W Polsce produkcja i sprzedaż bimbru wciąż pozostają nielegalne. Na restrykcyjne i nieprzemyślane prawo narzekają także domowi wytwórcy piwa oraz wina. Czy nadeszła pora na zmianę przepisów?
– Gdyby to było legalne, to pewnie bym handlował, chociaż przyznam, że nie produkuję w tej chwili dużo – głównie na własne potrzeby, dla rodziny, znajomych – mówi mi pan Jan Szymański, bimbrownik spod Warszawy. Przyznaje, że legalizacja produkcji i sprzedaży bimbru przyniosłaby korzyści zarówno jemu, jak i państwu. – I mi wpadłyby jakieś dodatkowe pieniądze, i budżet by na tym zarobił – mówi.
Postulaty osób takich, jak pan Jan, zostały ostatnio spełnione, ale nie w Polsce, lecz w USA. “Time” donosi, że władze kolejnych stanów liberalizują prawodawstwo zakazujące produkcji bimbru. W ostatnim czasie takie zmiany wprowadził Nowy Jork, a wcześniej również Tennessee, Washington i Ohio.
Dziennikarze magazynu spekulują, że głównym powodem decyzji władz stanowych jest chęć podreperowania nadwyrężonych w czasie kryzysu budżetów.
Czy bardziej liberalna polityka wobec domowej produkcji alkoholu i w Polsce mogłaby przynieść pozytywne skutki gospodarcze? Gdy pytam o to posła Ruchu Palikota Andrzeja Rozenka, od razu przywołuje nie tylko przykład USA, ale i krajów europejskich. – Niewielka, rodzinna produkcja mocnych alkoholi nie narusza przecież monopoli państwowych, za to zwiększa wpływy do budżetu i podnosi jakość trunków, które są kontrolowane przez odpowiednie służby – mówi poseł nawiązując do projektu ustawy przedstawionego w zeszłym roku przez Ruch Palikota.
W uzasadnieniu projektu, który zakłada, że rolnicy mogliby produkować i sprzedawać tradycyjne, lokalne wyroby alkoholowe, przeczytać możemy m.in., że:
– Jak najbardziej jesteśmy za demonopolizacją. Myślę, że miałaby ona pozytywne skutki gospodarcze, napędzając lokalne biznesy i zwiększając wpływy do budżetu – mówi mi Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej. Dodaje jednak, że kluczowe w przypadku takich zmian byłoby opracowanie bardzo precyzyjnych przepisów i mechanizmów kontroli, które zapobiegłyby potencjalnym nadużyciom. – Wiadomo, że w przypadku wysokoprocentowych alkoholi domowej produkcji istnieje zarówno duże ryzyko zatruć, związane z ich jakością, jak i możliwość oszustw podatkowych – ocenia.
Zdecydowanie bardziej sceptyczna wobec legalizacji produkcji domowych trunków jest Kama Dąbrowska, kierownik działu prawnego w Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. – To myślenie na krótką metę. Potencjalne zyski dla budżetu byłyby zdecydowanie niższe niż koszty szkód, jakie wywołałaby zwiększona konsumpcja alkoholu – ocenia ekspert.
– Z ogólnoeuropejskich badań Petera Andersona z 2004 roku wynika, że roczny koszt walki z medycznymi i społecznymi skutkami nadużywania alkoholu wynosi dla jednego państwa przeciętnie 125 mld euro – dodaje Kama Dąbrowska. Twierdzi, że 1 euro przychodu z akcyzy od sprzedanego alkoholu oznaczać może jednocześnie 5 euro wydatków związanych z terapią alkoholików, opieką społeczną, medyczną, kosztami wypadków pijanych kierowców, itd.
Poseł Andrzej Rozenek przyznaje, że projekt Ruchu Palikota utknął w Sejmie. Prawdopodobnie więc w najbliższym czasie sytuacja prawna osób produkujących bimber nie zmieni się. A jak radzą sobie producenci domowego wina i piwa? “Dziennik Gazeta Prawna” informował niedawno, że pomimo przyjęcia w 2011 roku ustawy mającej ułatwić życie producentom win, ich sytuacja wciąż jest rudna, bo przepisy prowadzą do wielu absurdów.
Jak twierdzi Jan Krysiak, członek Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, urzędniczych absurdów nie brakuje też w polskim browarnictwie. – W niewielkim, rzemieślniczym browarze mojego znajomego urzędnicy kontrolowali objętość 1000-litrowego zbiornika za pomocą kolby o pojemności 5 litrów – opowiada Krysiak.
– Przepisy są bardzo złe. Każdy, kto chce sprzedawać produkowane przez siebie piwo, nawet gdy jest to kilka butelek, musi spełniać identyczne wymogi, jak browar przemysłowy. Co więcej, rejestracja własnego browaru zajmuje ok. pół roku – tak wiele jest procedur, atestów i innych skomplikowanych przepisów – mówi mój rozmówca.
Jeśli domowa produkcja innych alkoholi może być jakimś prognostykiem, to legalizacja wytwarzania bimbru zapewne pomoże napełnić stanowe skarbce. W zeszłym roku niewielkie, rzemieślnicze browary dały budżetowi Kalifornii 3 mld dolarów wpływów. W stanie Nowy Jork browary zapewniły zaś pracę trzem tysiącom osób, a winiarnie przyniosły 1 mld wpływów podatkowych i zatrudniały pięć tysięcy pracowników. CZYTAJ WIĘCEJ
Skutki liberalizacji przepisów dot. produkcji alkoholu
według projektu ustawy zgłoszonego przez Ruch Palikota
Projekt ustawy powinien wywołać pozytywny skutek społeczny polegający na „wyjściu z szarej strefy” małych wytwórców. Pozytywnym skutkiem prawnym będzie depenalizacja zachowań, które już obecnie są społecznie akceptowalne. CZYTAJ WIĘCEJ
Marek Jarosz
Polski Instytut Winorośli i Wina
– Przykładowo, chcę zebrać winogrona, więc trzy dni wcześniej powiadamiam o tym urząd celny. O wyznaczonym czasie w moim gospodarstwie zjawia się funkcjonariusz celny, żeby nadzorować zbiór. Jednak tego dnia zaczyna padać deszcz, który uniemożliwia zbiór. Następnego dnia, choćby świeciło słońce, nie mogę rozpocząć prac, ponieważ muszę ponownie zawiadomić o tym urząd celny z trzydniowym wyprzedzeniem – podaje Marek Jarosz. CZYTAJ WIĘCEJ