fot. materiały prasowe

W świecie biznesu to właśnie zegarki spełniają rolę wizytówki. – Wystarczy popatrzeć, co rozmówca ma na nadgarstku, by wywnioskować, z jakim typem osobowości masz do czynienia – tłumaczy nam Daniel, właściciel dużej warszawskiej agencji interaktywnej. – W twoim interesie jest więc, by zegarek, który nosisz nie był jedynie drogim logo. Najlepiej, gdy z wybraną przez Ciebie marką wiąże się wyjątkowa legenda – dodaje. Zdradzamy, jakie czasomierze zdobią nadgarstki najlepszych.

REKLAMA
Na swoim koncie ma wiele dokonań. Spędził 7 dni na orbicie pozaziemskiej, u boku amerykańskich wojskowych plądrował wietnamską dżunglę. Jest męski, odporny i pożądany przez wielu. Mowa o Airmanie, legendarnym zegarku produkowanym przez szwajcarską manufakturę Glycine.
Dla niewtajemniczonych: Airman w światowym zegarmistrzostwie znaczy tyle samo co Michael Schumacher w świecie sportów motorowych. Produkuje go firma o ponad stuletniej historii. Jest to Glycine, mieszcząca się w szwajcarskim miasteczku Biene, która tworzy czasomierze nieprzerwanie od ponad stu lat.
Producent należy do grona 20 marek, które nigdy nie opuściły targów Baselworld od momentu ich powstania. W portfolio Glycine znajdziemy niejedną opatentowaną technologię. Jednak światowy rozgłos marka zdobyła niewątpliwie dzięki Airmanowi. W latach 50-tych (w tym czasie Glycine uruchomił produkcję tych czasomierzy) zdobył miano jednego z najbardziej nowoczesnych zegarków dostępnych na rynku. Airman to pierwszy zegarek na świecie ze wskazaniem czasu w systemie 24 – godzinnym. Ponadto jako pierwszy uwzględniał na cyferblacie więcej niż jedną strefę czasową (jest ich już trzy – przyp. red.).
logo
fot. materiały prasowe
Skąd te pomysły? Koncepcja Airmana zrodziła się nie w pracowniach zegarmistrzów, tylko na pokładzie samolotu. Chodzi o rejs, którym z zachodu na wschód Indii podążał ówczesny szef sprzedaży Glycine – Samuel Glur. – Przez większość mojej podróży z Bangkoku do Kalkuty siedziałem na miejscu Pierwszego Oficera, obok dowódcy w DC 4 z Thai Airways. Kapitan wyjaśnił mi dokładnie, jakiego rodzaju zegarków potrzebują piloci, bez względu na region świata, w jakim pracują. Według niego zegarka spełniającego wymogi pilotów takich jak on nie ma na rynku – relacjonował w liście do swojego szefa Glur. – Wierzę, że możemy zbudować taki zegarek bez dodatkowych kosztów i sprzedawać go liniom lotniczym jako standardowy zegarek dla ich pilotów – dodaje.
Kilka miesięcy później w Stanach Zjednoczonych odbyła się premiera Airmana. Pierwsze egzemplarze były wyposażone we wskazówkę godzinową w kształcie ołówka. Dwa lata później zostały one zastąpione charakterystycznym grotem strzały. Co ważne, zegarek pokazywał czas w dwóch strefach czasowych, mimo użycia tylko jednej wskazówki godzinowej.
Pomysł Glura okazał się być strzałem w dziesiątkę. Zegarek szybko zjednał sobie sympatie pilotów na całym świecie. W ślad za nimi do grona wielbicieli dołączyło amerykańskie wojsko, a nawet kosmonauci. To właśnie Airmany zdobiły nadgarstki żołnierzy US Air Force podczas misji w Wietnamie. Specjalnie dla nich Glycine wyemitowała specjalną serię tych czasomierzy. Z kolei amerykański kosmonauta Charles Conrad zabrał zegarek ze sobą na orbitę pozaziemską. Pierwszy raz lot Airmana w kosmosu odbył się w 1965 r. podczas misji Gemini 5. Rok później Airman, ponownie wyrusza w podróż poza Ziemię. Tym razem w ramach misji Gemini 11.
logo
Gordon Cooper i Charles Conrad po zakończeniu misji Gemini 5. Astronauci mieli Airmany zapięte na skafandrach fot. materialy prasowe
Zegarek, projektowany z myślą o potrzebach pilotów, szybko zyskał uznanie także wśród cywili. Charakterystyczną tarczę Airmanów nierzadko zobaczymy na nadgarstkach biznesmenów, bez przerwy zmieniających strefy czasowe. Mimo lotniczej charakterystyki, zegarki te doskonale pasują do garnituru. Nic dziwnego, skoro noszą go najlepsi. Swojego Airmana ma też słynny polski pilot Tadeusz Wrona. Cała Polska wciąż pamięta jego spektakularnie lądowanie na Okęciu samolotem Boeing 767 z awarią systemu podwozia. Na dowód uznania za uratowanie życia 230 osób obecnych na pokładzie Tadeusz Wrona otrzymał Airmana Base 22.
O sukcesie Airmana świadczy ponad 60 lat nieprzerwanej produkcji. Czasomierz doczekał się wielu edycji, każda z których charakteryzuje się wysoce zaawansowaną technologią. Airman Seven (następca Airmana 7 – przyp. red.) to niewątpliwie perełka w portfolio Glycine. Wszystko ze względu na unikatowy werk: 3 niezależne mechanizmy wskazujące czas w 3 strefach czasowych w nowej odsłonie zostały zastąpione jednym. Prawdziwy unikat to także Airman Airfighter, napędzany automatycznym mechanizmem GL754. Ten werk to autorskie dzieło Glycine, który marka opracowała w oparciu o słynny Valjoux 7754. Posiada on dodatkową komplikację konstrukcji w postaci stopera umiejscowionego na godzinie 9.
Airmany to jednak nie jedyne asy w świecie zegarków stworzonych z pasji do lotnictwa. Na uwagę zasługują także czasomierze marki Aerowatch. Podobnie jak Glycine jest to producent z ponad stuletnią historią. Wszystko zaczęło się w 1910 roku w szwajcarskim miasteczku La Chaux-de-Fonds, kiedy to biznesmen Jacob Gutmann postanowił rozpocząć produkcję zegarków kieszonkowych. Swoją markę nazwał „Montres Aero” (ang. Aero Watch) w hołdzie rekordom lotniczym bitym w rok założenia firmy.
Dziś Aerowatch specjalizuje się głównie w produkcji nadgarstkowych chronografów. Warte uwagi są zegarki Renaissance Big Mechanical Skeleton. Są to szkieletony, czyli czasomierze z widocznym mechanizmem. Do charakterystycznych cech zegarków Aerwatch należą 45-milimetrowa koperta ze stali nierdzewnej, dodatkowa wzmocniona dzięki zastosowaniu powłoki PVD oraz mechanizm z ręcznym naciągiem Unitas 6497-1. Wykonanie szkielietonów to domena najlepszych zegarmistrzów. – Dlatego tego typu zegarki to dobro deficytowe – tłumaczy Daniel. – Szkieleton na nadgarstku to niemal gwarantowane uznanie ze strony otoczenia – dodaje.

Artykuł powstał we współpracy ze klepem Morwa.eu