fot. Bartosz Bobkowski/ Agencja Gazeta

- Obawiam się że PO może wyglądać po wyborach parlamentarnych jak samotny, biały żagiel - przewiduje Krzysztof Daukszewicz, satyryk, kompozytor i publicysta. Od lat obserwuje naszą scenę polityczną, komentując ją w nadawanym przez TVN24 "Szkle Kontaktowym". W księgarniach właśnie ukazała się jego nowa książka "Tuskuland", która dowcipnie i celnie podsumowuje ostatnie lata rządów Platformy. Dla nas znalazł chwilkę na kawę, aby porozmawiać o polityce. Tym razem na poważnie.

REKLAMA
Spora część Polaków jeszcze nie otrząsnęła się z szoku po wyborach, Pan też? PiS wygrał pierwszy raz od dekady....
Kiedyś musiało to nastąpić. I może nawet dobrze, że stało się to teraz. Już nie mogę się doczekać wyborów do Sejmu, a to z jednego powodu: jestem ciekaw, co tym razem PiS zrobi z Jarosławem Kaczyńskim i Antonim Macierewiczem? Pod jaki dywan tym razem obu panów zamiotą? Swoją drogą, to jest to naprawdę zabawne, jak partia chowa przed ludźmi swoich wodzów, żeby coś ugrać. Wygląda to tak, jakby się wstydziła własnej ideologii. A w szoku nie byłem, byłem raczej zdziwiony, że jeszcze raz uwierzyliśmy w obietnice, którymi zasypał ludzi Andrzej Duda. Podejrzewam, że gdyby jakieś Koło Gospodyń Wiejskich zwróciło się do niego z pytaniem: „co sądzi na temat małych piersi?” to odpowiedziałby, że odpowiednią ustawą postara się je powiększyć.
Na Dudę głosowali głównie młodzi, którzy kiepsko pamiętają rządy PiSu, robotnicy, emeryci, bezrobotni, ludzie ze średnim wykształceniem. To o czymś świadczy? Powinno martwić?
Świadczy tylko o tym, że to właśnie oni najbardziej potrzebują wyborczych obietnic. To są ludzie, którzy chcą mieć więcej od życia, ale nie mają siły lub pomysłów, jak to osiągnąć. Andrzej Duda powiedział, że im to da. Więc sobie myślą, pojedynczo i zbiorowo: „a może naprawdę da? może on jest tym, który nie tylko mówi, że mnie nakarmi tylko nakarmi naprawdę? A jeżeli nie, to przecież będą nowe wybory, więc nic straconego.
Tu tkwi tajemnica sukcesu Dudy? W wyborczych obietnicach, w zapowiedzi obniżenia wieku emerytalnego? Czy po prostu w tym, że jest młodszy, wyższy i robi lepsze wrażenie?
Miał za sobą internet, dużo sztandarów na wiecach, worki nieistniejących pieniędzy i - jak się teraz okazuje - nawet nie odrzuca go od gejów. A co miał prezydent Komorowski? Opowieści o tym, co zrobił dobrego - w chwili, kiedy nikogo nie obchodzi co zrobił, tylko co da. Pan prezydent przez długi czas sprawiał wrażenie, jakby nie chciał uwierzyć, że ktoś może go nie lubić. I się przekonał, że jednak może.
Czego Pan się teraz spodziewa? Prezydentura light do październikowych wyborów parlamentarnych, a później Smoleńsk wróci „na tapetę”?
Gdybym był złośliwy albo miał czarne poczucie humoru - to powiedziałbym, że spełnienia wyborczych obietnic. Ale tak naprawdę: niczego się nie spodziewam. Bo niby co mam sądzić, kiedy słucham posła Błaszczaka? Najpierw mówi, że Prawo i Sprawiedliwość chce zwiększyć kwotę wolną od podatku, a chwilę później - że trzeba opodatkować tych, co mają więcej. Czyli mamy klasyczny przykład " prawdziwego Polaka", który wcale nie musi być bogatym i chce tylko, żeby sąsiad nie miał więcej. Natomiast jeżeli chodzi o Smoleńsk, to jestem przekonany, że ta sprawa dalej będzie jednym ze sztandarów PiS. Macierewicz nigdy nie odpuści, bo to jego fiksum dyrdum. Nawet, kiedy już wszystkie komisje świata powiedzą, że nie było żadnej bomby w samolocie, on i tak powie, że była bo sam ją podłożył. O nim nawet krąży taki dowcip na mieście, jak to go prezes Jarosław pyta:
- Łykasz jakieś lekarstwa?
