Była dziennikarką TVN24, a została gwiazdą urugwajskiej telewizji. "Czasem tęsknię za adrenaliną pracy w Polsce"
Była dziennikarką TVN24, a została gwiazdą urugwajskiej telewizji. "Czasem tęsknię za adrenaliną pracy w Polsce" Fot. Archiwum własne

TVN rokrocznie plasuje się w rankingach "pracodawcy marzeń". Mimo to, Karolina Marczewska zamieniła go na chłopaka marzeń, rodowitego Urugwajczyka. Okazało się, że wybór był dobry, a Karolina i tak robi dziś medialną karierę, tyle że w Urugwaju, gdzie otrzymała nominację do tamtejszych "Tele kamer" w kategorii osobowość roku. O tym, jak do tego doszło, opowiedziała w rozmowie z naTemat.

REKLAMA
U mnie jest 13:30, a u Ciebie?
Karolina Marczewska: 10:30. Zaraz wychodzę do pracy.
Miałaś świetną pracę w TVN24, byłaś dziennikarką z perspektywami. Teraz mieszkasz w Urugwaju i podbijasz tamtejszą telewizję. Jak to się stało?

Byłam redaktorką, więc moje życie już wtedy było szalone i nastawione w stu procentach na pracę. Któregoś razu pojechałam do Berlina na weekend, aby odpocząć od korpo-roboty. Los chciał, że w hotelowym barze poznałam Diego. 
logo
Karolina i Diego Fot. Archiwum własne
Strzała amora?
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście zwróciliśmy na siebie uwagę, ale ja byłam raczej sceptycznie nastawiona, mimo że on chciał kontynuować tę znajomość. Wymieniliśmy się kontaktem na Facebooku, ja po weekendzie wróciłam do pracy, a on kontynuował swoją podróż po Europie. 
To nie był jakiś romans, ale pomyślałam, że fajnie mieć znajomego w Urugwaju i że może kiedyś tam się wybiorę. Jakiś czas później napisał do mnie, że zostały mu cztery dni w Europie i że chciałby przyjechać do Polski. Zgodziłam się, ale zapowiedziałam że nie mam urlopu, więc nie będę miała dla niego czasu. On wsiadł w pociąg i przyjechał do Warszawy. To było 20 października 2011 roku, czyli w dniu kiedy zabito Kadafiego. 
Ale znalazłaś dla niego w końcu czas, skoro jesteś w Urugwaju.
Tak, poszliśmy na kolację. Spędziliśmy intensywne cztery dni, w międzyczasie poznał moich rodziców i musiał wracać do Urugwaju. Tydzień po powrocie wysłał mi mailem bilet do Urugwaju na styczeń, oraz drugi, dla siebie na grudzień do Polski. W marcu musieliśmy podjąć w końcu jakąś decyzję. Mówiłam trochę po hiszpańsku, więc zdecydowaliśmy, że to ja przylecę do niego.
Lekko ci to przyszło?
Byłam zmęczona korporacją, już dwa lata pracowałam w TVN24, chciałam coś zmienić. Ta praca mnie fascynowała, czasem za nią tęsknię. Mój szef powiedział, abym leciała, a jeśli się nie uda, to firma będzie na mnie czekała. Poleciałam więc bardzo pozytywnie naładowana.
Rodzice też tak optymistycznie patrzyli na twoją decyzję?
Nie, oni myśleli, że zwariowałam. Na szczęście są na tyle liberalni i kochani, że wspierali mnie w mojej decyzji. Wiedzieli, że w Polsce nie byłam do końca szczęśliwa. Uciekałam w pracę, aby nie myśleć o swoim życiu prywatnym. Nie miałam kredytów ani zobowiązań, więc pomyślałam: jak nie teraz, to nigdy. Miałam w końcu dopiero 24 lata. Oczywiście część osób śmiała się, że na pewno sprzedadzą mnie tu do burdelu [śmiech]. Ludzie w Polsce naprawdę niewiele wiedzą o tym kraju. 
Jakie były początki? 
Wielka miłość i fascynacja Urugwajem. Montevideo to jedno z najcudowniejszych miast na świecie. Ale nie miałam pracy, byłam całkowicie uzależniona od Diego. Nie byłam do tego przyzwyczajona, bo zawsze byłam dość niezależna. Nagle byłam uzależniona od mężczyzny, mieszkałam w jego domu, musiałam przyjąć rolę pani domu, co nie za bardzo mi się podobało. 
logo
Karolina i Diego. Fot. Archiwum własne
Na przykład bardzo przeszkadzało mi, że Urugwajczycy późno jedzą. To może się wydawać głupotą, ale każdy ma swoje przyzwyczajenia. W Polsce kolację jemy ok 19.00 i jest ona raczej lekka. Tu jedzą między 22.00 a 23.00 i jest to obiad. Taka głupota, a była powodem częstych niesnasek.
