Po kolejnej w ostatnich latach porażce Państwowej Komisji Wyborczej, wszyscy się zastanawiają: jak do tego doszło? Kto i jak robił system liczący głosy, że nigdy nie działa on tak jak powinien? Kto jest za to odpowiedzialny i ile nas to kosztowało? Jak się okazuje, system zaprojektowała i wykonała firma, która powstała 5 lat temu i była jedyną, jaka stanęła do przetargu zorganizowanego przez PKW.
Firma Nabino, która powstała w 2009 roku. Jej prezesem i wiceprezesem i prawdopodobnie założycielami jest dwoje 30-latków: Zofia Barbara Bogusławska i Maciej Cetler. Firma tak opisuje się na swojej stronie:
Spółka Nabino powstała w lutym 2009 roku, przy współpracy dwojga ludzi zajmujących sie wszelkiego rodzaju usługami internetowymi. Nasz ponad 6-cio letnie doświadczenie w branży informatycznej pozwoliło zdobyć wiedzę, jaka stała się fundamentem spółki.
W jej portfolio znajduje się osiem projektów, z czego trzy wykonane zostały dla: MSWiA, Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Wsi oraz Wojska Polskiego, poczynając od 2010 roku. Firma chwali się też dofinansowaniami z Unii Europejskiej, ale wiele więcej dowiedzieć się o niej nie można.
2. Jak wyłoniono Nabino do realizowania systemu informatycznego dla PKW?
PKW ogłosiła w tej sprawie przetarg, którego sposób przeprowadzenia budzi niemałe wątpliwości. Jak bowiem opisywał „Dziennik Gazeta Prawna”. Najpierw bowiem, w listopadzie 2013 roku, PKW ogłosiła przetarg na Platformę Wyborczą 2.0, który jednak został unieważniony, bo... łamał aż 11 artykułów ustawy o zamówieniach publicznych – co po proteście jednej ze spółek biorących udział w przetargu przyznała nawet Krajowa Izba Odwoławcza. KIO nakazała wtedy zmianę całego SIWZ, czyli dokumentu dokładnie określającego specyfikację przetargu.
Komisja, zamiast porządnie przeprowadzić nowe postępowanie, postanowiła rozpisać to na kilka mniejszych projektów. Już w lutym 2014 ogłoszono dwa małe przetargi: na "Zaprojektowanie i wykonanie witryn internetowych wyników głosowania i wyników wyborów wraz z prowadzeniem i administrowaniem" za 209 tys. zł i "Zaprojektowanie, wykonanie i rozbudowę modułów wyborów do Parlamentu Europejskiego, wraz z administrowaniem i utrzymaniem" za 493 tys. zł. Ten pierwszy wygrała wspomniana Nabino, drugi inna łódzka spółka – Pixel Technology, która obsługiwała PKW przez ostatnie 10 lat i również była bohaterką skandalu.
Jak opisywało „DGP”, w międzyczasie PKW sondowała, czy powinna robić kolejny duży przetarg, ale potencjalni wykonawcy uważali, że termin pożądany przez Komisję jest nierealny. W efekcie więc PKW ogłaszała kolejne małe przetargi, w tym jeden na „Zaprojektowanie i wykonanie modułów do wyborów samorządowych 2014 wraz z administrowaniem i utrzymywaniem”. Koszt realizacji tego projektu PKW oszacowała na kwotę 524 tys. złotych.
Do tego przetargu Nabino stanęła jako... jedyna. Zapewne ze względu na wspomniany, praktycznie nierealny termin realizacji projektu, którego nikt nie chciał się podjąć. Nabino zaproponowała wtedy cenę 493 tysięcy złotych. Warto przy tym zaznaczyć, że zgodnie z do niedawna obowiązującym prawem zamówień publicznych, o wygranej decyduje w dużej mierze to, kto zaproponuje najniższą cenę. W rozmowie z naTemat politolog dr Olgierd Annusewicz słusznie zwrócił uwagę, że w przypadku projektów informatycznych kierowanie się najniższą ceną po prostu nie działa.
Wygranie przetargu przez Nabino ogłoszono w sierpniu 2014 roku, a więc... trzy miesiące przed wyborami. Wykonanie tak kompleksowego systemu w raptem trzy miesiące, i to okrągło licząc, po prostu nie mogło się w pełni udać.
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość szefowi PKW Stefanowi Jaworskiemu, który wielokrotnie prosił władze o wyłączenie projektu systemu wyborczego z przepisów o zamówieniach publicznych, bo powodują one bardzo duże problemy przy projektach informatycznych. - Sprawia nam to ogromne problemy. Nasze próby, by z uwagi na bezpieczeństwo wyborów, a zatem bezpieczeństwo państwa, wyłączyć tę kwestię spod ustawy o zamówieniach publicznych, nie dały pożądanego rezultatu – przekonywał swojego czasu Jaworski. Jego prośby, jak widać, nie zostały jednak wysłuchane.
3. Kto odpowiada za to w PKW?
Osobą bezpośrednio odpowiedzialną za informatyzację w Komisji jest Romuald Drapiński - wicedyrektor ds. informatycznego systemu wyborczego i statystyki wyborczej w Zespole Prawnym i Organizacji Wyborów. Warto jednak zaznaczyć, że na dokumentach dotyczących przetargu widnieją nazwiska komisji przetargowej w składzie widocznym poniżej.
4. Jak PKW i Nabino zareagowały na kryzys?
Spółka wyjaśniała w swoim oświadczeniu z 14 listopada, że wybory samorządowe to najtrudniejsze wybory do policzenia, ze względu na poziom skomplikowania, liczbę kandydatów itd. PKW wyjaśniała, że przez błąd w systemie nie można drukować protokołów zbiorczych i w związku z tym nieznane są wyniki. Winny tego ma być błąd w systemie. Nabino jeszcze nie odniosła się do tych informacji, ale akurat występowanie błędu nie powinno nikogo dziwić – w trzy miesiące trudno stworzyć tak kompleksowy i bezbłędnie działający system.
5. Gdzie szukać źródła problemu?
Problem leży de facto w tym, że PKW, gdy spółki oprotestowały przetarg na Platformę Wyborczą 2.0, nie rozpisała porządnie nowego przetargu, tylko w pośpiechu kilka mniejszych. Efekt jaki jest, każdy widzi.
Zasadne jednak jest pytanie, którzy politycy odpowiadają bezpośrednio za odmowę prośbie Jaworskiego, by przetarg na system wyborczy przeprowadzić bez uwzględniania prawa o zamówieniach publicznych. Niewykluczone bowiem, że gdyby PKW mogła kierować się innym kryterium niż cena, dzisiaj żadnych problemów by nie było. Na szczęście już zarządzono kontrolę NIK w PKW i jeśli Izba będzie tak skrupulatna, jak dotychczas, to możemy się spodziewać, że na kolejne wybory będzie lepiej.