- Antydepresanty.
- A czym je popijasz?
- Sokiem z brzozy.
logo
fot. Jacek Babiel/ Agencja Gazeta
Był pan zaskoczony sukcesem Kukiza? Wykręcił niezły wynik, przebił nawet efekt Palikota...
Palikota akurat nie sztuka przebić. Ale owszem, wynik Kukiza zaskoczył i wygląda na to, że będzie szedł na parlament. Główny postulat Pawła Kukiza, okręgi jednomandatowe - które według niego zawiodą nas do krainy szczęśliwości - podobają mi się tylko z jednego powodu. Mogą wyciąć partyjne wierchuszki, tych posłów których nie da się już słuchać ani oglądać. Ja poszedłbym jeszcze krok dalej i obok nazwiska kandydata zamieściłbym jego zdjęcie - żeby go kojarzyć z nazwiska i z facjaty. Podejrzewam, że wtedy nie byłoby żadnych głosów nieważnych. Mało tego, skreślałoby się zdjęcie, żeby wyborca miał tę dodatkową przyjemność. Coś czuję, że chyba też mam ochotę założyć partię. Już nawet mam nazwę: MÓJ RUCH.
To będzie na początku mała partia. A JOW-y mają podobno wspomóc takie właśnie małe partie...
Paweł Kukiz mówi, że nic się z nimi nie stanie. A jak on tak mówi - to znaczy, że tak będzie, ponieważ nie od dzisiaj wiadomo, że wiara czyni cuda. Nawet wśród niewierzących, co udowodnili już członkowie byłej PZPR, którzy prosto z komitetów poszli do kościołów i natychmiast zaczęli urzędować w radach parafialnych. Ja cenię takiego polityka, który - kiedy zobaczy na ławce w parku napis " świeżo malowane " - to na wszelki wypadek sprawdzi, czy tak jest. Do Pawła Kukiza powinno dotrzeć przede wszystkim to, że nie każdy jest wrogiem, nawet jeśli się z nim nie zgadza.
Mało tego, on Tomkowi Sianeckiemu powinien flaszkę postawić za to co Tomek nieświadomie palnął. Idę o każdy zakład, że ten przypadek przysporzył Kukizowi dodatkowe kilka procent głosów. Ja doświadczyłem w swoim życiu czego podobnego. Kilka lat temu, przed świętem zmarłych, zadzwonił do Szkła Kontaktowego jakiś gość ze Świdnika, który nawyzywał mnie od najgorszych, stwierdziwszy swoje zdziwienie faktem, że "jeszcze mnie ta święta ziemia nosi". W dwa dni później kwestowałem na Powązkach i jeszcze nigdy nie zebrałam tylu pieniędzy, w tak krótkim czasie. Wszyscy rzucali mi po dziesięć, dwadzieścia złotych mówiąc: - To za tego ze Świdnika.
I być może pan Paweł doświadczył tego samego. Przekonamy się o tym jesienią. Póki co, widać że chce być jak Kmicic: jeszcze nie rządzi, a już chce kilka osób wbić na pal. Widać, że jego Częstochową ma być Sejm.
Ma szansę się dostać? Przecież potrzebuje ludzi na listach.
A co to za problem? Czy wie Pani, ile osób chce sobie pożyć jak taki poseł? On nie musi ich wcale szukać. Sami go znajdą. Mało tego, podejrzewam, że kolejka do jego kwatery w Lubinie będzie się zaczynała za Przemyślem i przechodziła przez Suwałki.
Może czas się zacząć martwić jacy to będą ludzie.
Pewnie będą dobrzy i źli. Podobnie było w Ruchu Palikota. Pojawiło się kilku bardzo rozsądnych i dobrze myślących polityków oraz kilkunastu takich, o których za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał.
Kogo pan obstawia na koalicjanta, jeśli PiSowi uda się wygrać jesienne wybory? Partia Kukiza czy PSL?
PSL może wejść w koalicję z każdym, bo taka jego natura. Tylko, że najpierw sam musi wejść do Sejmu. Tak czy inaczej, obawiam się że PO może wyglądać po tych wyborach jak samotny, biały żagiel.
Zejdźmy z polityki, przynajmniej pośrednio. Najpierw był „Pamiętnik IV Rzepy”, a teraz w księgarniach ukazał się "Tuskuland". Kontynuacja?
Owszem, ale korzenie tej książki są jeszcze starsze. To jest, do pewnego stopnia, dalszy ciąg czegoś co pisałem, kiedy pani była jeszcze mała dziewczynką. Stworzyłem w latach 90-tych cykl książek, które miały jeden wspólny tytuł: „Między Worłujem a Przyszłozbożem”. Uzbierało się tego chyba dziewięć tomów. Worłuje rozchodziły się jak świeże bułeczki, a najwięcej autografów na nich złożyłem w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii.
Dlaczego tam?
Bo nie było wtedy internetu, tabletów, telefonów i tej błyskawicznej komunikacji, jaką mamy teraz. A ludzie za granicą byli ciekawi co się w Polsce dzieje. Więc ci cwańsi - zamiast pisać sążniste listy do rodziny i znajomych - pakowali książkę w kopertę i mieli święty spokój. Te książeczki były grubości stukartkowych zeszytów, więc idealnie pasowały do wysyłki.
„Tuskuland” jest dużo grubszą książką...
Ale tylko po to, żeby piraci mieli więcej roboty. No, i książka jest streszczeniem ostatnich trzech lat. Podobnej objętości był „Pamiętnik IV Rzepy”. W międzyczasie wydałem jeszcze tomik wierszy „Było nie było”, przepięknie zilustrowany przez olsztyńską malarkę Asię Milewicz. Z kolei „Tuskuland” jest opatrzony świetnymi rysunkami Henryka Sawki, które w wielu przypadkach podbijają moje komentarze.
Te dwie książki to dwa całkowicie różne okresy w polskiej polityce. Z którego można się bardziej pośmiać?
Zabawniejsze jest to co aktualniejsze. Ale jest również coś, co je łączy. To samo motto, stworzone przez policjanta z Kielc, który dawno temu powiedział jakiemuś dziennikarzowi, że " prawda jest jak dupa, każdy ma swoją”.
Krystynie Pawłowicz nadał Pan ksywkę " Babeczka z kubeczka”. Dlaczego?
(śmiech) To reklama jakiegoś ciasta. Ona pojawiła się mniej więcej w tym czasie, kiedy pani poseł urządziła sobie wyżerkę na sali sejmowej. Wymyśliłem ten żart i muszę przyznać, że publiczność reaguje na niego żywiołowo.
W „Pamiętniku IV Rzepy” mocno oberwał Ryszard Czernecki. Mówił Pan, że normalny człowiek składa się w 70% z wody, a Czernecki w 100% z wazeliny...
I zdania nie zmieniam. Teraz doszedł jeszcze drugi osobnik płci podobnej, który aż kapie od wazeliny podsuwanej prezesowi Kaczyńskiemu. To Jacek Kurski, który - jeśli nie zostanie posłem - to może być "najszybszym taksówkarzem w mieście", jak o nim pisano w Szkle Kontaktowym.
A komu najmocniej obrywa się w "Tuskulandzie"?
Nie ma nikogo na prowadzeniu. Jest sporo o prezydencie Lechu Wałęsie, który ostatnio kilkukrotnie rozśmieszył mnie do łez. Między innymi tym, że kiedy przyleciał do nas Barack Obama, po jego przemówieniu jakiś dziennikarz zapytał Lecha Wałęsę jak je ocenia, a on - ze swoim zamiłowaniem do skromności - rzekł: "Powiedział dokładnie to, co mu zasugerowałem". Dlatego ciągle jest aktualne epitafium, które kiedyś mu napisałem:
Tu spoczywa Lech Wałęsa, prezydent na schwał,
który sam sobie taki napis dał.
- Tu na tem usypanem kopcu, gdzie mogiła ma
leżem cztery razy Ja:
- Ja jako ten co komunę obalił
- Ja jako ten co mu Nobla dali
- Ja jako ten, którego świat szanuje i zna
i Ja, jako myślem, że ja.
Natomiast najnowsze, które znalazło się w książce i ma szansę się sprawdzić to:
Tu na tym cmentarzu stoi Leszek Miller i nie wiadomo czego chce.
Czy się samemu położyć, czy pogrzebać SLD?
Z Millera jeszcze jako tako, ale nie wiem, czy z Lecha Wałęsy wypada się śmiać?
Można, można. Nie tykam tylko Pana Boga, bo wierzę w niego bez słuchania księży i mam pewność, że ta wiara jest skuteczniejsza. Nie śmiałem się z Jana Pawła II przez szacunek do Niego. Co do reszty - jeśli tylko palnie jakąś głupotę - to nie mam żadnych zahamowań. A jeżeli ktoś wkurza się, widząc mnie w telewizji - zawsze może zmienić kanał.
Miałem taki przypadek kilka lat temu w Lizbonie. Do mnie i mojej żony Wioli przyczepił się " prawdziwy Polak", który postanowił ze mnie zrobić Żyda, winnego wszelkich plag i nieszczęść w kraju. I ten facet, widząc mnie w hotelowej restauracji, zaczął wrzeszczeć, że swoim widokiem psuję mu urlop i zakończył ten cały wywód zdaniem: - A jak widzę pana w tym Szkle Kontaktowym, to - gdybym nie miał w domu telewizora za 10 tys złotych - wyrzuciłbym go przez okno! Na to ja spokojnie odpowiedziałem: - A ja mam telewizor za cztery tysiące, ale za to z pilotem. Minę miał wartą wszystkich pieniędzy.
Czego panu brakuje w polskiej polityce?
Przede wszystkim odwagi. Bylibyśmy wiele kilometrów do przodu gdyby nie fakt, że wszystkie partie, robiły dotąd wyłącznie to, co pozwoli im przeżyć. Funkcjonowały tak, żeby nikogo nie rozdrażnić: ani Unii, ani kościoła, ani związków zawodowych czy partnerskich.
logo
fot. Tomasz Waszczuk/ Agencja Gazeta
A dlaczego pana jeszcze tam nie ma? Ktoś już próbował Pana wciągnąć do czynnej polityki?
Ja się do niej nie nadaję. Nie potrafię być aroganckim, zadufanym, apodyktycznym i chciwym. Kiedyś, będąc dyrektorem domu kultury, przez trzy dni przygotowywałem się, żeby opieprzyć jednego pracownika, który mi podpadł.
???
Żeby go zrugać ani nie urazić. Ja nadaję się do komentowania rzeczywistości. Czy to w piosence, czy w monologu, czy w Szkiełku - staram się rozumieć tych co do mnie mówią. Chociaż coraz częściej przychodzi mi to z trudem i staram się z tym żyć, ale kochać tego nie potrafię. Jestem za to zakochany w ciszy i spokoju, w moim jeziorze na Mazurach, w moim ogrodzie pod Warszawą i w mojej żonie Wioli. I to mi w zupełności wystarczy.
Dawno temu, kiedy były pierwsze wybory do Europarlamentu, jedna z gazet zrobiła ankietę, pytając: kto powinien zostać europosłem z Warmii i Mazur? Dostałem od czytelników najwięcej głosów i to z dużą przewagą nad drugim Piotrkiem Bałtroczykiem. Ale jak pomyślałem, że będę musiał opuścić to wszystko i przez kilka lat siedzieć w tej Brukseli - powiedziałem wszystkim, że nikt mnie nie namówi, za żadne skarby. Okazało się, że byłem naiwnym, pijanym, dzieckiem we mgle, ponieważ - jak patrzę na naszych europosłów - to odnoszę wrażenie, że niektórzy nawet nie wiedzą, jak Bruksela wygląda ani w jakim kraju leży.
Zdarza się Panu jeszcze - tak zwyczajnie - usiąść przed telewizorem, obejrzeć wiadomości, po czym dostać ataku szału? Irytować, oburzać jeszcze na politykę?
Coraz rzadziej. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie mam na nią żadnego wpływu. To co mówię w Szkle Kontaktowym trafia do ludzi, natomiast po politykach spływa jak woda po kaczce. Oni mają swój świat.
Coś ostatnio Pana zaskoczyło, zdziwiło?
Mało tego. Nie tylko zaskoczyło, co wprowadziło w stan szoku.
???
Podczas wręczania nominacji prezydentowi elektowi w tym momencie, kiedy Ryszard Czarnecki usiłował być Pierwszą Damą.
logo
"Tuskuland", nowa książka satyryka Krzysztofa Daukszewicza trafiła do księgarni nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. fot. materiały wydawnictwa Prószyński i S-ka

Partnerem tekstu jest Wydawnictwo Prószyński i S-ka