Wywiad z Jasonem Huntem
Wywiad z Jasonem Huntem archiwum własne

"THORN" to tytuł książki, która od niedawna wywołuje wiele skrajnych emocji. Jedni są nią całkowicie zachwyceni i twierdzą, że zmieniła ich życie, a inni śmieją się z cytatów, które nieco przypominają styl Paula Coelho. Spotkaliśmy się z autorem "THORNA" – blogerem Tomkiem Tomczykiem, który opowiedział nam o kulisach jej powstawania.

REKLAMA
Nie chcesz być już blogerem?
W dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy blogerami, bo używamy mediów społecznościowych. Ale to prawda – książka nieco mnie rozleniwiła, a po jej wydaniu większą przyjemność sprawia mi bycie z jej czytelnikami. Wczoraj wrzuciłem na bloga “zapchajdziurę”, dzisiaj pewnie też to zrobię.
Wolisz bardziej czytelników książki niż bloga?
Nie, w pewnym sensie to są te same osoby, ale nie znam dokładnych liczb. Z tego co widzę po pierwszych kilkuset mailach od ludzi, którzy przeczytali książkę, to kojarzą mnie, ale nigdy nie byli wiernymi fanami bloga. Zresztą nie pisałem książki dla czytelników bloga, żaden bloger czegoś takiego by nie zrobił.
Ta książka to twoja autobiografia?
W żadnym wypadku.
Naprawdę? Czytam twojego bloga od 2005 roku i wiele historii, które są w książce pokrywają się z blogiem
To prawda, ale od zawsze mówiłem, że blog to tylko szkic do książki. Pierwszy jej fragment pojawił się w 2006 roku. Książka zawiera wstawki biograficzne, ale nie jest biografią. Dzieje się przede wszystkim w innym kraju niż Polska, są mile, dolary...
Ile lat powstawała?
Odkąd byłem nastoletnim chłopakiem. Książka czekała wiele lat na dokończenie, bo nie miałem pieniędzy na podróże. Nie było mowy o jej napisaniu bez wyjazdu do Stanów Zjednoczonych czy Meksyku.
Tworzyłeś ją w większości w Nowym Jorku?
Również, ale tam bardzo mało pisałem. W zeszłym roku, gdy pracowałem na "THORN-em", wrzucałem na blog teksty typu “5 miejsc, których nie lubię w Nowym Jorku” itd. Pisałem kilka w ciągu jednego dnia, wrzucałem przez kolejne półtora tygodnia, a naprawdę byłem tam, gdzie musiałem zbierać materiały do książki.
Co z kolejnymi jej częściami?
Dwa kolejne tomy są już napisane, ale wiadomo, że trzeba je dopieścić. Dzień przed puszczeniem "THORN-a" do druku, jeszcze coś musiałem dodać, poprawić, i tak do ostatniej chwili.
Znowu będą nawiązania do bloga?
Odchodzę od tego. Na pewno będzie Andrzej, bo się to fajnie czyta. Niekoniecznie będą treści dotyczące relacji damsko-męskich (klasyka na blogu Kominka), które były w IV rozdziale "THORN-a". Dostałem mnóstwo maili chwalących książkę, ale czytelnicy najsłabiej oceniają właśnie tę część, w której pisałem o związkach. Trochę mnie to zdziwiło.
Wierzyłem, że to będzie dobre, ludzie zwrócą uwagę, a jak się pytam właśnie o te fragmenty, to słyszę – no fajne – i koniec. Być może wydam osobnego ebooka z tymi motywami, w tej chwili dokładnie jeszcze nie wiem.
Kiedyś miałem plan, by pozbierać teksty z bloga i ubrać je w powieść, ale nigdy tego nie zrobię. To od początku był bardzo zły pomysł. Ludzie chcą czytać coś innego.
Kiedy będzie anglojęzyczna wersja książki i jak będzie wyglądać jej promocja?
Ukaże się 13 września, pierwszego dnia na pewno obniżę jej cenę i to wszystko.
A co z angielskim blogiem, który był od dawna zapowiadany?
On już jest. Na razie nie mam czasu go prowadzić, ale teksty są już przetłumaczone, nie będzie raczej atrakcyjny dla polskiego czytelnika.
Możesz się zdziwić, popatrz chociażby na kanał Krzysztofa Gonciarza – The Uwaga Pies. Oglądają go w większości Polacy
To ciekawe, nie promowałem „The Influencer”, angielskiej wersji „Bloger i Social Media”, bo nie sądziłem, że kogoś w Polsce to zainteresuje.
Jak wyglądają statystyki tego bloga?
Nie wiem czy są czytelnicy, nie sprawdzam statystyk. Komentarze moderuję, bo jeżeli jakieś są, to tylko w języku polskim. Blog istnieje już od paru lat, ale za oficjalną datę jego prowadzenia uznajmy 2015 rok.
Zdradzisz adres?
jasonhunt.in – to było naprawdę proste.
Nie chciałeś korzystać z pomocy wydawnictwa. Dlaczego?
Nie zgadzam się na proponowany przez nich układ. Autor książki traci do niej prawa i zarabia najmniej, a to absurd. Chodzi o symbolikę, to co tworzę jest moje.
"THORN" pokazał też, że wcale nie potrzebuję wydawnictwa do promocji. Teraz mogę otwarcie powiedzieć, że promocja moich poradników była spieprzona, ale nie przez wydawnictwo, lecz moje podejście do tych książek.
Schrzaniłem, że początkowo trafiły do wąskiej grupy czytelników i dopiero przez kolejne miesiące i lata utrzymywały regularną, nie aż tak bardzo wysoką sprzedaż. Rozeszły się w ok. 20 tys. egzemplarzy.
Minęły już 3 lata od wydania “Blogera”, który nie miał praktycznie żadnej promocji. “Bloger i social media” po prostu wrzuciłem i koniec. Mogę się już teraz przyznać, że się wstydziłem pierwszej książki, chociaż może wstyd to złe słowo. Chciałem ją wrzucić do sieci za darmo. Nie wierzyłem, że ktoś będzie chciał przeczytać taką dużą formę. Zdziwiłem się, gdy dostałem pierwsze pozytywne recenzje. Tak samo było przed "THORN-em".
Przy całej mojej kreacji wcale nie mam pokory wobec tego, co tworzę na blogu, bo tam już mam czytelników, ale odbiorcy książki to już inna bajka. Często mam przed oczami te wszystkie porażki z wydawnictwami, które mnie odrzucały. Nie do końca wierzyłem, że czytelnicy również podzielą moją miłość do "THORN-a", ale udało się.
Zdecydowałeś się wykupić prawa od wydawnictwa Zielona Sowa do książki “Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj”. Dużo było przy tym zachodu?
Wysłałem do wydawnictwa maila w sierpniu i rozmowy trwały do listopada. Kosztowało mnie to naprawdę dużo – kilkadziesiąt tysięcy złotych, wszystko co miałem. Na szczęście wszystko zwrócilo mi się w ciągu jednego dnia. Nie przewidziałem tego, byłem przekonany, że będę musiał oszczędzać przez kolejne kilka miesięcy. W grudniu ruszyła przedsprzedaż “Blogera i social media” i dodałem do niego za darmo “Blog. Pisz, kreuj zarabiaj” – to zdecydowanie zachęciło do kupienia, w ciągu kilku godzin sprzedałem ok. 2 tys. sztuk tych książek.
logo
Layout "THORNA-a" jest nietypowy. Czyta się go naprawdę szybko. Podejrzałeś gdzieś taki układ tekstu na stronie?
Nie, zatrudniłem profesjonalną firmę. Miałem swoją wizję okładki i niektórych elementów, ale wykonanie to głównie ich dzieło. Na pewno nikim się nie inspirowaliśmy, bo gdybym tak zrobił, to dostałbym po dupie.
A to, że szybko się czyta, to dla niektórych wada. Te wyróżnione fragmenty tekstu kuszą, by się z nich pośmiać, ale to oczywiście pozytywnie wpływa na promocję.
Porównanie do Paula Coelho przeszkadza ci?
Na pewno nie przeszkadza, to żaden wstyd, że jestem do niego porównywany. Choć przyznam, że przeczytałem tylko Alchemika, ale już nie pamiętam, o czym był.
Jestem pewny, że z tej szuflady bardzo szybko wyskoczę przy kolejnych książkach. Będą one zawierały wstawki ze złotymi myślami, bo zawsze je pisałem, ale najbardziej ciągnie mnie do napisania powieści sensacyjnej z wieloma zagadkami. Możemy się założyć, że po drugim tomie hejterzy przypną mi etykietkę „Dan Brown”.
logo
Nie widzisz naprawdę nic złego w recenzjach Pawła Opydy i Andrzeja Tucholskiego?
Samo pytanie jest dla nich krzywdzące, przecież one były bardzo przyjemne.
Dla mnie były sztuczne i napompowane. Twoją książkę czyta się przyjemnie, ale nie uważam, by coś wielkiego wnosiła do mojego życia
Mam wiele naprawdę emocjonalnych maili czytelników po lekturze i taki odzew mnie motywuje. To, co napisali Paweł i Andrzej sprawiło mi radość. Nie ustalałem z nimi tego, oni to wiedzą i ja też. Inni mogą sobie gdybać. Zawsze tak jest, że podejrzewa się o nieuczciwość.
Od razu miałem założenie, że nie dogaduję się z blogerami i nie wysyłam im wszystkim książki. Nie chciałem pompować sztucznego zainteresowania, nie chcę, by ktoś robił mi przysługę.
Sam wykreowałeś tę burzę jeszcze przed premierą?
Nie.
Jesteś z niej zadowolony?
Pomogła na pewno, byłoby dla mnie absolutną porażką, gdyby ta książka miała cichą premierę jak “Bloger”. Mam już gotowe następne części. Gdyby nie sprzedała się w tysiącach, to nie wiem, co bym zrobił… Teraz mam już psychiczny luz. Książka się obroniła, a nie wszystkim musi się podobać.
Ile sprzedałeś już egzemplarzy?
Kilka tysięcy, ale jeszcze sporo brakuje do 10 tys. Na razie jeszcze nie chcę zdradzać, czekam na okrągłą liczbę.
A ile wydrukowałeś?
Też kilka tysięcy. Trzymam je w magazynie. Mam dystrybucje, wszystko jest zautomatyzowane. Nie wiem nawet, kto ją zamawia.
Nie jesteś ciekawy, czy również kupują ją twoi hejterzy?
Nie, ponieważ naprawdę nie czytam hejterów. Niech sobie robią co chcą.
A oni ciebie owszem
Po tej książce zauważyłem, że nawet dla czytelników, którzy są ze mną od lat, historie, które powinni kojarzyć, były dla nich kompletnie nowe. Nie przeceniałbym Kominka. Moje obecne statystyki to ok. 150-200 tys. wejść miesięcznie, a kiedyś było ich 600 tys. Nie piszę książek dla czytelników, jest ich zbyt mało.
Zaczynałeś kiedyś czytać jakąś serię od II tomu?
Tak, wspomnianego Dana Browna, a także Robina Cooka, Toma Clancy. Warto czytać chronologicznie, ale nie jest to wymagane. Z "THORN-em" będzie tak samo.
Nie poszłabym do kina na drugą część filmu, gdy nie widziałam pierwszej
Nie mam z tym problemu, byłem ostatnio chociażby na Terminatorze w kinie, nie widziałem jedynki i podobał mi się. Chcę mimo wszystko, by II tom "THORN" dobrze się czytał wszystkim.
Wyjdzie na wiosnę?
Nie wiem, chciałbym.
Dlaczego? Przecież to wszystko zależy tylko od Ciebie.
Teoretycznie tak, ale mam jeszcze jeden plan. W Stanach Zjednoczonych na Amazonie, ebooki często sprzedawane są po rozdziale. Marzy mi się wypuścić tak z 2-3 opowiadania wcześniej, przed II tomem.
Tylko jako ebook?
Wyłącznie jako ebook na każdą kieszeń. Żadne 10 dol. 10-20 zł, nie chodzi o skok na kasę, chciałbym mieć stały kontakt z czytelnikami. Znasz grupę z zagadkami na Facebooku?
Tak
Nie przewidziałem, że zbierze się tam blisko 1000 osób i to w takim tempie. Szybko rozbroili tę książkę. Myślałem, że to potrwa miesiącami. Moja książka nie ma nic więcej, gdyby to był serial, to za tydzień mieliby kolejny odcinek, a ja zostawiam ich z niczym.
Ale tak jest zawsze jak kończy się czytać książkę
Właśnie dlatego chcę to zmienić. Nie odpowiada mi to, tak samo czytelnikom. Według pierwszego planu "THORN" miał się ukazywać co miesiąc po 100 stron, również w formie ebooka, tylko że ja za bardzo kocham druk. Jest w nim inny klimat, a poza tym nie mógłbym zawrzeć niektórych zagadek.
Nie wiem czy ktoś już robi coś takiego w Polsce, nie chce zostać zagięty, ale jestem przekonany, że to jest przyszłość wszystkich pisarzy. Z książkami będzie tak samo jak w kinematografii powstały seriale. Ludzie chcą epizodyczności.
logo
Wróćmy na chwilę do zagadek. Może czytałam niedokładnie, może też nie chciałam sobie zawracać głowy, ale nie znalazłam żadnej. Zdradź jakąś. W ogóle po co one są?
Żeby było przyjemniej. Tak jak było w serialu Lost, odkrywanie kolejnych zagadek i ich znaczeń jest po prostu fajne. Pierwszą ukrytą „stronę” znajdziesz na 82 stronie, gdy wystarczająco długo na nią popatrzysz. Czytelnicy wpisują w Google numery, nazwiska, imiona i w ten sposób znajdują dziesiątki kolejnych „tajemnic”.
Bywa, że czytelnicy doszukują się czegoś czego nie ma?
Tak, ale muszą błądzić, choć nie robią tego często. Mają celne strzały, myślałem, że niektóre rzeczy rozpracują dopiero po II albo III tomie. To akurat nie było dla mnie fajne.
Po co był ci ten Jason Hunt? Treści na obecnym blogu w ogóle się nie różnią od poprzednich
Nie muszę się odcinać. Rozmawiając ze mną zawsze będzie kontekst Kominka, nie da się go uniknąć. Jason Hunt to tylko szyld .
Zrobiłeś wielką otoczkę, że to będzie coś niesamowitego, a tu nagle pojawiły się kolejne teksty takie same jak wcześniej
Każdy ma jakieś oczekiwania wobec mnie, ciągle moje treści są nadinterpretowane. Muszę ci oddać słuszność, bo w dużym stopniu, szczególnie od kwietnia, gdy trwały ostatnie prace nad książką, mój blog to jedno wielkie zapomnienie. Pisałem raz na tydzień, zaniedbałem go, a nie taki był plan.
"Jason Hunt” to symboliczna nazwa. Był związany z moimi książkami od samego początku, od pierwszych zeszytów pisanych do szuflady. Nieprzypadkowo w pierwszym tomie nie pada imię głównego bohatera całej historii. Niech sobie ludzie myślą, że to ja jestem głównym bohaterem.
A taki oto twór jak “Tomek Tomczyk vel. Kominek vel. Jason Hunt” śmieszy cię?
Tak, też się z niego nabijam. Ludzie przeceniają Kominka, kto go znał, ten wie o Jasonie Huncie, a kto nie znał to ten "vel." nic mu nie powie. Chciałem nawet zrobić tekst o 10 odzywkach o Jasonie Huncie w mediach. Mówcie do mnie po imieniu, ja je kocham, to mój szyld.
Określiłbyś sam siebie jako ojca polskiej blogosfery?
(chwila ciszy) Musiałem się zastanowić. Wiele osób nim jest, serio.
Tytuł króla nie pojawił się znikąd
To prasa mi go nadała, sam sobie nie nadaje tytułów. Na pewno miałem wpływ, ale czy decydujący, większy niż powinienem? Nie możemy zapominać o naprawdę wielu blogerach. Niestety, nie trzymamy się razem, nigdy nie było wspólnej wizji rozwoju, to wszystko rosło na dziko.
Blogosfera to coś, co było kojarzone z platformą, to się kończy i nigdy nie wróci. Wywołałem kontrowersje w Poznaniu twierdząc, że platforma umiera i nie potrzeba już blogów, aby zaistnieć. Miesiąc później były już prelekcje, które potwierdzały moje słowa i nagle przyznano mi rację.
Nie potrzebujemy blogów, sam nie piszę regularnie już od 1.5 roku. Mamy Facebooka, Snapchata, cały czas jesteśmy w social media.
Ale kiedyś te teksty miały siłę, a obecnie bloger rozdziela się na Instagrama, Facebooka, Snapchata. Gdzie tu jest miejsce na tekst?
To broń obosieczna. Tak samo można powiedzieć o tabloidyzacji dziennikarstwa, a wszyscy tam są i są szczęśliwi. Musimy się zmieniać. To fakt, że blogosfera jaką znaliśmy sprzed 4 lat to jest rzeczywiście miasto Detroit, ale wielu blogerów już przeniosło się z tej upadającej blogosfery do “Dubaju”. Upadanie blogosfery tej wywodzącej się z platformy w żaden sposób nie zaszkodził twórcom w rozwoju w mediach społecznościowych.
Zresztą 3 lata temu to nie było Detroit tylko lokalne bajorko albo mała mieścina. Wmawialiśmy, że jesteśmy najlepsi i silniejsi niż byliśmy w rzeczywistości. Większość blogerów i tak się nie zna. Jest tylko taka dwudziestka, która ciągnie całą blogosferę.
Kiedy kolejny wyjazd do Nowego Jorku?
Cóż, prawda jest taka, że zgodnie z planem już dawno powinienem tam być, aby promować „THORN-a”, ale powiedzmy sobie szczerze, że on już się tak pięknie wypromował, że czegokolwiek nie zrobię, będzie to miało maleńki wymiar. Koniec końców jestem tylko blogerem. Myślę, że wyskoczę tam na parę tygodni pod koniec września jak stanieją ceny apartamentów.

Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl


Władcy sieci od teraz także na Facebooku! Polub nas!