Fot. Flickr/[url=http://bit.ly/1Jr3rD3/]włodi[/url] / [url=http://bit.ly/CC-BY-SA-2]CC BY-SA[/url] Folklor jest trendy. Młodzi ludzie chętnie wybierają festiwale kultury ludowej
Fot. Flickr/[url=http://bit.ly/1Jr3rD3/]włodi[/url] / [url=http://bit.ly/CC-BY-SA-2]CC BY-SA[/url] Folklor jest trendy. Młodzi ludzie chętnie wybierają festiwale kultury ludowej

O tym, dlaczego walka o Złotą Ciupagę może fascynować, i o co spiera się polskie środowisko festiwalowe rozmawiamy z Joanną Dziadowiec, doktor etnologii i laureatką ubiegłorocznej edycji konkursu Narodowego Centrum Kultury na najlepszą pracę doktorską z dziedziny nauk o kulturze.

REKLAMA
Pani praca doktorska została poświęcona międzynarodowym festiwalom folklorystycznym. Dlaczego padło na ten temat?
Jestem związania z tym środowiskiem od wczesnych lat młodości. Zaczęło się od folkloru podhalańskiego. Wszystko przez moją ciocię, którą traktuję jak drugą mamę Zofię Karpiel-Bułeckę. Regularnie odwiedzałam ją w Zakopanem. Tam co sierpień odbywa się Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich (MFFZG). Jest to jedna z najstarszych imprez tego typu na świecie, skupia górali z różnych zakątków globu.
To była miłość od pierwszego wejrzenia?
Na początku nie pałałam wielką sympatią tak do festiwalu, jak i do samej góralskiej muzyki. Doskonale wpisywałam się w stwierdzenie słynnego kompozytora Karola Szymanowskiego o tym, że wobec muzyki ludowej Podhala nie można pozostać obojętnym: albo się ją kocha, albo się jej nie znosi. Ja przeszłam całą gamę uczuć – od niechęci po miłość.

