
Dlatego Jarosław Kaczyński nie odgrywał ważnej roli przy Okrągłym Stole. Jego brat Lech był z kolei uczestnikiem kluczowych rozmów w ośrodku w Magdalence, gdzie przedstawiciele rządu i opozycji rozwiązywali sporne kwestie. Dla piekielnie ambitnego Jarosława to musiał być cios.
Już wtedy Kaczyński chciał budować swoją partię, ale na tym etapie na rękę była mu współpraca z Wałęsą (i konflikt ze środowiskami Mazowieckiego i Michnika). Skłaniał ówczesnego szefa "Solidarności" do wywierania presji na rząd i pobudzania go do bardziej energicznego działania. To była tzw. strategia przyspieszenia.
Kaczyński chciał, by Wałęsę wybrało Zgromadzenie Narodowe stworzone jeszcze przez Sejm kontraktowy, a więc niemający jeszcze pełnej legitymacji społecznej. A to oznaczałoby, że po wyborach parlamentarnych i uchwaleniu nowej konstytucji, doszłoby do nowych wyborów. Tymczasem Wałęsa chciał być pełnoprawnym prezydentem, czyli wybranym przez społeczeństwo na pełną kadencję.
Po pierwszej turze wyborów prezydenckich Tadeusz Mazowiecki zrezygnował z funkcji premiera. Już po wygranych wyborach Wałęsa zaproponował to stanowisko Kaczyńskiemu, ale lider Porozumienia Centrum odrzucił propozycję. Wiedział, że w zbliżających się wyborach parlamentarnych to na niego spadłaby wina za zbyt niskie tempo przemian. Ale to była kolejna zadra we wzajemnych stosunkach.
Kaczyński, urażony wyeliminowaniem Olszewskiego (...) znalazł się bardzo szybko w stanie narastającego konfliktu z prezydentem. Dość długo starał się to jednak ukrywać, ponieważ zdawał sobie sprawę z zabójczych konsekwencji przedwczesnego ujawnienia sporu dla Porozumienia Centrum, którego liderem w dalszym ciągu pozostawał.
Dlatego trwał na stanowisku szefa Kancelarii Prezydenta. Wykorzystywał tę pozycję do wywierania wpływu na Wałęsę, chciał użyć jego pozycji do realizacji swoich celów politycznych. Namawiał go na przykład do natychmiastowego rozwiązania Sejmu i oktrojowania (czyli narzucenia) przez Wałęsę ordynacji wyborczej. Wałęsa tym namowom nie uległ.
Konflikt prezydenta z Kaczyńskim, przekonanym, że Wałęsa konserwuje postkomunistyczne układy w polskim życiu publicznym, osiągnął w połowie 1991 r. stadium zimnej wojny.
Wałęsa doprowadził do osłabienia Porozumienia Centrum Kaczyńskiego, przez co niemożliwe stało się utworzenie silnej centroprawicowej partii, która mogłaby stanowić alternatywę dla Unii Demokratycznej. Mimo tego, prezydent wsparł ugrupowanie Kaczyńskiego w kampanii wyborczej w 1991 roku.
O ile wcześniejsze spory można było zrzucić na karb gry interesów i politycznej taktyki, tutaj wybuchł otwarty konflikt personalny. Ostatecznie jednak Wałęsa nie miał wyjścia i musiał zaakceptować powstanie (z wielkimi problemami) rządu Jana Olszewskiego. Ale prezydent nie złożył broni.
Po tej sprawie Jarosław Kaczyński nabrał ostatecznego przekonania, że Lech Wałęsa jest obrońcą systemu postkomunistycznego, że chce wstrzymać dekomunizację, że jego działania szkodzą Polsce, a nie pomagają. O ile wcześniej mieliśmy do czynienia ze zwykłą polityczną walką z Wałęsą, teraz zaczęło się jego systematyczne zwalczanie, które stało się wręcz częścią tożsamości ideowej środowiska Kaczyńskiego.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl