
Trzech pijaczków wzywa karetkę. Na miejscu chłop mówi "panie, on nieprzytomny". No to pytamy jak on nieprzytomny, skoro stoi i rozmawia z nami. "Jaki on przytomny, jak wódkę do zlewu wylewa?” – pada w odpowiedzi. Idiotyczne wezwania to codzienność załogi karetki. Paweł, 30-letni ratownik medyczny z kilkudziesięciotysięcznego miasta w Polsce, przekonuje jednak, że w pracy nie zawsze jest zabawnie. Zdarza się, że pacjenci mierzą do nich z broni palnej.
Kiedy pytam go o jedną z najdziwniejszych rzeczy, które go spotkały w pracy, od razu wspomina historię dwudziestokilkuletniego wisielca.
– Kobieta zasłabła i utknęła w wannie – mówi dalej Paweł. – Po przyjeździe okazało się, że jest naga i słusznych rozmiarów. Przysnęła, a w międzyczasie trochę wody wyparowało i "trochę ją wciągło". Musieliśmy polać ją olejem, żeby wyciągnąć. Trzech facetów się tym zajmowało – opowiada i nie ukrywa, że to było zajęcie raczej dla straży pożarnej.
W ostatnich latach według Pawła bardzo popularne stały się wezwania do "zaburzeń psychicznych". Zaburzeń, których oczywiście najczęściej nie ma – choć patrząc na powody, dla których niektórzy dzwonią pod 112, można by się nad tym poważnie zastanowić.
Mieliśmy wezwanie do zaburzeń psychicznych. Otwiera chłop, w kuchni siedzi kobieta. Ma talerz pełen kotletów mielonych, takich ciepłych, i nimi rzuca raz w nas, raz w niego. Okazało się, że żona się po prostu zdenerwowała, więc jej mąż wezwał pogotowie z powodu zaburzeń psychicznych.
Z doświadczeń Pawła wynika, że aż 80 proc. wezwań nie ma uzasadnienia. – Tak jak ten rozcięty palec. Albo pani dostała skierowanie do szpitala od lekarza rodzinnego i czeka do osiemnastej, żeby już nie miała możliwości transportu. I wtedy dzwoni po karetkę i prosi, żeby ją zawieźć. I my musimy do niej pojechać. Takich przypadków jest dużo – mówi Paweł.
Innym razem dzwoni do nas kobieta i mówi, że jej sąsiadka miała bóle w klatce piersiowej, a teraz jest nieprzytomna. Jedziemy niebezpiecznie na sygnale, na miejscu okazuje się, że to starsza pani z bólami brzucha. Sąsiadka przyznała, że nam nagadała głupot, bo wiedziała, że tak szybciej przyjedziemy.
Praca ratownika medycznego jest również niebezpieczna – i wcale nie chodzi o szybką jazdę po ulicach.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
