
Zaledwie kilka dni temu Paweł Kukiz cieszył się z każdego podpisu, jaki wpływał do jego komitetu, a dziś... przyznaje, że czarno widzi nie tylko zbieranie podpisów, ale w ogóle kandydowanie.
REKLAMA
Jeszcze kilka dni temu Paweł Kukiz entuzjastycznie dziękował w mediach społecznościowych, za podpisy, jakie spłynęły do jego komitetu. „To niesamowite jak obcy sobie ludzie potrafią iść ramię w ramię” - pisał na Twitterze.
Muzyk od początku podkreślał, że nie ma własnych struktur partyjnych, dzięki którym zbieranie podpisów byłoby sprawniejsze. Mimo to, nie przestawał liczyć na „obywatelski zryw” tych wszystkich, którzy domagają się zmian systemowych w Polsce. Dziś Kukiz traci już nieco rezon.
Paweł Hałaczkiewicz, szef jego sztabu wyborczego nie chce zdradzać konkretnej liczby podpisów, mówi jedynie o kilkunastu tysiącach zebranych we Wrocławiu i Lubinie.
Sam były lider zespołu Piersi podczas spotkania z wyborcami w Częstochowie otwarcie przyznał, że czarno widzi nie tylko zbieranie podpisów, ale w ogóle kandydowanie. Cytowany przez Gazeta.pl Kukiz miał przyznać, że jest realistą, więc o urzędzie prezydenta nie myślał. Liczył natomiast na to, że w obywatelach obudzi się „duch wolnościowy, duch podmiotowości i poczucia własnej wartości”. Dziś muzyk ubolewa nad tym, że żyjemy w społeczeństwie „chłopów pańszczyźnianych", które – jak prognozuje – zostanie zniszczone w ciągu najbliższych kilkunastu lat.
Czas na zebranie 100 tysięcy podpisów przez każdego z kandydatów do Pałacu Prezydenckiego mija 26 marca. Mimo pesymistycznych nastrojów Kukiz zdaje się nie poddawać – na Facebooku zamieszcza mapkę z miejscami kontaktowymi, w których można złożyć podpisy.
Źródło: Gazeta.pl
