"Prekariusze" - to określenie robi ostatnio zawrotną karierę. Pojawienie się pojęcia prekariatu namieszało też nieźle w głowach publicystów, którzy ostatnio mocno różnią się w ocenie tej grupy. Jedni nazywają ich "nierobami" i radzą zakasać rękawy, inni uważają, że nie można kłaść znaku równości między prekariuszami a klasycznymi leniami. W mniemaniu tych drugich, prekariusze wyrośli na gruncie systemowych błędów, za które można obwiniać m.in. państwo.
To jak to jest? Nieroby czy najwięksi przegrani polskiej transformacji? Nawet jeśli ta kwestia jest nie do rozstrzygnięcia, to nie ulega wątpliwości, że gadaniny mądrych głów i domorosłych ekspertów od prekariatu zrobiło się ostatnio naprawdę sporo.
Ostatnio w mediach o prekariuszach zrobiło się znowu głośno za sprawą dwóch tekstów. Paulina Wilk, pisarka i publicystka na łamach "Tygodnika Powszechnego" w swoim tekście dowodziła ze swadą, że pokolenie prekariuszy - tzw. "biednych pracujących", samo sobie zgotowało marny los, a jego odmiana jest przecież na wyciągnięcie ręki. Wilk nie wikła się w szczegóły i na tacy podaje przepis na sukces: "Nie lamentujemy, bierzemy się za bary z przepisami, podatkami i konkurencją. To my tworzymy solidny kawałek polskiego PKB, więzi społeczne i rzeczywistość kulturalną". Proste? Według publicystki, nic prostszego.
Kubeł zimnej wody na tą wielce pomyślną wizję przedsiębiorczego pospolitego ruszenia Polaków wylewa w swoim felietonie Rafał Woś, dziennikarz. Tłumaczy też, skąd może się brać przekonanie, że Polska to kraj bajecznych możliwości i niekończących się szans na złapanie Pana Boga za nogi. Zaraz potem tłumaczy również, dlaczego nie można ulegać temu sielskiemu obrazowi.
– Polskie media od lat ekscytują się przykładami jak to „Polak potrafi”. Wiadomo, cała Europa gra w „Wiedźmina”, bo Solaris zrobił tramwaje dla paru niemieckich miast, a Apple używa elektronicznej kostki do gry Dice+ wymyślonej przez poznańską Game Technologies. Problem w tym, że te piękne przykłady „ku pokrzepieniu serc” są wyjątkami, a nie regułą – pisze w polemice do tekstu Wilk.
Według Wosia, trudno o cudowne remedium na rozwarstwienie społeczne, ale z pewnością nie można się go doszukiwać w nieznośnym dopingowaniu kogoś do osiągnięcia wyśrubowanego wyniku, którym w tym wypadku będzie szeroko pojęte powodzenie. Jak pisze, "w ostatecznym rozrachunku o sukcesie całego rynku pracy decyduje nie ilość tych, którym się udało, lecz położenie słabszych i mniej przedsiębiorczych pracowników. Bogate społeczeństwa już dawno to zrozumiały".
Bez względu na to, kto w tym wypadku ma słuszność, prekariusze chyba powinni się dorobić własnego rzecznika. Ci obecni, przemawiający z perspektywy redaktorskich biurek coś tam próbują, ale chyba trochę za bardzo porywa ich polemiczny ferwor - w nim łatwo stracić z oczu nie tylko prekariusza. A to o niego powinno tutaj iść, nie o to, kto komu bardziej dopiecze.