Huzia na Mikołejkę!
Kult ten szybko się rozprzestrzenia, gdyż nie wymaga wiele od swoich wyznawców. Wystarczy zdolność płodzenia i parę złotych w kieszeni, żeby słowo, które stanie się ciałem, odpowiednio wyeksponować: kupić wózek, stroje, urządzić wystawne chrzciny, komunię, wesele. Oczywiście głównym przedmiotem tego kultu jest DZIECKO. W takim ujęciu matka staje się kimś w rodzaju Matki Boskiej. Kuriozalne, ale – zdaje się – prawdziwe.
Kilka miesięcy temu artykuł Hanny Rydlewskiej o potrzebie tworzenia stref wolnych od dzieci wywołał zresztą podobnie gorącą dyskusję.
Strefa wolna od dzieci potrzebna od zaraz
W nowoczesnym społeczeństwie rodzice mają możliwość aktywnego spędzania czasu z dziećmi, również w kawiarniach lub w restauracjach. Knajpy przyjazne dzieciom są potrzebne i powinno ich być w Polsce jak najwięcej. Nie można jednak zapominać o potrzebach tych, którzy dzieci nie mają, mieć nie chcą i marzą skrycie o przestrzeniach wolnych od pieluch, smoczków i dziecięcych pisków. Kiedy pojawią się u nas kawiarnie ze strefami „wolnymi od dzieci”?
Oddajemy głos Wam. Czy w Polsce matki z dzieckiem są [Waszym zdaniem] otoczone kultem, wyjęte z prawa do krytyki, mające specjalne prawa. Czy zapatrzenie matek w dzieci będzie miało dla tych dzieci wychowawcze konsekwencje, gdy dorosną. Jakie dzieci dorosną, gdy za młodu społeczeństwo uznaje je za święte?
Nie kop pana, bo się spocisz - coraz częstsze podejście dzisiejszych matek.
Nie zgadza się z nim Agnieszka:
Nie zauważyłam "świętości" dzieci. Pozwalanie im na wykrzyczenie i wybawienie się na placu zabaw (!!!) a więc w miejscu specjalnie dla nich stworzonym nie jest "otoczeniem kultem". Naprawdę chcielibyśmy, żeby dzieci w Polsce były ciche i potulne? To dopiero miałoby piękne "konsekwencje wychowawcze"... W ogóle to raczej sztucznie wywołany problem.