Po raz pierwszy w historii w wyborach prezydenckich w Polsce wystartuje muzułmanka – Balli Marzec, etniczna Kazaszka, dziennikarka i działaczka demokratycznej opozycji Kazachstanu. Choć szanse na uzbieranie 100 tys. podpisów ma nikłe, przekonuje, że jej start pozwoli m.in. zmienić postrzeganie wyznawców islamu w naszym kraju. – Tak jak jest mnóstwo niepraktykujących katolików, tak są też masy muzułmanów "z urodzenia". Ja jestem jedną z nich – mówi w rozmowie z naTemat.
Od 12 lat stoi pani na czele Wspólnoty Kazachskiej w Polsce. Po co pani start na prezydenta, skoro wiadomo, że szanse - choćby na zebranie wymaganej liczby podpisów - są minimalne?
W Polsce jest demokracja, której brakuje w Kazachstanie i wielu innych krajach. Pozwala ona każdemu obywatelowi, który spełnia odpowiednie wymogi, wystartować w wyborach prezydenckich. Dlaczego ja miałabym nie skorzystać z tego prawa?
I to jedyny powód? Bo prawo daje taką możliwość?
Oczywiście, że nie. Uważam, że nadaję się na prezydenta Polski nie mniej, niż inni kandydaci. Od lat działam na rzecz przestrzegania praw człowieka, przemian demokratycznych w krajach postsowieckich, jestem działaczką społeczną, upominam się o prawa pokrzywdzonych. Uważam, że to doświadczenie przydałoby się Polsce. Te wolności, które Polska wywalczyła w 1989 roku, nie są przecież dane raz na zawsze. O swobody obywatelskie trzeba walczyć każdego dnia, bo nadużyć jest cała masa.
Mój drugi priorytet to sprawy krajów, które należały do Związku Radzieckiego. W polityce zagranicznej sprawdziłabym się bardzo dobrze, bo bliskie mi są problemy krajów Europy Wschodniej i Azji Centralnej. Nawet jeśli nie będę prezydentem, to wykorzystam kampanię do tego, by sprawy tego obszaru świata zostały bardziej naświetlone, by w Polsce głośno zaczęło się o nich mówić.
W sprawie konfliktu na Ukrainie byłaby pani aktywna jako prezydent Polski?
Tak i myślę, że moje doświadczenie bardzo by tutaj pomogło. Znam język, mentalność ludzi, bo przecież Kazachstan też był w ZSRR. W mojej prezydenturze dążyłabym do tego, by Polska była prawdziwym pośrednikiem między zachodem a byłymi krajami Związku Radzieckiego. Przecież Polacy mają więcej wspólnego z sąsiadami ze wschodu niż z Holendrami czy Francuzami. Byliśmy w tym samym obozie komunistycznym, przeszliśmy przez te same problemy. Dlatego też Polska musi uczestniczyć w rozmowach o Ukrainie. Powinna być mediatorem. Dziś tego nie ma. Jesteśmy poza negocjacjami, choć Ukraińców rozumiemy lepiej niż Niemcy i Francuzi.
A z Rosją by pani rozmawiała?
Tak, bo trzeba dobrze żyć z sąsiadami - niezależnie od tego, czy to sąsiedzi przez ścianę czy przez miedzę. A przecież z Rosjanami mamy wspólne granice. Uważam, że wszelkimi sposobami trzeba przekonywać i negocjować tak, by w naszym regionie był pokój. I nie możemy być obojętni wobec tego, co się dzieje tuż za drzwiami. Nie możemy zamknąć się na dziesięć zamków i powiedzieć: "jesteśmy bezpieczni". Dlaczego z Rosją rozmawiają Niemcy, a my nie możemy? Dziwi mnie trochę postawa polskich władz, które same się izolują.
Miała pani już wcześniej styczność z polityką? Doświadczenie z działalności społecznej to jednak trochę mało.
