcia wielkie, które zobaczyć powinien każdy.
– Takie kampanie odpowiednio są wstanie odczytać tylko ludzie, których choroba, niepełnosprawność czy wypadek dotknął personalnie albo los doświadczył w ten sposób kogoś z ich bliskich – mówi Świątek. – Marzymy jednak o skutku globalnym. O tym by ludzie przestali wytykać bliźnim inność, by nie cenzurowano rzeczywistości. A dokonać tego można tylko w jeden sposób – pokazując ich siłę, nie słabość. Pokazując to, co robią, jak żyją, jak radzą sobie z codziennością, a nie to, co w im w tej codzienności przeszkadza i jednocześnie sprawia, ze dla nas są właśnie inni.
Czy w takim razie możemy marzyć o tym, by drastyczne zdjęcia żołnierzy zniechęciły nas i rządy naszych państw do wojen? Poczekamy, zobaczymy. Jeśli o mnie chodzi – będę się cieszyć jeśli nikt nie zarządzi cenzury dla zdjęć z "In Wounded..." umieszczonych w sieci.
Wystawę „In Wounded: The Legacy of War” będzie można oglądać w londyńskim Somerset House od 12 listopada 2014 do 25 stycznia 2015 r. Wstęp wolny.