
Negocjacje są skutecznym narzędziem, jeśli przy stole siada dwóch równoprawnych partnerów. Teraz tak nie jest, bo prawo jest tak skonstruowane, że związki zawodowe mają nad nami znaczną przewagę. Bezprawnie protestują i strajkują, a finansowe konsekwencje tych działań spadają na firmy. (...)
Żeby dokonać zmian, potrzebne jest poparcie polityków. Tymczasem można odnieść wrażenie, że na ich decyzje większy wpływ niż opinie menedżerów spółek górniczych mają związkowcy.
Politycy są przez górników szantażowani demonstracjami i utratą poparcia ze strony tej grupy zawodowej. Jak ten szantaż działa, mieliśmy przykład podczas exposé premier Ewy Kopacz. Jest oczywiste, że menedżerowie tą drogą pójść nie mogą – możemy jedynie przytaczać racjonalne argumenty za koniecznością zmian. Ale też do korekty podejścia do górnictwa coraz silniej przekonuje polityków rzeczywistość. Przecież nie można wiecznie dopłacać do wydobycia węgla, bo to jest niezgodne z elementarnym porządkiem społecznym. Wszystkie te wielkie zakłady – Ursus, Stocznia, FSO – na których działanie zbyt duży wpływ miały związki zawodowe, upadły.
Orlen dzięki tej zmianie zwolni od 7-10% osób na stanowiskach produkcyjnych a więc od 230 do 290 osób. W spółce jest 270 osób, które już mają lub w 2015 roku nabędą prawa emerytalne. W latach 2009 - 2013 w Orlenie były duże podwyżki: średnio o prawie 25%, czyli znacząco więcej niż w innych firmach sektora przedsiębiorstw.