Oczywiście jako działaczka społeczna i prezes Wspólnoty Kazachskiej spotykałam się z politykami. Ale sama nie byłam i nie jestem politykiem. Nie uważam, by to było moją wadą. Jestem zwykłym obywatelem, który walczy o prawa człowieka i swobody obywatelskie. To są podstawy demokracji w każdym kraju. Jeśli chodzi o doświadczenie z działalności społecznej, to jest ono bardzo cenne. Spotykałam się z protestującymi górnikami i rolnikami, by wysłuchać ich problemów. Interweniowałam, gdy policja w Żarach o szóstej rano wkroczyła do pięciu rodzin w poszukiwaniu pierścionka, który zgubił policjant. To tylko aktywności z ostatnich miesięcy. Przez lata było ich znacznie więcej. Zawsze dotyczą podstawowych spraw, zwykłych problemów przeciętnych obywateli, którzy - choć mamy w Polsce demokrację - często mogą odczuć co innego.
Gdyby miała pani w jednym zdaniu streścić filozofię swojej prezydentury, co by to było?
Trzymać z narodem, żyć problemami obywateli. Bo kto to jest prezydent? To jest strażnik swobód obywatelskich, strażnik demokracji, głos ludzi. Tak ja to rozumiem. Podam przykład. Były protesty górników i ja uważam, że prezydent powinien zareagować momentalnie - wystąpić jako pośrednik, mediator. Tego zabrakło. Ja byłabym prezydentem, który słucha ludzi.
Ogłaszając start w wyborach napisała pani, że jest muzułmanką. Nie boi się pani, że to przeszkodzi w zbieraniu podpisów? Muzułmanie raczej nie są w Polsce pozytywnie odbierani, a co dopiero muzułmanka - kandydatka na prezydenta.
Mieszkam tutaj wiele lat i znam Polaków. Nigdy nie mieli nic przeciwko mnie, mojej wierze czy innym religiom. Jestem muzułmanką i obywatelem Polski, a nie terrorystą, który biega z bronią. Sama boję się islamskich terrorystów, którzy mordują niewinnych ludzi. Wstydzę się za to, że kojarzeni są z islamem. Jestem też spokojna, że moja wiara nie odegra w wyborach żadnej roli.
Co by się zmieniło, jeśli prezydentem Polski zostałaby muzułmanka?
Na świecie jest ponad miliard muzułmanów. Jeśli wyznawca islamu zostałby prezydentem, na pewno odebrano by to bardzo pozytywnie. Efekt byłby przede wszystkim wizerunkowy. Polska pokazałaby się jako kraj tolerancji i różnorodności. Polski rząd wydaje niemałe środki na promocję, a ja sama w sobie jako prezydent promowałabym Polskę.
Innych skutków nie przewiduje, bo uważam, że wiara to jest prywatna sprawa każdej osoby. Ja bym się nie wtrącała w sprawy dotyczące wyznania obywateli. Niech każdy wierzy w co chce.
Ale np. kilka lat temu jako szefowa Wspólnoty Kazachskiej publicznie protestowała pani przeciwko publikacji karykatur Mahometa. Jako prezydent też by pani to zrobiła?
Przede wszystkim na karykatury nie można odpowiadać kulami i przemocą. Uważam, że wyśmiewanie Mahometa czy jakiegokolwiek innego proroka jest niewłaściwe, ale to jest moja opinia. Nie mam zamiaru jej nikomu narzucać. Mamy wolność słowa. Zresztą, ja jestem muzułmanką z urodzenia, nie jestem specjalnie praktykująca, daleko mi do jakiegokolwiek radykalizmu. Powtarzam, że będąc prezydentem nie robiłaby z wyznania sprawy publicznej.
Pani mąż jest katolikiem. Czy islam nie zakazuje brania za męża osoby innego wyznania?
Tak, jest katolikiem, mam też dwóch synów katolików. Tak jak powiedziałam, nie jestem praktykującą muzułmanką i też nie widzę w tym specjalnego problemu. W Polsce jest bardzo dużo niepraktykujących katolików i nikt się temu nie dziwi. Podobnie jest z muzułmanami. Bardzo duża część polskich wyznawców islamu nie praktykuje. Ja znam wiele takich osób. Jak czytam czasem, że ktoś straszy tutaj radykalnymi muzułmanami, to jest to po prostu śmieszne.
Szariatu w Polsce nie będzie?
Szariat w Polsce to chyba jakiś żart. Bez sensu o tym rozmawiać. Ja nie dzielę ludzi na muzułmanów, katolików czy reprezentantów innych religii. Dzielę na mądrych i głupich. Jednych i drugich jest wielu w każdej religii.