
Kto wygrał wczorajszą debatę? Opinie na ten temat są mocno podzielone. Wiadomo natomiast, kto z tego pojedynku liderów partii wychodzi przegrany. To dziennikarze. Zamiast stanowić tło dla dyskusji polityków, wybili się na pierwszy plan. Ale nie w pozytywnym sensie. W ich rozumieniu, prowadzenie debaty sprowadziło się do zadawania mętnych pytań, często tendencyjnych. Politycy zrobili im wielką grzeczność odpowiadając na pytania - mogli odwrócić się na pięcie i wyjść. I nikt nie miałby do nich pretensji.
Można powiedzieć, że w pewnym sensie skradli głównym bohaterom część show, a w komentarzach po debacie ich zachowanie było nierzadko sensacją nie większą niż wystąpienia samych liderów partii. Co sprawiło, że Jarosław Gugała z Polsatu, Grzegorz Kajdanowicz z TVN i Diana Rudnik z TVP zapomnieli w jakim celu znaleźli się w studiu telewizyjnym i jaką rolę powinni pełnić jako prowadzący? Trudno powiedzieć.
Co oni z tymi pytaniami?
Jesteśmy na finiszu kampanii wyborczej do parlamentu, ale także na finiszu maratonu kampanijnego, bo za nami kilka dobrych miesięcy, kiedy usłyszeliśmy mnóstwo obietnic, mnóstwo haseł, a jednocześnie jednym z motywów przewodnich stał się wiek emerytalny. Kwestia istotna nie tylko dla tych, którzy lada chwila w wiek emerytalny wkroczą, ale też istotne dla tych, którzy już pobierają świadczenia, no i dla tych, którzy być może dopiero za kilkadziesiąt lat, kilkanaście, będą się tym problemem przejmować. Więc niezależnie od grupy wiekowej, jakiej to dotyczy , to właśnie kwestia hasła obniżenia wieku emerytalnego, podwyższania wieku emerytalnego i powiązania tego ze stażem pracy wprowadza gigantyczny chaos. Ja bym chciała, żebyśmy uporządkowali to w imieniu wyborców.
Trudno usprawiedliwić to, co na wizji pokazał doświadczony dziennikarz Jarosław Gugała. Jego pytania zamieniały się w oratorskie popisy, a za jego tokiem myślowym był w stanie podążyć chyba tylko on sam. Kiedy światła jupiterów padały na polsatowskiego dziennikarza, Gugała nabierał wiatru w żagle. Objaśniał, naświetlał, komentował i nie sposób było nie odnieść wrażenia, że chętnie zamieniłby się na miejsce z politykami, których miał przecież sondować. Czego tam nie było: wielkie kwantyfikatory, wystudiowane pozy, wreszcie wchodzenie w polemikę z gośćmi debaty.
Mam wrażenie - wysłuchując państwa wypowiedzi w ramach tej kampanii wyborczej-że my chcielibyśmy stać z boku. W czasach kiedy na świecie trwa wojna światów, kiedy grozi nam islam radykalny, posługujący się terroryzmem; kiedy Rosja stosuje politykę neoimperialną, kiedy złamała zasadę nienaruszalności granic wobec naszego sąsiada. Chciałem się od państwa dowiedzieć, do jakiego stopnia Polska, która oczekuje solidarności ze strony NATO i Unii Europejskiej chce się zaangażować w wojnę naszego świata, naszej zachodniej cywilizacji przeciwko temu wszystkiemu, co nam zagraża.
Stosunkowo najmniej emocji wzbudził występ Grzegorza Kajdanowicza z TVN. Rzeczywiście, w porównaniu do pozostałej dwójki nie silił się na piętrowe konstrukcje myślowe, a jego pytania były całkiem przyziemne. Można się oczywiście czepiać szczegółów, ale w ostatecznym rozrachunku dziennikarz i jego powściągliwość na tle bijących się o palmę pierwszeństwa Rudnik i Gugały, pozostawał w tym przedwyborczym spektaklu miłym kontrastem.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
