Lek duchowy po aborcji i in vitro  sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Zaglądamy do Apteki Św. Stanisława
Lek duchowy po aborcji i in vitro sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Zaglądamy do Apteki Św. Stanisława http://sklep.stanislawbm.pl/

– Dostajemy dużo informacji od ludzi, że wprowadzamy w błąd. Ale my nigdzie nie powiedzieliśmy, że jest to lek – mówi Agnieszka Masłowska z Apteki św. Stanisława. Consolatyna, bo o niej mowa, do złudzenia przypomina prawdziwe lekarstwo, a oferowane jest jako "lek duchowy".

REKLAMA
Chwyt marketingowy się udał, bo sprzedano już około 1000 opakowań po 9,90 zł. ( z dostawą 18,90 zł). – To niezgodne z prawem – mówi naTemat dr Leszek Borkowski, farmaceuta były szef Urzędu Rejestracji Leków. Co konkretnie? Consolatyna nie jest lekiem, choć tak jest przedstawiena. Jak podaje producent, w opakowaniu znajdziemy:
Ikona Matki Bożej – 1 szt.
Modlitewnik – 1 szt.
Pojednanie z Bogiem, sobą i utraconym dzieckiem – 1 szt.
Taki właśnie zestaw, udający prawdziwe lekarstwo ma pomagać kobietom po utracie dziecka, poronieniu, być sposobem na poczucie winy, na lęki i stany depresyjne po przerwaniu ciąży. Jak czytamy na stronie producenta, ma także pomagać przy syndromie poaborcyjnym i in vitro. I choć już sama lista "przypadłości" woła o pomstę do nieba, najbardziej oburzające jest to, że Consolatyna nie jest lekiem, choć go udaje.
– Wszystko co niesie ukojenie w cierpieniu jest dobre. Natomiast używanie określenia "lek" jest nieuprawnione. Prawo farmaceutyczne wyraźnie definiuje, co to jest produkt leczniczy, czyli inaczej "lek" – mówi naTemat dr Leszek Borkowski. Jego zdaniem, słowo "lek" powinno być zarezerwowane dla leków, bo nie ma czegoś takiego jak "lek cielesny" i "lek duchowy".
dr Leszek Borkowski
Farmaceuta, były szef Urzędu Rejestracji Leków

Czasami dotknięcie chorego w stanie paliatywnym i pogłaskanie po głowie bardzo dużo daje. To widać w hospicjach. Ale czy można nazwać dotknięcie ręką lekiem duchowym? Nie stosowałbym takiej nomenklatury, bo ona może wprowadzać w błąd. Bo pierwszym słowem jest lek. Drogi, tani... nowoczesny, generyczny.

Jak tłumaczy nam były szef Urzędu Rejestracji Leków, stwierdzenie "lek duchowy" sugeruje, że jest to produkt leczniczy. To zaś jest niezgodne z prawem farmaceutycznym i ustawą z 2001 roku.
Kupują go matki dla swoich córek
W mediach burza, ale producent nie kryje zadowolenia. Sprzedaż trwa od trzech tygodni, a zainteresowanie produktem jest bardzo duże. – My nigdzie nie mówimy, że nie powinno się korzystać z porady psychologa – mówi Agnieszka Masłowska.
Czy to zestaw wystarczający do poradzenia sobie po stracie dziecka? – Nie wyobrażam sobie do czego zmierza świat, jeśli po stracie dziecka oferuje się krzyżyki i modlitewnik za pieniądze – słyszę od 30-letniej Pauliny z Warszawy, która w zeszłym roku poroniła. W trudnych chwilach pomogły jej przede wszystkim rozmowy z bliskimi, ale i rozmowy na forach internetowych z kobietami, które przeżyły podobną tragedię. Jak mówi, gdyby ona dostała od kogoś taki prezent, to wyrzuciłaby go za drzwi. – W najlepszym razie bym go wyśmiała. Byłam w naprawdę kiepskim stanie psychicznym – mówi.
Paulina
W zeszłym roku straciła ciążę

Dla mnie krzyżyk i modlitewnik to nie jest lekarstwo. Zresztą, to słowo ma chyba w słowniku jakieś wyjaśnienie...

– Jest to lekarstwo duchowe, czyli forma modlitewnika, która jest skierowana do ludzi, którzy wierzą w moc modlitwy – wyjaśnia Agnieszka Masłowska. Jak tłumaczy przedstawicielka Apteki. Św Stanisława, jest to kontynuacja Miserikordyny, którą reklamował papież Franciszek.  – Jeśli ktoś nie wierzy w moc modlitwy, nie będzie kupował – mówi. I wyjaśnia, że lek działa podobnie jak placebo lub leki homeopatyczne.
W firmie dowiadujemy się, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na Consolatynę. Kupują ją środowiska pro-life i księża, którzy później rozdają ją osobom potrzebującym.
– Wszyscy mówią: jak możecie sprzedawać, jak możecie wykorzystywać coś takiego. A to jest modlitewnik, który jest wsparciem – tłumaczy Masłowska. Dlaczego zatem modlitewnik przybrał formę leku? – To ciągłość Apteki Św. Stanisława, którą mamy na naszej stronie – mówi. I rzeczywiście, takich "leków" jest znacznie więcej.
logo
Asortyment Apteki Św. Stanisława Sklep.stanislawbm.pl
W aptece można znaleźć Via Crucis Panaceum Forte, z opisem "Jak wykazały badania, zażywanie tego lekarstwa wpływa korzystnie również na serce człowieka i panujące w nim uczucia". I to wszystko za jedyne 9,99 zł.
Skład: Droga krzyżowa – rozważania, Koronka do siedmiu boleści Matki Bożej
W Aptece św. Stanisława są też leki dla dzieci – Miserikordyna bambino (misericordium). Cena? 12 zł, czyli 3 zł więcej od wersji dla dorosłych, mimo tego samego składu: różaniec, obrazek z Jezusem Miłosiernym, ulotka informacyjna.
W wydawnictwie dowiadujemy się, że wśród pracowników również są osoby, które przechodziły przez trudną sytuację, jaką jest utrata dziecka. Po konsultacji z nimi zdecydowano o produkcji "leków duchowych", bo nie widziały w tym niczego niewłaściwego. – Nie było żadnego negatywnego odzewu – mówi przedstawicielka firmy. Z jej obserwacji wynika, osoby wierzące reagują na lek pozytywnie i kupują go dla swoich bliskich. – Na przykłady mamy dla swoich córek, mężowie dla swoich żon – mówi Masłowska.
Wydawnictwo nie zamierza wycofywać "leków duchowych" ze swojej oferty. – Broń Boże! To jest tylko kwestia tego, że miał to być modlitewnik i chcieliśmy dotrzeć do jak największej liczby osób – tłumaczy. I dodaje, że każdy kieruje się swoimi wartościami i swoim sumieniem.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl