
O tym, że prędzej czy później trafi do Polski, Marina wiedziała od maleńkości. Pochodzi spod Grodna, z rodziny z polskimi korzeniami. – Wychowała mnie babcia. Wraz z nią godzinami snułyśmy marzenia o tym, jak będzie wyglądało moje lepsze życie w Warszawie – mówi w rozmowie z naTemat. – Marzyłam o tym, by urządzić się w Polsce i ściągnąć z Białorusi babcię – dodaje. Przez lata odkładała pieniądze. Skończyła romanistykę w Mińsku, wyrobiła Kartę Polaka – poświadczającą „przynależność do Narodu Polskiego”, spakowała walizkę i wyruszyła na studia magisterskie do Polski. Warszawa przywitała dziewczynę kubłem zimnej wody.
REKLAMA
Zatrzymała się u koleżanki. – Ania też jest z Grodna. Do Polski przyjechała kilka lat wcześniej – tłumaczy Marina. – Wynajmuje mieszkanie w Łomiankach z dwoma dziewczynami z Białorusi. Nie mogłam jednak mieszkać u niej w nieskończoność. Trzeba było znaleźć coś swojego, najlepiej bliżej centrum – dodaje.
Ruszyła więc z poszukiwaniami. Powtarzała jak mantrę formułę: „Jestem studentką, nie palę, nie mam zwierząt, lubię porządek”. Miesiąc ślęczenia przed monitorem, kilkaset wykonanych telefonów. Zaledwie trzy umówione wizyty. Żadna udana. Pokój na Bemowie był w opłakanym stanie. Ten na Muranowie – mimo że przyzwoity – też nie pasował. Marina musiałaby dzielić mieszkanie z 60-letnim właścicielem. Do gustu przypadł pokój na Żelaznej, właścicielka zażądała jednak całego pakietu dokumentów: przysięgłe tłumaczenie paszportu, świadectwa urodzenia, Karty Polaka i wyciąg z banku.– Bo Pani nie jest z Polski – tłumaczyła.
– Im dłużej szukałam, tym w większą panikę popadałam. Po prostu rzucali słuchawką, gdy orientowali się, że mam wschodni akcent – mówi Marina. – Nie miałam nawet okazji wytłumaczyć, że nie pracuje tu w burdelu i mam czym płacić za pokój. Było mi bardzo przykro. Czułam się jak jakaś trędowata – dodaje.
Poprosiliśmy Marinę, by wykonała kilka telefonów w naszej obecności. Pierwsze z rzędu ogłoszenie na gratka.pl, pokój przy Powstańców Śląskich. Meblościanka à la „wczesny Gierek”, z balkonem i rozkładaną sofą dwuosobową. Koszt – 900 zł plus opłaty licznikowe. Wolny od października. Tym razem Marina ma większe szczęście – zanim najemczyni odłoży słuchawkę, minie kilkanaście minut. – Słyszę akcent. Skąd Pani pochodzi? Z Białorusi? A czym się Pani zajmuje? A jak długo w Polsce? Jest Pani sama? – magluje kobieta. – Wie Pani, jednak się nie zdecyduję – mówi w końcu.
Obiekcji do białoruskiego paszportu Mariny nie mają kolejni dwaj rozmówcy. Nasz entuzjazm ulatnia się jednak w chwili, gdy dziewczyna dostaje kosza od pana Wojtka z Targówka, który twierdzi, że na 10 metrów kwadratowych w jego mieszkaniu mogą pretendować jedynie Polacy. – Pani nie z Polski chyba? To nie, nie, dziękuję – ucina rozmowę.
W sieci nie brakuje też ogłoszeń, gdzie najemcy otwarcie przyznają, że obcokrajowcy są niemile widziani:
Ogłoszenia z cenzusem narodowościowym Marina po raz pierwszy na oczy widziała w Moskwie. – Pojechałam tam na kilka dni do koleżanki. Przeżyłam szok, gdy zobaczyłam ogłoszenia, gdzie najemcy, niechętni „czarnuchom” z Kaukazu, przyznawali wprost: „wynajmę tylko Słowianom” – wspomina Marina. – Pojęcia nie miałam, że kilka lat później stanę się takim „kaukaskim czarnuchem” tyle że w Warszawie – dodaje.
Niechęć części polskiego społeczeństwa wobec obcokrajowców wzbudza niepokój obrońców praw człowieka nie od dziś. Specjalny eksperyment dwa lata temu został przeprowadzony przez polski Instytut Spraw Publicznych. Polegał on na tym, że do wybranego najemcy w Warszawie, Pruszkowie, Lublinie czy Białymstoku dzwonił wpierw obcokrajowiec zza wschodniej granicy, a następnie Polak. Wynik eksperymentu nie pozostawił złudzeń: cudzoziemcy mają spory problem ze znalezieniem lokum w Polsce. Odpowiedź, że oferta jest nieaktualna, usłyszało 113 obcokrajowców i zaledwie 43 polskich uczestników dzwoniących ws. tych samych ogłoszeń. Jak tłumaczą eksperci z ISP, wszystkiemu winna nie tylko ksenofobia, lecz i nieuzasadniona obawa, że wynajem lokum obcokrajowcowi pociągnie ze sobą problemy prawne.
Jak poradziła sobie Marina? – Wrzuciłam ogłoszenie w rubryce „wynajmę pokój”, dołączyłam parę zdań o sobie, do tego zdjęcie i powierzyłam sprawę w ręce losu – opowiada. – Raz zadzwonił facet, powiedział wprost, że jestem śliczna i mogę zamieszkać w jego mieszkaniu w zamian za sporadyczny seks. Dostawałam też mnóstwo SMSów od jakichś napaleńców. Jeden wysłał nawet swoje zdjęcie – dodaje. Marina była już bliska histerii, gdy w końcu zadzwoniła Aneta. Powiedziała, że ma do wynajęcia pokój. Niedaleko metra, tuż po remoncie. Marina wprowadziła się tam tydzień temu. – Weszłam do mieszkania i od razu oznajmiłam, że jestem z Białorusi – wspomina dziewczyna. – Aneta jedynie się uśmiała i powiedziała, że w ogóle jej to nie przeszkadza. Może dlatego, że sama jest mulatką. Jej dziadek pochodził z Senegalu – wyjaśnia Marina.
Napisz do autorki: nino.dzikija@natemat.pl