Co sprawiło, że z niechętnego obserwatora zamieniła się Pani w czynnego uczestnika?
Dostrzegłam, że jest to niezwykle barwne i złożone zjawisko. Do tego niesamowita wymiana energii i ciekawe międzykulturowe studium socjologiczne. Przecież festiwal to nie tylko scena, ale także kulisy. Postanowiłam zbadać, co łączy, a co dzieli górali z całego świata zjeżdżających pod Giewont. Najpierw pomagałam przy organizacji jako wolontariuszka i pracownik, aż wreszcie powróciłam jako badacz. Festiwal pod wieloma względami ukształtował mnie badawczo. Ostatecznie był jednak jedynie przystankiem. Jako członek Studenckiego Zespołu Góralskiego „Skalni” UR z Krakowa występowałam na innych festiwalach w Polsce i za granicą, równolegle je porównując z Zakopanem, i tak powoli rozwinął się szerzej zakrojony projekt badawczy.
Co kieruje młodą osobą, która zamiast wyruszyć na Woodstock postanawia: „a teraz założę archaiczne wdzianko i wyruszę na festyn”?
A dlaczego archaiczne? Strój regionalny zawsze ulegał pewnym przeobrażeniom i wpływom różnych kultur. Ponadto dziś poza tzw. klasyczną odsłoną mamy swobodną modę folkową i etnodizajn. Niestety podobne krzywdzące opinie o festiwalach folklorystycznych wciąż funkcjonują w środowisku zewnętrznych obserwatorów. Takie imprezy kojarzą się w Polsce z dawnymi cepeliadami na usługach władzy bądź z odgrzewanymi kotletami, niemodnymi i sztucznymi skansenami dla zacofanych fanatyków.
A jak jest naprawdę?
Festiwale nie tracą popularności od prawie stu lat. Ich formuła nie wyczerpuje się, ponieważ jest to żywa materia. Ciągle się zmienia i ewoluuje. Obecnie po części popularność tego typu imprez podsycana jest także przez modę na tzw. „powrót do źródeł” i filozofię folk, etno, eko i slow life.
Międzynarodowe odsłony takich imprez stanowią z kolei szansę na faktyczne, a nie tylko pokazowe, poznawanie się ludzi z różnych grup kulturowych. Uczestniczą oni w festiwalach przede wszystkim dla wzajemnego spotkania, a nie tylko dla scenicznego blichtru.
logo
Joanna Dziadowiec wraz z muzykami z Compagnia Folk Triscele "Città di Aragona" podczas International il Festival del Folklore, Verbicaro, Włochy 2009 fot. archiwum prywatne Joanny Dziadowiec
Co z tego wynika?
Uczestnicy dowiadują się wiele o sobie i innych. Ciekawe jest to, że bardziej od różnic zaskakiwały ich podobieństwa: ten sam krok w tańcu, podobny motyw na stroju. Mimo odległości geograficznej nagle okazuje się, że nucą te same melodie. Od zawsze fascynowało mnie zjawisko migracji pieśni ludowej – to, jakie przyjmuje warianty w różnych regionach. Takie chwile zazwyczaj kończą się na wspólnych śpiewach i graniu – słowa są inne, ale melodia podobna.
Czy taka integracja wzmacnia odrębność czy prowadzi do rozmycia się granic i uniwersalizacji?
Dochodzi do wymiany doświadczeń. Dzieje się to jednak przy zachowaniu własnej tożsamości. Zaobserwowałam jednak też inne ciekawe zjawisko. Chodzi o wielopoziomowy przepływ symboli i wzorów kultury – tzw. interfolklor. Rodzą się wówczas treści już nie tyle wielo- co transkulturowe – nie suma, a synergia ukazująca istniejące dziedzictwo kulturowe w nowym świetle.
Czy polskie festiwale różnią się od podobnych imprez za granicą?
Każdy festiwal ma pewne stałe, powtarzające się elementy, z drugiej strony każdy jest inny, ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Jeśli miałabym jednak wskazać na pewne wyznaczniki polskich festiwali, to częściej niż w innych badanych przeze mnie krajach mają formę konkursową.
Przewodniczący tureckiej sekcji CIOFF (fr. Conseil International des Organisations de Festivals de Folklore et d'Art Traditionnels, najpopularniejsza festiwalowa organizacja na świecie – red.) podczas festiwalu pod Ankarą powiedział mi np., że zna i ceni zakopiański festiwal górali MFFZG. Nie rozumie jednak, dlaczego organizatorzy trwają przy konkursie i kategoriach, które zabijają ducha dialogu, wzbudzając niepotrzebną rywalizację rodzącą konflikty. Chodzi o zmagania o Złotą Ciupagę, która uchodzi za ważne trofeum w międzynarodowym ruchu folklorystycznym.

Czy rzeczywiście Złota Ciupaga jest źródłem konfliktów?
Twórcy festiwalu podkreślają, że jednym z jego kluczowych wyznaczników jest wspólna zabawa, do której zalicza się też przecież rywalizacja.
logo
Zespół Fama Folclor Colombiano z Kolumbii podczas ubiegłorocznej edycji Międzynarodowych Małopolskich Spotkań z Folklorem w Myślenicach. fot. archiwum prywatne Joanny Dziadowiec
Co jeszcze charakteryzuje polskie festiwale?
W Polsce mamy do czynienia z brakiem spójności i konfliktowością. Można powiedzieć, że panuje u nas prawdziwe rozbicie dzielnicowe – nie ma trwałej wzajemnej współpracy i wspólnej wizji. Nie mamy jednej znaczącej ogólnopolskiej organizacji folklorystycznej, która skupiałaby krajowe środowisko i aktywnie działałaby na rzecz tego rodzaju praktyk kulturalnych. Polski nie ma też w najstarszej organizacji folklorystycznej, którą wbrew powszechnej świadomości nie jest wspomniany CIOFF (rok założenia: 1970), a IGF (International Union of Folklore Associations, rok założenia: 1949). Jest więc problem z finansowaniem czy z przebiciem się przez kurtynę medialną.
Co Pani ma na myśli?
Temat festiwali folklorystycznych jest wyjątkowo skąpo relacjonowany przez media w Polsce. Proponuję spojrzeć na Węgry. Folklor cieszy się tam dużym uznaniem. Mają nawet folklorystyczny Talent Show – „Fölszállott a páva”. O jego popularności świadczy fakt, że jest nadawany w sobotnie wieczory po głównym wydaniu wiadomości.
Może Węgry stanowią wyjątek? Jak jest w innych krajach?
Podobnie jest na Bałkanach, w Chorwacji, Serbii, Bośni, Bułgarii, Rumunii, Turcji czy chociażby na bliższej nam Słowacji. Tam transmisje z międzynarodowych i lokalnych festiwali folklorystycznych są niemal na porządku dziennym. Są nawet osobne stacje telewizyjne poświęcone tradycjom danego regionu.
A jakie zalety mają polskie festiwale folklorystyczne?
W Polsce obok tzw. klasycznych imprez folklorystycznych mamy obecnie ogromne zróżnicowanie oferty festiwalowej. Od emigranckich festiwali etnicznych (Światowy Festiwal Polonijnych Zespołów Folklorystycznych w Rzeszowie), przez festiwale tematyczne korespondujące z ruchem kulturalnym niszowym i popkulturowym (Festiwal Kultury Kresowej w Mrągowie), aż po festiwale folkowe, wielokulturowe, inspirowane, „skrzyżowania kultur”. Mowa o takich imprezach jak Festiwal Folkowy Polskiego Radia „Nowa Tradycja” w Warszawie czy Festiwal Muzyki Tradycyjnej Rozstaje/Crossroads w Krakowie.
Czym jest właściwie polski folklor?
Jest bardzo zróżnicowany. Przykładowo tradycje mieszkańców nizin różnią się od tych panujących w górach. Z kolei w obrębie samych górali polskich etnografowie wymieniają kilkanaście grup. Obecnie pracuję nad autorskim projektem, celem którego jest m.in. rozbicie hegemonicznego góralskiego mitu jako jednorodnej materii. Projekt nosi tytuł „Podhalańskie (góralskie) mitologie” i poświęcony jest współczesnym obliczom kultury podhalańskiej. Zrodziła się ona bowiem w tyglu różnych grup emigrujących na te tereny w różnym czasie. To wynik syntezy ludowej kultury polskiej (czy raczej chłopskiej kultury rolniczej napływającej m.in. z Małopolski) z elementami słowackimi, węgierskimi, ale także z niemieckimi, rusińskimi, żydowskimi, ormiańskimi, romskimi… a wreszcie z koczowniczymi grupami pasterzy wołoskich. Nie możemy zatem mówić nawet o monolicie kultury góralskiej, a co dopiero o ogólnopolskiej.
Ze wszystkich grup folklorystycznych występujących w Polsce to właśnie kultura podhalańska zdaje się być najbardziej kultywowana. Dlaczego?
Fenomen Podhala zrodził się z zachwytu inteligentów i artystów oraz patriotycznych wizji działaczy politycznych, którzy stworzyli mit apoteozujący. W następnej kolejności przyjęli go sami Podhalanie, którzy dzięki temu ugruntowali swoją tożsamość, świadomość swojej kultury oraz poczucie wspólnotowości i wartości. Stali się dumni i honorowi. Szybko również wyczuli, że może im to przynieść realne korzyści. Rozwiązania elit adaptowali więc na swój własny sposób. I to jest siłą tej kultury, jest ona ciągle żywa.
No właśnie. Czy pozostałe polskie regiony również mogą być dumne z podhalańskiego dziedzictwa? Czy Polska może rościć sobie prawa do góralskiej kultury?
Pod wieloma względami na pewno. Podhale uchodzi za symbol polskości. Warto jednak przyznać, że istnieje wyraźna dychotomia: góral-ceper. Przynależność do szeroko pojętej rodziny karpackiej bardzo często jest dla górali ważniejszą identyfikacją i punktem odniesienia niż utożsamianie się z innymi regionami Polski. Ponadto górale stworzyli dwa wyraźne oblicza swojej grupy i jej kultury. Oblicze zewnętrzne, frontalne, sceniczne, niejako to na pokaz oraz oblicze zakulisowe, dostępne jedynie dla nich samych i dla wtajemniczonych, które różni się od wizerunku turystycznego. O tym, jak wygląda to drugie, można przekonać się osobiście, biorąc udział np. w festiwalach folklorystycznych. Jako widz albo czynny uczestnik.

Praca doktorska Joanny Dziadowiec pt. „Teorie i interpretacje festiwali folklorystycznych w perspektywie interkulturowej” ukaże się niebawem w formie książki pt. „Performatywność folkloru w kulturze współczesnej. Rzecz o międzykulturowych festiwalach folklorystycznych”. Obecnie trwają przygotowania do wydania książki nakładem NCK.

Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.