
Reklama.
Dziennikarz Tomasz-Marcin Wrona zapytał Jacka Poniedziałka o okładkę jednego z prawicowych czasopism, które postawiło tezę, że molestowanie seksualne jest obsesją lewicy. Aktor zgadza się z tą tezą. "Uważam, że popadamy w lekką paranoję" – mówi aktor. Następnie artysta przytacza anegdotę o zagubionej małej dziewczynce płaczącej na środku paryskiej ulicy, której nikt nie chce pomóc, bo każdy się obawia oskarżenia o pedofilię.
"Podobnie teraz jest z molestowaniem. No jak ludzie mają sobie sygnalizować zainteresowanie seksualne? SMS-y? Nie wolno, bo stalking. Uśmiech? Nie wolno, bo lubieżny. Obejrzeć się za kimś? Przedmiotowe traktowanie. Położyć dłoń na ramieniu? Zaraz wołają policję" – argumentuje aktor.
Następnie przyznaje, że "nie powinno się wykorzystywać stosunku władzy" i łapać kogoś za krocze. "Ale z drugiej strony, czemu jeden z drugim nie da takiemu śmiałkowi w mordę albo nie zgłosi tego na policję czy gdzieś, tylko teraz na fali owczego pędu roni publicznie łzy i przygotowuje grunt pod odszkodowanie?" – zastanawia się Poniedziałek.
Tomasz-Marcin Wrona pyta następnie aktora o sprawę Kevina Spaceya, którego wiele osób oskarżyło o molestowanie seksualne po tym, jak zrobił to Anthony Rapp. W momencie, gdy Spacey miał go molestować Rapp był nastolatkiem. "Czy ten 14-letni chłopiec, kładąc się na łóżku w sypialni Spacey'ego, podczas imprezy, nie spodziewał się, że coś takiego może się zdarzyć? Oczywiście, chcę postawić sprawę jasno, że to nie powinno mieć miejsca. Ale co się faktycznie stało temu chłopakowi?" – pyta Jacek Poniedziałek.
Nie rozumie też, dlaczego wybuchł skandal wokół znanego producenta Harveya Weinsteina, który niespodziewanie obnażał się przy zależnych od niego młodych aktorkach, nakłaniając je do czynności seksualnych. "Jeśli rzuciły wszystko na jedną kartę i były zdeterminowane, żeby zrobić karierę za wszelką cenę, po czym szły do łóżka z facetem, którego uważały za obleśnego i brutalnego wieprza, to znaczy, że tak kalkulowały" – mówi Poniedziałek.
Aktor przekonuje, że między ludźmi nieustannie toczy się gra erotyczna. "Jeśli ktoś nie chce w niej uczestniczyć, to mówi jasno i wyraźnie "nie", zamiast popadać w histerię" – twierdzi Poniedziałek i ostrzega przed tym, że obudzimy się w "orwellowskim piekle".
źródło: tvn24.pl