
Polska polityka to pole działań zdziecinniałych kolesi i jowialnych sarmatów. O naszej rzeczywistości decydują chłopcy, którzy najchętniej nie schodziliby z boiska do piłki nożnej, ryzykują karierę polityczną dla ekskluzywnego zegarka, a na partyjnych wyjazdach dyskutują o wielkości swojego przyrodzenia.
REKLAMA
Niestety, można nawet stwierdzić, że żenujące standardy maskulinizowania polskiej polityki sprowadziły ją do jednej wielkiej rywalizacji – kto ma większego, tego typu przechwałki są bardzo często treścią politycznych rozmów.
W rządzie Ewy Kopacz znowu dominują mężczyźni. To naprawdę nieprawdopodobne, by wciąż decydować się na przedstawicieli płci, która się aż tak w polskiej polityce się skompromitowała. Panie, nawet jeśli niekompetentne, to chociaż próbują nadrobić urodą. A panowie, no cóż, nie można nawet powiedzieć "ale przynajmniej jest pan ładny".
Naprawdę, nawet nie ma na czym oka zawiesić. Potężne brzuchy wylewające się z ław sejmowych to drobiazg, panowie z dumą obnoszą się ze swoim wiekiem, nie farbują włosów, nie korygują zmarszczek. Ja wszystko rozumiem, ale żeby polityk w XXI wieku nie był w stanie o siebie zadbać? Niedobrane garnitury, wymiętoszone cichobiegi zamiast eleganckich lakierków, podwójne a nawet potrójne podbródki, ba!, czasami nawet włosy z nosa wystają. Panowie, jeśli już musicie się pokazywać, to zadbajcie o to, by być miłym w odbiorze.
Cytując klasyka, Polacy może nie są najpiękniejszymi mężczyznami, a w ławach sejmowych siedzą... kaszaloty.
W koncepcji rządzenia mężczyzn nie chodzi o to, żeby coś zrobić, tylko o podkreślanie tego jak ważne jest moje stanowisko i jak wiele mogę za jego pomocą zdziałać. Ma być epatowanie siłą i mocą sprawczą i wrażenie nieomylności, czyli coś w stylu króla, który w rzeczywistości jest nagi, bo jedyne co potrafi, to nadrabiać miną.
Te żenujące pozy, lekceważące uśmiechy, puszenie się jak paw, ale trudno o coś innego, skoro za żadne skarby nie można wyczytać z wypowiedzi posłów i ministrów, po co zdecydowali się wejść do polityki i co chcą w niej osiągnąć.
Męskie kluby wzajemnej adoracji, które szybko mogą zmienić się w siedliska nienawiści. Przecież plotek, kłótni i rozhisteryzowanych rozstań wewnątrzpartyjnych można oczekiwać po słabej płci (sic!). Opinia jest taka, że to panie są dużo bardziej uczuciowe i dające się ponieść emocjom. Polska polityka zmusza jednak do zredefiniowania tego poglądu. Fochy i zranione uczucia są jednym z katalizatorów napędzających dramaturgię polskiego rządzenia krajem. Schetyna i Tusk, Kaczyński i Ziobro, Kwaśniewski i Miller czyli historie pokłóconych politycznych kochanków. Nominacje wynikające z lubienia lub nielubienia, urażona duma, prywatne niesnaski, a gdzie tu interes narodowy?
Obecni kolesiowie są tacy sami, jak rozpijaczeni jowialni sarmaci gotowi sprzedać każdą ideę dla własnej wygody i poczucia ważności. O ile jednak w czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej nie musieli pilnować, by władzy nie przejęły od nich panie, o tyle teraz pilnują status quo. Bo w rządzeniu mężczyzn chodzi o to, żeby wiele się działo i nic się nie zmieniło. Mamy zatem klasyczny problem obrony status quo opisany w przytoczonej tu formule przez George’a Orwella i Giuseppe Tomasi di Lampedusę.
Oczywiście w wersji zdziecinniałej, bo żyjemy w czasach „etosu infantylizmu” - jak to w książce „Skonsumowani” opisał Benjamin Barber. Współcześni sarmaci mają wiele cech wspólnych z tymi z Rzeczpospolitej szlacheckiej - brak jakiegokolwiek fanatyzmu, całkowitą ideową pustkę. Wystarczy posłuchać telewizyjnych wystąpień większości polityków, które niemal w stu procentach składają się z demagogii. Połączenie braku jakiejkolwiek ideologii z „etosem infantylizmu” i niczym nieuzasadnioną pewnością siebie, daje w efekcie groteskę, która jest dominującym gatunkiem w teatrze polskiej polityki.
Współcześni Zagłobowie zapijają potężnie i przegryzają obficie, niczym szlachta na zagrodzie, czego namacalnymi dowodami są nagrania ze sławetnej restauracji Sowa i Przyjaciele. A nie Sowa i Przyjaciółki.
Powyższy tekst powstał w reakcji na falę protekcjonalnych i seksistowskich komentarzy po powołaniu czterech nowych wiceministrów kobiet w rządzie Ewy Kopacz. Bezpośrednią inspiracją był materiał Stanisława Janeckiego. W moim artykule adresatem seksistowskich komentarzy został mężczyzna. W ramach wyjątku od powszechnie przyjętej reguły, że to kobiety oceniamy przez pryzmat płci.
