Blady strach padł na wszystkich, którzy lubią napić się piwa na ławce przed blokiem lub w parku. Ministerstwo Sprawiedliwości wpadło na pomysł by zaostrzyć przepisy. Nie dość, że groziłaby za to grzywna, to jeszcze ograniczenie wolności! Pomysł szybko jednak został wycofany. Co nie znaczy, że można pić bezkarnie. Wszystko wróciło do "normalności", a mogło uderzyć w potężną część elektoratu PiS.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Trwają prace nad nowelizacją m.in. ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Marcin Wolski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wychwycił pewną niespodziankę w projekcie. Wedle niej za picie alkoholu w miejscach niedozwolonych nie groziłaby tylko grzywna, ale też prace społeczne (od miesiąca do 2 lat). Czyli jeśli kogoś nie byłoby stać na spłatę mandatu to mógłby to odpracować np. zamiatając ulice.
Na odpowiedź z resortu czekałem kilka godzin. Przyszła lakoniczna, ale za to poniekąd satysfakcjonująca.
Odpowiedź jest poniekąd satysfakcjonująca, bo to dobrze, że są planowane zmiany w tej archaicznej, pamiętającej stan wojenny ustawie. Jednak nie zawsze zakazy przynoszą skutek, a zwłaszcza dokładnie kar. Ok, zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h faktycznie przyniosło skutek i jest mniej wypadków. Jednak w przypadku picia "pod chmurką" powinno się stosować jednak inne metody.
Zostając w tematach drogowych - każdego roku, zwłaszcza w czasie długich weekendów i świąt policjanci wyłapują tysiące pijanych kierowców. Nic się nie zmienia. To chyba dowód na to, że ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi nie radzi sobie z pijaństwem Polaków i to właśnie ją trzeba zmienić.
Z prawem, które pozwala pić alkohol w ogródku piwnym - a za zrobienie tego metr obok wiąże się z nawet kilkuset złotowy mandat - jest chyba coś nie halo. A wygrana batalia o legalny złocisty trunek nad Wisłą jest koronnym przykładem na bezsens i śmieszność tego systemu.
Potrzeba nie "uelastycznienia" lecz odświeżenia ustawy i rozgraniczenia. Nie można wrzucać do jednego worka awanturujących się i agresywnych pijaków oraz studentów, którzy dla relaksu napiją się piwa na kocyku w parku. A to dopiero początek drogi ku lepszej Polsce.
Kilka lat temu byłem w Czechach, słońce grzało niemiłosiernie, a przecież nic w takich okolicznościach przyrody lepiej nie smakuje, jak Plzeňský prazdroj lub po naszemu Pilsner Urquell. Szedłem urokliwą uliczką miasteczka Rokycany tak jak inni - z piwem w ręku. Wtem przejeżdża obok ichniejsza straż miejska. Przez odruch bezwarunkowy niemal dostałem zawału, a panowie mundurowi nawet na mnie nie spojrzeli. A w Polsce dalej jak w lesie.
"Ministerstwo Sprawiedliwości nie planuje ani nigdy nie planowało wprowadzenia kary pozbawienia wolności za picie alkoholu w miejscach niedozwolonych. W przekazanej do konsultacji i opiniowania propozycji legislacyjnej, która nie ma ostatecznego kształtu, rozważano jedynie, by za to wykroczenie można było stosować - obok grzywny, której niezapłacenie może skutkować dotkliwą karą aresztu - karę ograniczenia wolności, czyli prac społecznych. Intencją nie było więc zaostrzenie kar lecz ich uelastycznienie. W związku z negatywnymi opiniami na temat tej propozycji, Ministerstwo Sprawiedliwości wycofało się z niej."