
(…)po odstawieniu alkoholu drżenie rąk mija. Prędzej czy później, ale w końcu mija. Po pierwszym roku bez wódy usłyszałem od lekarzy, że niestety, to nie alkoholizm. U parkinsonika dygot narasta i nie ma na to sposobu.
Pisarz zauważa także, że nie ma u nas tradycji pisania o tak trudnych i osobistych sprawach jak choroba. I ta dyskrecja jest jeszcze dodatkowo uznawane za cnotę. Ale sam Pilch nie chce tego ukrywać:
(…)powściągliwość nigdy nie była moją mocną stroną, dlaczegoż miałbym być powściągliwy w stosunku do mojej choroby?
Jerzy Pilch traktuje też swoją chorobę jako… pisarską szansę. Mówi nawet o niej jako o darze:
(…)mam ją nie za pecha, ale za fart. Nie za dopust, ale za dar boży. Przy moim zapatrzeniu w siebie , skłonności do wiwisekcji taki temat spadł mi z nieba – w sensie ścisłym. A jak sądzę, wystarczająco jestem zdyscyplinowany i za bardzo doświadczony, by w jakąś bebechowatość popadać.