Mimo, że we wczorajszych uroczystościach w związku z 70. rocznicą wyzwolenia Auschwitz Rosji nie reprezentował Władimir Putin a szef kremlowskiej administracji Siergiej Iwanow, nie uniknięto polsko-rosyjskiej różnicy zdań. Chodzi o majowe obchody 70-lecia zakończenia II wojny światowej.
Pytany przez rosyjskich dziennikarzy o organizację uroczystości 9 maja (obchodzony w Rosji Dzień Zwycięstwa) wysłannik Putina odpowiedział, że do tej pory żaden z europejskich przywódców nie potwierdził swojego przyjazdu do Moskwy, ale to - w ujęciu Iwanowa - nie stanowi żadnego problemu. Jest jeszcze bowiem wystarczająco dużo czasu na takie deklaracje. – A jak nie przyjadą, to nic, przeżyjemy – mówił szef rosyjskiej delegacji na obchodach wyzwolenia Auschwitz.
Odniósł się on także do słów Bronisława Komorowskiego, który nie wykluczył możliwości organizacji obchodów zakończenia wojny 8 maja w Gdańsku (państwa zachodnie obchodzą rocznicę dzień przed Rosją), w miejscu, gdzie konflikt ten wybuchł. Zdaniem Iwanowa to jednak dziwny pomysł. – Jakie było w Gdańsku zwycięstwo? – pytał współpracownik Putina.
Przestrzegł zarazem przed próbami zafałszowania historii zmierzającym do pomniejszenia roli Rosji w II wojnie światowej, a tym właśnie - ocenił - sprzyja obecnie "polityczna koniunktura". Ostatnie słowa szefa polskiego MSZ mówiące o tym, jakoby to Ukraińcy wyzwolili Auschwitz, Iwanow uznał za "zniesławienie pamięci milionów ludzi".
Szef administracji rosyjskiego prezydenta nie tylko jednak krytykował, ale i zdobył się na pochwałę Polaków - za utrzymanie większości pomników żołnierzy Armii Czerwonej w dobrym stanie.