Od kiedy został prezydentem Słupska, Robert Biedroń ma wyjątkowo dobrą prasę. I passę. Ludzie polubili „normalnego” urzędnika, który tnie wydatki w ratuszu i przyjeżdża do pracy rowerem. Do tej pory Biedroń nie zaliczył ani jednej wizerunkowej wpadki. Z naciskiem na „do tej pory”.
Biedroń wzbudził entuzjazm mediów, kiedy oświadczył, że wraz z początkiem jego prezydentury urzędnicy muszą przygotować się na oszczędności. Zmniejszył im przywileje samochodowe – zmniejszył liczbę służbowych aut i ograniczył możliwość korzystania z tzw. kilometrówek. – Zmiany, które chcemy wprowadzić, sprowadzają się do ograniczenia ryczałtów. Chodzi o to, aby z takich dodatków korzystały osoby, które tego faktycznie potrzebują. Mam na myśli na przykład poborców podatkowych. Inni urzędnicy mogą w czasie pracy przemieszczać się na piechotę lub skorzystać z komunikacji miejskiej – powiedział wówczas Marcin Anaszewicz, szef gabinetu Biedronia.
Potem prezydent Słupska zachęcał do picia wody z kranu – też w ramach oszczędności.
Same trafione decyzje, same dobre wizerunkowo posunięcia. Aż do teraz. Teraz bowiem Robert Biedroń nie omieszkał poinformować prasy, że w gabinecie, który odziedziczył po swoim poprzedniku, znalazł telewizor z kanałami pornograficznymi. Ponoć trafił na te kanały przypadkowo, kiedy szukał programów informacyjnych.
Przypadkowo czy nie – po co od razu informować o tym media? Czy płynie z tego jakakolwiek korzyść? Biedroń tłumaczy, że nie ma nic przeciwko filmom pornograficznym, ale dostęp do nich nie powinien być finansowany z publicznych pieniędzy. – Pan prezydent zdecydował, że zerwiemy umowę na najwyższy pakiet i zostawimy tylko pakiet kanałów newsowych – powiedział dumnie "Gazecie Wyborczej" asystent prezydenta Słupska Igor Nizio.
Czyli po pierwsze kanały były w pakiecie, po drugie nie wiadomo, czy były prezydent Słupska Maciej Kobyliński je oglądał. Po trzecie – po co od razu informować o tym media? Jeśli aż tak Biedronia boli „najwyższy pakiet”, niech rozwiąże umowę i już – problem z głowy. Może warto czasem przypomnieć sobie, że nadgorliwość, jak głosi powiedzenie, jest gorsza od faszyzmu.