
Prezydent Rosji od tygodnia nie pojawił się publicznie. Kreml zaprzecza, by był chory, ale natychmiast wróciły te same teorie spiskowe, które w różnej formie pojawiają się od dawna. Już w październiku 2014 roku amerykański dziennik "New York Post" pisał, że prezydent Rosji cierpi na raka trzustki, jedną z najbardziej śmiercionośnych form nowotworu. Z kolei teraz popularna jest wersja z udarem mózgu, którego Putin miał doznać kilka dni temu.
Wyobraźmy więc sobie, że Putina nie ma. Z jakiegoś powodu – mniej istotne, z jakiego – przestaje rządzić. Co dalej? W "normalnym" kraju na pierwszym planie jest wtedy konstytucja. Ta rosyjska mówi, że osobą, która zastępuje prezydenta w momencie, gdy nie jest w stanie wypełniać swoich obowiązków, jest premier rządu. – Stało się tak pod koniec prezydentury Jelcyna, kiedy w noc sylwestrową z 1999 roku na 2000 stwierdził, że ustępuje. Automatycznie pełniącym obowiązki prezydenta stał się premier, czyli właśnie Putin – przypomina Ćwiek-Karpowicz.
Art. 92 Konstytucji Rosji
Prezydent Federacji Rosyjskiej zaprzestaje pełnienia obowiązków przedterminowo w przypadku swego ustąpienia, trwałej, spowodowanej stanem zdrowia, niezdolności do wykonywania obowiązków lub złożenia z urzędu, przy czym wybory Prezydenta Federacji Rosyjskiej winny się odbyć nie później niż w trzy miesiące od chwili przedterminowego zaprzestania pełnienia obowiązków.
W tym miejscu zaczyna się obszar wyjątkowej niepewności i nieprzewidywalności. Wiadomo, że z Miedwiediewem w tle będzie rozgrywała się potyczka o sukcesję po Putinie. Nie wiadomo, a przynajmniej nie na pewno, między kim i jaką przybierze postać.
Z władzą w rękach tych osób reżim byłby bardziej autorytarny niż u Putina. Biorąc pod uwagę problemy ekonomiczne Rosji, zachodnie sankcje i wojnę na Ukrainę, mogłaby to być wojskowa junta.
Nie wszyscy eksperci są jednak przekonani, że "siłownicy" będą w stanie zagarnąć władzę dla siebie. – Znaczenie tych, którzy stoją na czele struktur siłowych, jest wyolbrzymiane. Nie widać nikogo, kto stworzyłby silną grupę. To są osoby do wykonania pewnych zadań, mogą wspierać i inspirować Putina, ale sami z siebie są słabi. Dlatego teza, że generałowie szykują zamach stanu, jest wątła – przekonuje Ćwiek-Karpowicz.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl