
Polska kontra Rosja. Mecz, który na przestrzeni lat zawsze budził emocje nie tylko sportowe. Chcąc nie chcąc w tle była historia, wojny, Katyń. A teraz do tego wszystkiego dochodzi Smoleńsk, który niemała część Polaków utożsamia z zamachem. I do tego wszystkiego w drugim swoim meczu grupowym Polska gra właśnie z Rosją. W Warszawie, na Narodowym. Ale nie, jest jeszcze coś. Rosjanie zamieszkają kilkadziesiąt metrów od Pałacu Prezydenckiego. Podtekstów jest wiele, robi się gorąco, stąd też wypowiedź goni wypowiedź. Witalij Mutko, rosyjski minister sportu właśnie zarzucił Polsce sztuczne podgrzewanie sytuacji i prowokowanie kibiców.
Wiemy, jak funkcjonują zakazy i że zakazany owoc jest słodki. Strona polska sztucznie podgrzewa sytuację i prowokuje naszych kibiców do kroków protestacyjnych
A tutaj dojdzie jeszcze kolejny pretekst. Polityczny. Zamiast "Polska, biało-czerwoni!", będzie można jednoczyć się wokół nienawiści, fobii antyrosyjskich. Wypominać Smoleńsk, rzekomy zamach, wrzeszczeć, że tylko tu jest prawdziwa Polska. Że ci, którzy nie protestują, nie wyzywają rosyjskich piłkarzy od morderców, to zdrajcy. Bo wróg nie będzie już daleko, na Wschodzie. Wróg będzie w hotelu, za zasłoną, za oknem. Blisko.

