
Reklama.
Sędzia Przyłębska zasłynęła m.im. tym, że razem z dwójką kolegów nominowanych przez PiS blokowała wybór nowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego nagłą chorobą. Choć nie przyznała tego wprost, L-4 było najprawdopodobniej jedynie przykrywką.
Gdy pani sędzia została wybrana przez prezydenta Andrzeja Dudę na pełniącą obowiązki szefowej TK, a później już na pełnoprawną następczynię Andrzeja Rzeplińskiego, jej pierwszymi decyzjami było m.in. wyproszenie z gabinetu dotychczasowego zastępcy prezesa TK, prof. Stanisława Biernata i zabronienie mu zorganizowania konferencji prasowej na terenie Trybunału.
Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", panowanie Przyłębskiej zaczęło się od tego, że ze strony internetowej Trybunału zniknęły tytuły naukowe przy nazwiskach sędziów. Można je poznać, dopiero wchodząc na stronę z biogramem konkretnej osoby. Czy jest to związane z faktem, że zaledwie dwóch na siedmiu nominatów PiS, ma stopnie profesorskie?
Na stronie Trybunału nie ma też bieżących informacji z życia tej instytucji, a także zniknął Obserwator Konstytucyjny - dziennik, w którym zamieszczano informacje o działalności TK i publicystykę prawną. To oczywiście tylko drobiazgi, które mogą być złośliwe, ale nie są specjalnie uciążliwe. Nie mają też skutków prawnych. Jest jednak coś, co takie skutki może rodzić.
Otóż, jak wynika z opinii PiS-owskiego eksperta konstytucyjnego, prof. Bogusława Banaszaka, przepisy, na mocy których, zmieniany jest sposób wyboru członka Trybunału Konstytucyjnego powinny "spoczywać" przynajmniej przez pół roku. Tak prof. Banaszak napisał w ekspertyzie dla Biura Analiz Sejmowych. Tymczasem prezydent Andrzej Duda wręczył nominację sędzi Przyłębskiej, zaledwie dzień po tym jak przepisy weszły w życie.
źródło: "Gazeta Wyborcza"
Napisz do autora:przemyslaw.penconek@matemat.pl