Kiedy stanęłaś na własne nogi?
Szybko. Przyleciałam w marcu, a już maju miałam pracę w agencji medialnej, która pracuje dla całego kraju z wyłączeniem Montevideo. Pracujemy z klientami, którzy chcą ogłaszać się w mediach lokalnych. Każde województwo ma tu swoje silne media, które mają większe znaczenie niż ogólnokrajowe. Pracuję tu jako media planer. 
Jak przekonałaś pracodawcę do tego, aby zatrudnił Europejkę z Polski, o której pewnie nic nie wiedział?
Tu wszystko załatwia się po znajomości. Właściciel tej agencji jest kolegą Diego. Szukali kogoś, kto będzie miał świeże podejście do tematu. Miałam też odpowiednie wykształcenie - napisałam magisterkę z dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Stwierdzili, że to zapewni świeże spojrzenie i zaproponowali mi tę pracę. Łut szczęścia, połączony ze znajomościami i odpowiednim wykształceniem. 
To trochę jak w Polsce. 
Tak, praca w mediach jest zawsze tymczasowa. Jesteś na szycie, a za chwilę nie masz pracy. 
A jak trafiłaś do urugwajskiej telewizji?
Było to w tym samym miesiącu, w którym przyleciałam do Urugwaju. Tu każdy może wejść do studia telewizyjnego. Nie jest to tak restrykcyjne, jak w Polsce. Tak naprawdę niemal każdy z ulicy może dostać się na antenę. Wystarczy zapukać. 
logo
Karolina Marczewska Fot. Archiwum własne
Ty tak zrobiłaś?
Tak. Chciałam zobaczyć, jak się produkuje program na żywo. Niespodziewanie zauważył mnie prowadzący i zapytał, czy jestem z Ukrainy. Powiedziałam, że z Polski. To go zainteresowało i zaprosił mnie do wejścia na żywo. Musiałam śpiewać po polsku sto lat, bo akurat ktoś miał urodziny. 
Czyli poszłaś sobie do telewizji i weszłaś na wizję... 
Dokładnie tak. Tu po prostu tak jest. Kiedyś jakiejś pani zginął piesek, to powiedzieli jej żeby weszła na żywo do programu i ogłosiła to w telewizji. Nie ma żadnego scenariusza, wszystko jest bardzo spontaniczne. 
No dobrze, ale chyba nie za to zostałaś nominowana do telekamery?
Nie. W tym samym tygodniu, ten prowadzący zaprosił mnie do występu w radiu, gdzie szczegółowo opowiedziałam swoją historię. Przez barierę językową, zaliczałam wtopę za wtopą, ale poznała mnie publiczność. Później przez rok była cisza. 
Po tym czasie znów zadzwonił ten sam dziennikarz. Powiedział, że ma nowy program i szuka kogoś do pomocy. Byłam przekonana, że chodzi o edytowanie materiału. Okazało się, że to program na żywo, a ja mam być współprowadzącą. Pomyślałam, że jestem w innym kraju, że i tak nikt mnie nie zna, więc się zgodziłam. Nie miałam nic do stracenia. 
Na początku moja rola była raczej ozdobna. Mimo to, bardzo dobrze przygotowywałam się do programów, dużo czytałam o Urugwaju, aby nie wyjść na idiotkę. Zadziwiły ich pytania, które zadawałam. Urugwajczycy nie pytają o pewne sprawy, bo się wstydzą, mają jakieś opory lub znają się. Ja zadawałam niewygodne pytania i to się spodobało. 
Czego dotyczył ten program. Był o wszystkim?
Właściwie tak. Program trwał godzinę, w czasie której jednego dnia miałam przed sobą pracowników portugalskiego cyrku, a następnego byłego prezydenta Urugwaju. To było dość wymagające i na dodatek codziennie. 
logo
Karolina Marczewska podczas pracy w urugwajskiej telewizji. Fot. Archiwum własne
Tak jak w Polsce mamy "Telekamery", tak w Urugwaju są nagrody "Iris". Zostałam nominowana w kategorii odkrycie roku, wraz z czterema innymi osobami. Byłam tym niezwykle zaszczycona. To był szalony czas. Pracowałam w telewizji, w agencji i na dodatek zapraszano mnie dosłownie do wszystkich programów. Środowisko jest tak małe, że stałam się swego rodzaju zjawiskiem. Publiczność mnie poznała i stałam się bardzo szybko popularna, mimo że chwile wcześniej byłam kompletnie anonimowa. Ludzie zaczęli mnie pozdrawiać na ulicy, wypytywać o wszystko. Na targu, w taksówkach - wszyscy chcieli ze mną zamienić parę słów. 
Zdobyłaś nagrodę?
