
Były szef “Faktów” TVN Kamil Durczok wygrał proces z wydawcą i dziennikarzami tygodnika “Wprost”. Chodzi o tekst ”Fakty po Faktach", w którym napisano, że Kamil Durczok został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania, w którym znaleziono biały proszek.
REKLAMA
“Wprost” musi przeprosić Durczoka i wypłacić mu 500 tys. złotych. To i tak dużo mniejsza kwota, niż ta, której oczekiwał były szef “Faktów”. W pozwach żądał łącznie aż dziewięciu milionów złotych.
Przypomnijmy, że w całej sprawie chodzi m.in. o sprawę dwóch artykułów, które w lutym ubiegłego roku ukazały się na łamach “Wprost”. Sformułowano w nim zarzuty mobbingu i molestowania, czego miał dopuścić się Durczok pracując w TVN-ie.
W następstwie publikacji "Wprost" pracodawca dziennikarza powołał komisję, która miała zbadać sprawę. W raporcie końcowym stwierdzono, że zidentyfikowano przypadki "niepożądanych zachowań", włącznie z mobbingiem i molestowaniem.
Prokuratura z Warszawy odmówiła jednak wszczęcia postępowania w tej sprawie. – Nie doszło do przestępstwa polegającego na doprowadzeniu innej osoby do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej, przez nadużycie stosunku zależności – stwierdziła.
"Wprost" pisał także o innych wątkach dotyczących życia Durczoka. I to właśnie tych wątków dotyczy wygrany w pierwszej instancji proces. Tygodnik informował o "ciemnej stronie" dziennikarza. Publikacja dotyczyła sprawy mieszkania, w którym znaleziono "biały proszek", akcesoria do brania narkotyków, "nieprawdopodobną ilość" pornografii i gadżetów erotycznych, a w którym miał przebywać Durczok.
Sam zainteresowany wielokrotnie zapowiadał, że chce oczyścić swoje imię. “Miał depresję, ukrywał się przed ludźmi. Teraz staje na nogi. Chce dopaść tych, którzy złamali mu życie” – pisał "Newsweek".
W pozwie, który dotyczy sprawy mobbingu i molestowania, Durczok żąda dwóch milionów złotych.
