
Zamawiasz kawę, dodajesz mleko, czasem cukier. Pijesz relaksując się przy muzyce. Mało kto zdaje siebie sprawę, że w cenie wypijanej kawy zawiera się także koszt muzyki odtwarzanej w lokalu.
REKLAMA
Niewielka kawiarnia z dwudziestoma miejscami płaci nawet 150 złotych miesięcznie. Prawdopodobnie koszt odtworzonej muzyki w rachunku jednego klienta przekłada się na grosze, ale w skali całego kraju i kilkudziesięciu tysięcy płatników to rynek warty ponad 100 mln złotych. Tyle od przedsiębiorców, właścicieli biznesów gdzie klientom odtwarza się muzykę pobierają organizacje zbiorowego zarządzania. Zgodnie z prawem to one pobierają opłaty za odtworzenia utworów artystycznych i następnie mają przekazywać środki twórcom.
Problem w tym, że na rynku działa już 8 często konkurujących ze sobą organizacji. Na przykład Związek Producentów Audio Video reprezentuje interesy wytwórni muzycznych, Stowarzyszenie Autorów ZAiKS zbiera środki dla autorów piosenek - to ta organizacja najgłośniej domagała się opłat za czyste nośniki - płyty dvd, cd, pamięci USB a nawet opłat od smartphonów ,bo na nich też gromadzona jest wymieniana muzyka oraz pliki video. Są też Stoart i SAWP, który żądają opłat w imieniu piosenkarzy, m.in: Ewy Bem, Kasi Kowalskiej, czy Wojciecha Młynarskiego.
Jeden inkasent, duży rynek
Po zmianach w ustawie o prawie autorskim Ministerstwo Kultury zobowiązane zostało do wyłonienia jednego poborcy, który następnie będzie dzielił środki pomiędzy artystów i producentów. O trwającym chaosie opowiada Arkadiusz, właściciel kawiarni w Poznaniu. - Chcąc działać uczciwie zgłosiłem się do ZPAV i podpisałem stosowną umowę, na witrynie nakleiłem informację że odtwarzamy legalną muzykę. Jakie było moje zdziwienie kiedy wkrótce zadzwonili do mnie ze STOARTu domagając się dodatkowej płatności dla samych piosenkarzy - opowiada właściciel kawiarni.
Po zmianach w ustawie o prawie autorskim Ministerstwo Kultury zobowiązane zostało do wyłonienia jednego poborcy, który następnie będzie dzielił środki pomiędzy artystów i producentów. O trwającym chaosie opowiada Arkadiusz, właściciel kawiarni w Poznaniu. - Chcąc działać uczciwie zgłosiłem się do ZPAV i podpisałem stosowną umowę, na witrynie nakleiłem informację że odtwarzamy legalną muzykę. Jakie było moje zdziwienie kiedy wkrótce zadzwonili do mnie ze STOARTu domagając się dodatkowej płatności dla samych piosenkarzy - opowiada właściciel kawiarni.
Wcześniej był przekonany, że jeden poborca dzieli opłaty pomiędzy wszystkich twórców mających prawa do wynagrodzenia za odtworzenie piosenki. W praktyce okazało się, że opłaty każda z organizacji chciałaby pobierać z osobna. STOART zażądał dodatkowo 80 proc. stawki ZPAV wynoszącej 250 zł miesięcznie, nie sprawdzając nawet, czy pan Arkadiusz korzysta z jego repertuaru. - W takim razie muzyka kosztowałaby więcej niż cukier i ciasteczko do kawy - irytuje się przedsiębiorca.
Wygląda na to, że zamieszanie potrwa jeszcze jakiś czas bo Ministerstwo Kultury przedłużyło postępowanie w sprawie wyboru jednej organizacji zbiorowego zarządzania do 31 sierpnia. W procedurze biorą udział dwa podmioty ZPAV i STOART. Już teraz emocje sięgają zenitu, bo chodzi o niebagatelne pieniądze. Kto wygra będzie dzielił ponad 100 milionów złotych.
Miliony zalegające na kontach
Dlatego przy okazji postępowania wychodzą na jaw pikantne szczegóły artystycznych interesów. Jak wynika ze sprawozdania za 2014 rok STOART wypłacił artystom 18,1 mln złotych. Jednocześnie zdecydował, że ponad 43 mln z zebranych środków zatrzyma na swoim koncie. Brak wypłaty uzasadnia m.in tym, że w wielu przypadkach artystycznych odtworzeń nie może dokładnie ustalić składu zespołów, liczby wykonawców biorących udział w nagraniu piosenki. Bez takiego dokładnego rozliczenia nie może przydzielić tantiem poszczególnym wykonawcom.
Dlatego przy okazji postępowania wychodzą na jaw pikantne szczegóły artystycznych interesów. Jak wynika ze sprawozdania za 2014 rok STOART wypłacił artystom 18,1 mln złotych. Jednocześnie zdecydował, że ponad 43 mln z zebranych środków zatrzyma na swoim koncie. Brak wypłaty uzasadnia m.in tym, że w wielu przypadkach artystycznych odtworzeń nie może dokładnie ustalić składu zespołów, liczby wykonawców biorących udział w nagraniu piosenki. Bez takiego dokładnego rozliczenia nie może przydzielić tantiem poszczególnym wykonawcom.
Przekładając to na konkretny przypadek. Wyobraźcie sobie, że salon strzygący męskie brody puszcza nagranie z rockowego festiwalu z początku lat 90. Wraz z popularnym wówczas zespołem Daab wchodzi na scenę i śpiewa Grażyna Trela. Problem w tym, że te sama piosenkę Daab wykonywał kiedyś także z Martyną Jakubowicz (obie wokalistki mają podobny głos). Dziś trudno już określić kto konkretnie występował w odtwarzanym materiale i z którego festiwalu pochodzi krążąca w sieci piosenka. Błędy w podpisach zdarzają się nawet we współczesnych serwisach z muzyką. STOART wstrzymuje więc wypłatę, a winę za brak informacji zwala na agentów artystów. A teraz najlepsze. Takich wykonań jest aż 2,5 mln co pozwala organizacji przytulać sumkę wyrażona w milionach złotych. Dopiero po 10 latach „bezpańskie” pieniądze są dystrybuowane, ale już tylko pomiędzy członków organizacji.
Przeciwko takiej polityce od dawna protestuje część środowiska znanych piosenkarzy - To są tylko wymówki. W ciągu ostatnich lat swojej działalności wypłacili artystom zaledwie jedna trzecią zebranych pieniędzy. Dokładnie zaledwie 112 mln złotych z puli 324 mln - mówi jeden z sygnatariuszy apelu do prof Małgorzaty Omilanowskiej, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. - Jeśli sami nie radzą sobie z wypłatą należnych tantiem dlaczego chcą zostać jedyną organizacją pobierająca opłaty w Polsce - dodaje. Zarazem rozmówca naTemat prosi o zachowanie anonimowości ponieważ jak twierdzi władze stowarzyszenia karzą krnąbrnych opóźnianiem wypłaty tantiem.
- Jako artyści, których twórczość jest masowo wykorzystywana w restauracjach, sklepach, zakładach usługowych i imprezach tanecznych apelujemy aby nie dopuścić do powierzenia inkasa organizacji STOART. Działania tej organizacji nie daje rękojmi należytego prowadzenia poboru i podziału środków, tak aby szybko trafiały one do artystów. STOART przetrzymuje ogromne kwoty na swoich rachunkach - piszą w apelu do minister piosenkarze. Podpisali się między innymi: Ryszard Poznakowski, Irena Santor, Jerzy Połomski, Andrzej Piaseczny i Krzysztof Krawczyk.
Bezsilni artyści
Na kontach STOARTu zalega już 179 mln zł. czyli wartość pobranych środków z trzech lat. Z odsetek bankowych uzbiera się 3 mln rocznie co organizacja przeznacza na nieprecyzyjne „cele statutowe”. Zbuntowani piosenkarze twierdzą, że władze STOARTu żyją sobie na bogato. Koszty zarządu organizacji przekraczają 11 mln złotych (czyli 20 procent zbieranych w roku opłat). O ile jeszcze 6 mln to jeszcze w miarę usprawiedliwione koszty samego poboru: wysyłania pism i inkasentów do przedsiębiorców, utrzymywania terenowych przedstawicieli, to aż ponad 4 mln zł biuro wydaje „na życie”. A kto spija tę śmietankę, to kolejny powód do irytacji. Władzom stowarzyszenia przewodniczy Jan Drozdowski rodzinnie powiązany z dyrektorem biura Włodzimierzem Wiśniewskim. Bo Marlena Drozdowska ta sama, która śpiewała z Markiem Kondratem o Mydełku Fa, jest rodzoną siostrą Wiśniewskiego i żoną przewodniczącego.
Na kontach STOARTu zalega już 179 mln zł. czyli wartość pobranych środków z trzech lat. Z odsetek bankowych uzbiera się 3 mln rocznie co organizacja przeznacza na nieprecyzyjne „cele statutowe”. Zbuntowani piosenkarze twierdzą, że władze STOARTu żyją sobie na bogato. Koszty zarządu organizacji przekraczają 11 mln złotych (czyli 20 procent zbieranych w roku opłat). O ile jeszcze 6 mln to jeszcze w miarę usprawiedliwione koszty samego poboru: wysyłania pism i inkasentów do przedsiębiorców, utrzymywania terenowych przedstawicieli, to aż ponad 4 mln zł biuro wydaje „na życie”. A kto spija tę śmietankę, to kolejny powód do irytacji. Władzom stowarzyszenia przewodniczy Jan Drozdowski rodzinnie powiązany z dyrektorem biura Włodzimierzem Wiśniewskim. Bo Marlena Drozdowska ta sama, która śpiewała z Markiem Kondratem o Mydełku Fa, jest rodzoną siostrą Wiśniewskiego i żoną przewodniczącego.
Oczywiście można powiedzieć, że przecież organizacja wybiera władze spośród własnych członków, przedstawicieli środowiska artystycznego. Jednak działającym na wielu scenach artystom, trudno jest i się skrzyknąć na umówiony dzień. - Po 45 minutach oczekiwania przyjmuje się, że ci, którzy przyszli mają prawo decydować i tak organizacja może dryfować sobie bez kontroli - mówi jedna z osób zaangażowanych w stowarzyszenie.
Co ciekawe po skargach artystów i producentów STOART został poddany kontroli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Urzędnicy negatywnie ocenili organizację za to, że opóźnia płatności, członkowie zarządu wypłacają sobie wysokie diety za posiedzenia, regulaminy wypłat są nieczytelne, organizacja nie dzieli się wpływami z innymi uprawnionymi podmiotami. Tymczasem STOART działa nadal, z roku na rok zwiększając stan swojego rachunku, nękając przedsiębiorców i starając się jeszcze zwiększyć swoje wpływy. Zarzuty te grają teraz rolę w decydowaniu o tym, kto ma dzielić tort z wpływów za odtwarzanie muzyki. Pozostaje mieć nadzieję, że Minister Kultury weźmie pod uwagę doświadczenia z przeszłości oraz dobro artystów, i dobro płacących im przedsiębiorców. Kto by przypuszczał, że kupując zwykłą kawę bierzemy udział w tak zaciekłym sporze.