Niestety nie udało mi się wygrać, ale za to mogłam wręczyć jedną nagrodę na gali, więc i tak było cudownie. Czerwony dywan, sam rozumiesz...
A co na to twój chłopak? Przywiózł do Urugwaju dziewczynę z Polski, a ona została wielką gwiazdą.
Już teraz mąż - pobraliśmy się w styczniu. Naszemu związkowi to wszystko bardzo pomogło, bo się uniezależniłam i nabrałam pewności siebie. Diego był niezastąpiony, bardzo mi ze wszystkim pomagał. Był swego rodzaju producentem, podpowiadał jak nie popełnić gafy oraz objaśniał kontekst kulturowy. Był i jest moim dumnym przewodnikiem - bez niego by się to nie udało. 
Spotkałaś w Urugwaju jakichś Polaków?
Mój mąż nawet śmiał się, że robię tu za konsula. Poznałam ich wielu. Mam wrażenie, że wszyscy którzy tu przyjeżdżają, zgłaszają się do mnie, bo dowiadują się, że istnieje taka Polka. Bardzo mnie to cieszy. Poznałam wiele dziewczyn, które tak jak mnie sprowadziła tutaj miłość. Ale żadna z nich nie zagościła tu na dłużej. To inny świat i tęskni się za rodziną. 
Byłaś zmęczona pracą w polskich mediach, i trafiłaś do urugwajskich.
No dokładnie! To jest jak narkotyk. Wydaje ci się, że już z tego wyszedłeś, a jednak wciąż cię ciągnie. Ale myślę, że moje obecne zajęcie to właśnie to, co chciałam robić w życiu. Czasem tęsknię za adrenaliną TVN24, za tą synergią grupową, która się tworzyła. Nawet za pewnego rodzaju strachem, który pojawia się w takiej pracy, z powodu wysokiej presji. 
logo
Na zdjęciu: Karolina Marczewska
W urugwajskich mediach jest inaczej?
Inaczej. Mieliśmy w programie psa – czasem się śmiałam, że był ważniejszy niż my – prowadzący. Jak nie przyjeżdżał do studia, główny prowadzący bardzo się denerwował aż odmawiał prowadzenia programu! Zapraszaliśmy osoby, które przechodziły akurat ulicą i opowiadały swoje historie - wszystko jest bardziej na luzie. Na początku mi to przeszkadzało, bo pojawia się sporo błędów. Na błędy w montażu dostawałam prawdziwej furii. Później się nauczyłam, że te media są inne. O wiele bardziej amatorskie. Pracuje się łatwiej i z mniejszym stresem.
Mówi się, że w Polsce media są upolitycznione. A tam?
Tu jest tak samo. Upolitycznienie mediów jest oczywiste. Tak naprawdę nikt tego nie ukrywa i można bez problemu mówić o tym, które media stoją po danej stronie sceny politycznej. Poza tym wszystkie media boją się zadawania trudnych pytań klasie rządzącej. Byłam jedyną osobą, która to robiła. 
I nie nadepnęłaś nikomu na odcisk?
Cały czas to robię i ściągam na siebie problemy. Przeprowadziłam kiedyś wywiad z byłym złodziejem, który wydrążył tunel pod argentyńskim bankiem, dokonał napadu i uciekł. Mówi się, że ukradł jakieś 50 mln dolarów, których nigdy nie odnaleziono, a on jest znowu na wolności. Rozmowa ze mną była pierwszą po jego wyjściu na wolność. Powiedział wtedy, że nie żałuje niczego i gdyby miał jeszcze raz decydować, zrobiłby to ponownie. 
Niektórzy też mnie krytykowali. Choćby za to, że nie pochodzę z Urugwaju, a komentuję tutejszą rzeczywistość. Ja wtedy odpowiadam, że też jeżdżę miejscowymi autobusami i jestem tak samo narażona na kradzieże. To, że jestem z Polski, nie oznacza, że cię nie okradną. A popularne jest tu choćby wybijanie szyb na światłach. Ta krytyka wynikała stąd, że pierwszy raz w urugwajskich mediach pojawiła się osoba, której pytania są niewygodne. Ale cóż, trzeba mieć twardy tyłek. 
Co dalej? Rozważasz powrót? Co musiałoby się wydarzyć?
Mam marzenie, aby móc pokazać Urugwaj w Polsce, a jest dużo do pokazania. Ciekawi ludzie, miejsca - to wszystko nie jest znane w Polsce. Chciałabym nawiązać w tej sprawie współpracę z jakimś polskim medium. 
A czy zakładam powrót do Polski? Na razie o tym nie myślę. Właśnie kupiliśmy piękny dom blisko plaży, założyłam tu rodzinę. Może kiedyś wrócę do kraju z moim mężem i dziećmi. Póki co, tutaj jest moje miejsce.