
Proboszcz niewielkiej wsi na Podkarpaciu wpadł na pomysł, jak przekonać wiernych, żeby wsparli Kościół. Najpierw podzielił parafię – po 20 domów. Każda z grup dostała zeszyt, w którym miała zapisywać, kto i ile dał. Pieniądze zbierają sami mieszkańcy, a potem przynoszą je na plebanię. Duchowny nie widzi w tym nic złego i mówi nam, że datki są dobrowolne. – Zbiera i płaci tylko ten, kto chce – twierdzi.
Fragment pisma mieszkańców Jasionki: "Od dwóch miesięcy ksiądz Piotr Wojnar podzielił wieś po 20 domów rodzin. Zakupił dla każdej grupy zeszyty. Z każdej grupy na kazaniu w kościele zmusza ludzi by pobierali od niego co miesiąc te zeszyty i chodzili po domach wymuszać od swoich sąsiadów pieniądze. U Księdza mają się rozliczać z zebranych wymuszonych pieniędzy".
"Kościół marnieje w oczach"
We wrześniu 2015 roku mieszkańcy Jasionki pożegnali proboszcza Zbigniewa Kaszubę. Księdzem we wsi był przez kilkanaście lat. I ludzie dobrze go zapamiętali. – Choć za jego czasów Rada Parafialna chodziła po domach, dlatego proboszcz Kaszuba został upomniany przez biskupa. I skończyło się na dobrowolnych datkach do kościelnej skrzynki – mówi W. Ale wtedy mieszkańcy – społeczność mała i biedna – nie oburzali się aż tak bardzo, bo widzieli efekty. – Zawsze mówił, że ani grosza nam nie zabierze. Zmarł przedwcześnie i te pieniądze naprawdę po nim zostały – dodaje W.
Przy ołtarzu dobry ksiądz
– Jeśli chodzi o wiarę i pobożność przy ołtarzu, to złego słowa nie powiem. No ale materialista z naszego księdza jest – mówi W. To samo powtarza M.: – Księdzem to on złym nie jest. Tylko pieniążki aż za bardzo lubi, no i niewiele robi.
– No, składamy się na Kościół. Kto wierzący i poczuwa się, to daje – mówi Z. Dodaje, że jak przychodzi jego kolej, to wykłada pieniądze na kwiaty i ogrzewanie. Wierni w liście do archidiecezji piszą też o żarówkach i świecach, których podobno nikt przy ołtarzu nie pali.– Widać, że wysłali to tacy, którzy do kościoła nie chodzą. Nie mówiłem o kupowaniu żarówek czy świeczek – zarzeka się ksiądz. I podkreśla, że nikt parafianom nie powiedział, że muszą dać akurat po 20 złotych od rodziny. – Jak ktoś chce, to może dać 5 złotych, jak ktoś nie chce podpisać, to nie podpisuje, nie chce dawać, to nie daje. A kto nie chce chodzić, to nie chodzi. Są parafianie, którzy chcą dawać i się podpisywać – podkreśla proboszcz Jasionki.
