Ministerstwo Sprawiedliwości chciało zaostrzyć kary za spożywanie alkoholu w miejscach niedozwolonych jak parki czy ulice. Prócz mandatu groziłoby za to ograniczenie wolności. Resort szybko się wycofał.
Ministerstwo Sprawiedliwości chciało zaostrzyć kary za spożywanie alkoholu w miejscach niedozwolonych jak parki czy ulice. Prócz mandatu groziłoby za to ograniczenie wolności. Resort szybko się wycofał. Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Reklama.
Trwają prace nad nowelizacją m.in. ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Marcin Wolski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wychwycił pewną niespodziankę w projekcie. Wedle niej za picie alkoholu w miejscach niedozwolonych nie groziłaby tylko grzywna, ale też prace społeczne (od miesiąca do 2 lat). Czyli jeśli kogoś nie byłoby stać na spłatę mandatu to mógłby to odpracować np. zamiatając ulice.
Na odpowiedź z resortu czekałem kilka godzin. Przyszła lakoniczna, ale za to poniekąd satysfakcjonująca.
Jerzy Kubrak
Ministerstwo Sprawiedliwości

"Ministerstwo Sprawiedliwości nie planuje ani nigdy nie planowało wprowadzenia kary pozbawienia wolności za picie alkoholu w miejscach niedozwolonych. W przekazanej do konsultacji i opiniowania propozycji legislacyjnej, która nie ma ostatecznego kształtu, rozważano jedynie, by za to wykroczenie można było stosować - obok grzywny, której niezapłacenie może skutkować dotkliwą karą aresztu - karę ograniczenia wolności, czyli prac społecznych. Intencją nie było więc zaostrzenie kar lecz ich uelastycznienie. W związku z negatywnymi opiniami na temat tej propozycji, Ministerstwo Sprawiedliwości wycofało się z niej."

Odpowiedź jest poniekąd satysfakcjonująca, bo to dobrze, że są planowane zmiany w tej archaicznej, pamiętającej stan wojenny ustawie. Jednak nie zawsze zakazy przynoszą skutek, a zwłaszcza dokładnie kar. Ok, zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h faktycznie przyniosło skutek i jest mniej wypadków. Jednak w przypadku picia "pod chmurką" powinno się stosować jednak inne metody.
Zostając w tematach drogowych - każdego roku, zwłaszcza w czasie długich weekendów i świąt policjanci wyłapują tysiące pijanych kierowców. Nic się nie zmienia. To chyba dowód na to, że ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi nie radzi sobie z pijaństwem Polaków i to właśnie ją trzeba zmienić.
logo
Zakazy nie pokonają niektórych polskich zwyczajów. Fot. Adam Golec / Agencja Gazeta
Z prawem, które pozwala pić alkohol w ogródku piwnym - a za zrobienie tego metr obok wiąże się z nawet kilkuset złotowy mandat - jest chyba coś nie halo. A wygrana batalia o legalny złocisty trunek nad Wisłą jest koronnym przykładem na bezsens i śmieszność tego systemu.
Potrzeba nie "uelastycznienia" lecz odświeżenia ustawy i rozgraniczenia. Nie można wrzucać do jednego worka awanturujących się i agresywnych pijaków oraz studentów, którzy dla relaksu napiją się piwa na kocyku w parku. A to dopiero początek drogi ku lepszej Polsce.
Kilka lat temu byłem w Czechach, słońce grzało niemiłosiernie, a przecież nic w takich okolicznościach przyrody lepiej nie smakuje, jak Plzeňský prazdroj lub po naszemu Pilsner Urquell. Szedłem urokliwą uliczką miasteczka Rokycany tak jak inni - z piwem w ręku. Wtem przejeżdża obok ichniejsza straż miejska. Przez odruch bezwarunkowy niemal dostałem zawału, a panowie mundurowi nawet na mnie nie spojrzeli. A w Polsce dalej jak w lesie.