Sporą burzę w Polsce wywołał toast Andrzeja Dudy z Władimirem Putinem w ONZ.
Sporą burzę w Polsce wywołał toast Andrzeja Dudy z Władimirem Putinem w ONZ. Fot. UN Photo/Amanda Voisard
Reklama.
Premier Szydło mówiła, że widzi chęć Rosjan do rozmowy. Nieco zdjęła odpowiedzialność z Polski tłumacząc, że: "Cała Europa liczy na nowe otwarcie z Rosją, które wprowadzą trochę świeżości". Ta asekuracja i mówienie o polskich interesach przez pryzmat Europy ma sens.
Zabójca prezydenta
W rozmowach ze Wschodem wolelibyśmy by za Polskę wypowiadała się Unia. Z kolei w stosunku do imigrantów, kwestii światopoglądowych, bezpieczeństwa i ogólnie relacjach zachodnich, nasz kraj chciałby zyskać maksymalną możliwą swobodę. Ma to również związek z pewnym ukierunkowaniem na politykę wewnętrzną. Prezydent Rosji Władimir Putin od dawna jest bowiem na cenzurowanym w PiS-ie. Politycy wielokrotnie obwiniali Rosjan o umyślne spowodowanie katastrofy smoleńskiej.
Wielu czołowych polityków, w tym Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, negatywnie wypowiadało się również o samym prezydencie Putinie. Uwagi te z pewnością nie przeszły bez zauważanie po stronie rosyjskiej. Tzw. "biały wywiad" operujący przede wszystkim na bazie wiadomości medialnych zapewne przygotował niejeden raport o wypowiedziach polityków PiS.
Wśród nich łatwo znaleźć w internecie słowa Adama Hoffmana "Sam uważam, że Smoleńsk to nie był zwykły wypadek. Putin był zdolny do tego, żeby zrobić to, co chciał. A chciał usunąć Lecha Kaczyńskiego"; Stanisław Pięta mówił otwarcie, że Smoleńsk to zemsta Putina, zaś Iwona Arent o tym, że "Putin to morderca" i maczał palce w katastrofie. Próbowaliśmy dodzwonić się do polityków i skonfrontować ich z tymi wypowiedziami, niestety byli nieuchwytni.
logo
Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Podobnych wypowiedzi znajdziemy wiele. Może to oczywiście zrodzić pewien dysonans w rozmowach z administracją Putina, ale w rzeczywistości PiS najbardziej powinien się bać odbioru wewnątrz państwa.
Mord założycielski
Zbliżenie z Rosją w myśl doktryny realpolitik miałoby zapewne dla Polski pozytywne skutki. Być może udałoby się zdjąć część ograniczeń na polskie mięso i produkty rolne. Może też udałoby się wzmocnić współprace kulturalną oraz jeszcze bardziej otworzyć Zalew Wiślany dla żeglarzy. Wykaz potencjalnych strat jest jednak dla PiS większy.
logo
Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Katastrofa smoleńska dla środowisk popierających Prawo i Sprawiedliwość była swoistym motywem mimetycznym. Patrząc na odniesienia socjologiczne, doskonale tą sytuację opisał Rene Girard - mord założycielski na koźle ofiarnym cementuje społeczność. Dla środowisk prawicowych katalizatorem była katastrofa smoleńska. Nieufność wobec wyników polskich i rosyjskich śledztw jest jednym z fundamentów poparcia dla PiS.
W prawicowych mediach można przeczytać o tym, ze "mord smoleński był aktem wojny" (Tomasz Sakiewicz) czy o słusznych transparentach: "Putin morderca, Tusk zdrajca". Podobny obraz prezentują popierające partię rządzącą kluby "Gazety Polskiej, czy Solidarni 2010. To żelazny elektorat PiS-u i dla nich właśnie zamach w Smoleńsku jest spoiwem in rzeczą od której wszystko się zaczęło.
Hipotetyczna sytuacja gdy prezydent Andrzej Duda podaje dłoń Władimirowi Putinowi i dogadują się w kwestiach gospodarczych nie jest raczej możliwa. Niezwykle ciężko byłoby wytłumaczyć elektoratowi dlaczego polski prezydent rozmawia z mordercą swojego poprzednika. Polska polityka zagraniczna, która za rządów PO skłaniała się ku otwarciu na Wschód i byciu mediatorem, za rządów Prawa i Sprawiedliwości opiera się na Grupie Wyszechradzkiej. Dlatego zapewne premier Szydło mówiła, że "cała Europa liczy na nowe otwarcie z Rosją". Zapewne nowe otwarcie będzie jednak, jak Putin przestanie być prezydentem Rosji, na co na razie się nie zapowiada.

Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl