Obecnie na jednego emeryta pracują cztery osoby, jednak prognozy mówią o stosunku 1:2, a nawet 1:1. Bez dodatkowych zabezpieczeń starzenie się społeczeństwa i postępujący niż demograficzny sprawią, że życie staruszka nie będzie takie wesołe, jak mówią słowa popularnej piosenki.
REKLAMA
W Polsce coraz powszechniej zaczynamy doświadczać zjawiska starzenia się społeczeństwa. Oznacza ono, w najprostszym ujęciu, że grupa wiekowa 55+, będzie stanowić coraz większy procent naszej populacji. Jest to poważne zagrożenie dla stabilności finansowej państwa.
Można by zapytać: czym grozi emerytom stan finansów budżetu, skoro ich świadczeniami zajmuje się Zakład Ubezpieczeń Społecznych? To on pobiera składki od pracujących do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i przekazuje je do emerytów. System ten działał, a nawet wypracowywał nadwyżkę do lat 90-tych. Jednak niż demograficzny, umowy „śmieciowe” bez świadczeń i dłuższy wiek życia rozmontowały go. Obecnie, gdyby nie gigantyczne dotacje prosto od państwa, system emerytalny nie mógłby funkcjonować. Zaplanowane w budżecie na rok bieżący wpływy ze składek (122,2 mld zł) zapewniają pokrycie wydatków FUS na świadczenia (171,9 mld zł) na poziomie 71%. Resztę – prawie 40 mld zł rocznie – dokłada budżet.
Okazuje się, że system emerytalny w Polsce i w wielu krajach Europy, zaprojektowany ponad sto lat temu przez kanclerza Niemiec Otto von Bismarcka, nie był przygotowany na tak radykalną zmianę sytuacji demograficznej. System Bismarcka opierał się na dwóch filarach: niskiej średniej długości życia i wysokim przyroście naturalnym. Za jego czasów (koniec XIX wieku) rodzina z piątką lub większa ilością dzieci nie była niczym niezwykłym. Do tego kanclerz ustalił wiek emerytalny na poziomie 70 lat, którego dożywało 5 proc. społeczeństwa. Średnia długość życia wynosiła wówczas 45 lat, a jednocześnie robotnicy rozpoczynali pracę i opłacanie składek już jako nastolatkowie. Nic dziwnego, że na jednego emeryta w Rzeszy przypadało aż sześciu pracujących.
Z prognoz Głównego Urzędu Statystycznego [Prognoza demograficzna na lata 2008-2035] wynika, że od 2007 roku do 2040 roku ubędzie prawie pięć milionów Polaków w wieku produkcyjnym, czyli w wieku 18-59/64. Za tym postępuje starzenie naszego społeczeństwa. W 2002 roku statystyczny Polak miał 35 lat, a GUS szacuje, że w 2030 będzie miał ich już 44.
Także Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie ma pozytywnych informacji. Wyliczył on, że w 2010 roku na jednego emeryta (w przypadku kobiet 60 lat a mężczyzn 65 lat) przypadało czterech pracujących (odpowiednio 24,6 mln pracujących i 6,4 w wieku poprodukcyjnym). Jego prognozy z marca 2010 roku mówią, że kiedy zakładane w nowej reformie 67 lat, osiągną obecni 40-latkowie, osób w wieku poprodukcyjnym będzie już ponad 10,2 miliona w stosunku do 19,7 miliona w wieku produkcyjnym. Gdy na emeryturę przechodzić będą obecni 20-latkowie sytuacja będzie jeszcze trudniejsza. W 2060 roku na 11,4 miliona osób w wieku poprodukcyjnym przypadać będzie 14,8 miliona osób w wieku produkcyjnym.
Istnieje też wiele czynników pogarszających i tak już trudną sytuację w polskim systemie emerytalnym. Jednym z nich jest emigracja zarobkowa. Wielu Polaków w wieku produkcyjnym wyjeżdża za granicę. Oznacza to, że część zaplanowanych w systemie emerytalnym środków nie trafi do budżetu. Problem tkwi w tym, że wiele z tych osób na starość wróci do kraju i tu będzie chciało u nas pobierać emeryturę.
Skoro może być tak źle, to czy może być lepiej? Podniesienie wieku emerytalnego sprawi, że wysokość emerytury wzrośnie, spadnie jednak czas jej pobierania. A wiele osób martwi też to, czy będą mieć pracę do 67 roku życia. Jednak przy ciągłych wahaniach politycznych, trudno prognozować jaki kształt będzie mieć system emerytalny za 50 lat.
Dlatego warto zastanowić się nad alternatywnym sposobem zabezpieczenia finansowego na starość. Istnieje kilka możliwych rozwiązań. Najkorzystniejsze to IKE (Indywidualne Konto Emerytalne) lub IKZE (Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego). Oba dają realną możliwość odkładania środków na własną emeryturę, bez strachu przed zakusami polityków. Pozwalają na zagwarantowanie sobie dodatkowych pieniędzy, wypłacanych co miesiąc, tak jak zwykła emerytura, a do tego wiążą się z korzyściami podatkowymi. Czas samemu zadbać o swoją przyszłość?