
Zaprawa gipsowa, naprawa pralek, wyprzedaż ubrań i tanie telefony. Wyprzedaż ubrań, masaż egzotyczne i ekspresowe odchudzanie. Kursy językowe, tania książka i jeszcze tańsza kiełbasa – ogłoszenia i reklamy są wszędzie, swoją natrętną obecnością towarzysząc nam od rana do wieczora. Mieszkańców francuskiego Grenoble dyktat wszechobecnej reklamy zmęczył, dlatego merostwo podjęło decyzję o „uwolnieniu całej przestrzeni publicznej od przekazów reklamowych”.
Krzysztof Kosz, Digital Creative Director agencji reklamowej GreyPossible uważa, pozbycie się reklam z przestrzeni miejskiej jest technicznie możliwe w każdym mieście, tyle tylko, że w Warszawie akurat „lobby billboardowe” jest wyjątkowo mocne.
Tu bije serce polskiej przedsiębiorczości, ludzie są biznesowo zorientowani. W pewnym sensie jest większa tolerancja na agresywny marketing. Z drugiej strony nie ma jeszcze mocnej potrzeby do estetyzacji przestrzeni publicznej. Myślę, że jakby przejść się po przystankach przy rondzie Dmowskiego i zapytać ludzi o ich stosunek do gigantycznych banerów, które ich otaczają, to pewnie połowa nie miałaby zdania, a niektórym może by się nawet podobało. W walce z korporacjami to musi być jednogłos. A my mamy taki Times Square na jaki zasługujemy. Pytanie czy mentalnie i finansowo stać nas na inny.
– Gdyby wprowadzić rozwiązanie radykalne, finansowo straciliby wszyscy. I to pewnie odczuwalnie. Reklama jest dźwignią handlu. Zwłaszcza w Warszawie, która żyje z biznesem w życiodajnej symbiozie – mówi Krzysztof Kosz.
