Perfumy to nie tylko piękny zapach ale i historia, którą opowiadają
Perfumy to nie tylko piękny zapach ale i historia, którą opowiadają Fot. Stephanie Watson / http://bit.ly/1CdTYyA / CC - BY / http://bit.ly/1mhaR6e

Niczym. Tak nazywa się ostatnia kompozycja, która dla mnie jest jak wizyta w sklepie indyjskim. Duszące, kadzidlane nic - Rien Etat Libre d’Orange to jednak nic w porównaniu do innych zapachów tej marki czy ostatnich nowości od mojego ulubieńca zakochanego w Afryce Północne - Serge’a Lutensa. Skoro istnieje power dressing, pora pomyśleć o nowym pojęciu power perfume, bo reakcje na jego ostatnie kompozycje - powalają.

REKLAMA
Czystość kontra nieczystość
- Czystość, dobre mydło, świeże pranie, jak ty niesamowicie pachniesz! Jakbyś właśnie wyszła z kąpieli - tak przywitała mnie koleżanka w pracy. Kiedy poprosiła czy może wypróbować perfum, których używam, zgodziłam się od razu. Stała się pierwszą ofiarą mojego eksperymentu. Kiedy powiedziałam co oznacza nazwa La Religieuse Serge’a Lutensa stanęła jak wryta i zapach przestał jej się momentalnie podobać. Poczuła ławkę w kościele, kadzidło i wodę święconą. Pobiegła do łazienki zmyć z siebie zapach Zakonnicy. A ja miałam ubaw po pachy.
Myślę, że ubaw miałby również sam projektant, który najbardziej na świecie nie trawi sztampowych zapachów dla mas. Każda jego kompozycja jest wybitna. I o każdej da się powiedzieć coś pozytywnego. I gdybym zamiast informować Martę, że to zapach zakonnicy, wmówiła jej, że to aromat świeżego prania, albo wiosennego weekendu nad jeziorem, reakcja jak na moje byłaby zgoła inna. Skąd to wiem? Bo wkręciłam więcej niż jedną osobę.
logo
La Religieuse Serge Lutens Fot. Materiały prasowe
– Maryś, jak ty pięknie pachniesz! To ten nowy płyn do płukania tkanin, co kupiliśmy dla dziecka, czy jakiś balsam do ciała - zapytał mnie wieczorem mąż. - Nie, to najnowszy Serge, który nazywa się po prostu "świeże pranie". Dlatego jest taki mydlany i czysty w odbiorze. - odpowiedziałam. – Jest idealny! Jakbyś właśnie wyszła spod prysznica i nasmarowała się balsamem i założyła moją białą koszulę na gołe ciało - powiedział. No widzisz, a tak się wesoło składa, że to zapach innej czystości. Dziewiczej - bo nazywa się tak naprawdę Zakonnica. Ale ponieważ mój mąż kocha zapachy Lutensa nazwa nie zrobiła na nim wrażenia. - Na twojej skórze nawet zakonnica pachnie seksownie!
Ciekawe, co by w takim razie powiedział na inne niszowe aromaty, które są całkowitym zaprzeczeniem siostry zakonnej i jej spokojnej, skromnej aury...
Mam na myśli dzieło marki Etat Libre d’Orange, czyli Pałacową Dziwkę. Żeby nie było za łatwo, spryskałam nim ciało od stóp do głowy w drodze na spotkanie z przyjacielem. Spoglądał na mnie spod oka i w końcu wydusił: – Czy ty zmieniłaś fryzurę? A może inaczej się pomalowałaś? Wyglądasz zupełnie inaczej. I ten zapach, jakbyś właśnie wyszła z limuzyny ze skórzaną białą tapicerką. – zauważył. – To perfumy? Krem? Czy lakier do włosów? - postanowił nie odpuszczać. Nie to tylko Pałacowa Dziwka. Putaines Des Palaces Etat Libre d’Orange. Łukasz na początku się zaśmiał, po czym przyznał, że właśnie z tym mu się ten zapach kojarzy. Z luksusową prostytutką. I że tak działa na mnie, że zupełnie inaczej się nosząc go zachowuję.
logo
Putain des Palaces Etat Libre d'Orange Fot. Materiały prasowe
Postanowiłam więc to sprawdzić na spotkaniu rodzinnym przy kolacji u babci. – Czym dziś pachniesz kochanie? Bardzo mi się podoba. Pasuje do ciebie! - zapytała największa fanka ciężkich perfum na świecie, moja babcia. – Pałacową Dziwką babciu, ale jeśli twierdzisz, że do mnie pasuje, to będę je nosić. – Maryjko, jakbym wiedziała, że perfumy tak się nazywają w życiu bym ich nie użyła. Albo bym je przelała do innego flakonu! Chociaż, sama przez lata używałam Poison, czyli truciznę i Opium… No właśnie, przynajmniej pałacowa dziwka brzmi poetycko. Która z nas nie chciałaby pachnieć skórą, fiołkami i nutami zwierzęcymi, słowem: seksem w hotelu z nieznajomym?
Sierotka czy bizneswoman
–Strasznie mi się podoba jak pachniesz. Pieniędzmi, władzą, siłą i luksusem - powiedział Tomek, z którym siedzę biurko w biurko. Trafił jak kulą w płot, bo tym razem użyłam najnowszej kompozycji Serge'a Lutensa, która nazywa się Sierota (L'Orpheline). I podobnie jak La religieuse zawiera mocną nutę kadzidła.
– Co to za wstrętny męski zapach! Chyba muszę wyszorować ręce - zareagowała na te same nuty koleżanka. Kiedy powiedziałam jej, że to zapach sieroty, powiedziała, że nie robi to na niej wrażenia, bo jej się zwyczajnie - nie podoba. I gdyby się nazywał Kobieta Sukcesu - zareagowałaby tak samo.
Ale czy aby na pewno? Kreatorzy perfum nie bez powodu dają sprośne lub przekorne nazwy swoim pachnącym kompozycjom. I kiedy kolejnego dnia do pracy przyszłam pachnąc Niczym, czyli Rien Etat Libre D'Orange wiele osób uznało to za świetny zabieg marketingowy. Szczególnie, że tak zwane Nic, pachnie wyjątkowo wyraziście i nie da się przejść obok niego obojętnie.
Jednak kiedy przeglądam wszystkie moje najbardziej ulubione kompozycje mam wrażenie, że nazwa jest w moim przypadku rzeczą trzecioplanową. Najważniejszy jest zapach i to jak układa się na mojej skórze. Na każdym te same kwiatki czy kadzidło pachną zupełnie inaczej. Na jednej osobie Dziwka może pachnieć jak niewiniątko, na innej wręcz przeciwnie. Grunt, żeby się z zapachem czuć dobrze, bo jest historią, którą mamy do przekazania innym.

Napisz do autora: maria.kowalczyk@natemat.pl

Chcesz więcej stylu? Polub nas na facebooku!