Niski poziom i bardzo wysokie zarobki piłkarzy - tak wyglądają realia w polskiej ekstraklasie piłkarskiej
Niski poziom i bardzo wysokie zarobki piłkarzy - tak wyglądają realia w polskiej ekstraklasie piłkarskiej fot. Shutterstock.com

Kopanina - tym mianem najczęściej określa się mecz polskiej ekstraklasy. Dobrych spotkań jest jak na lekarstwo, a w internecie roi się od filmików wyśmiewających ligę. Tymczasem rok temu średnia pensja w Lechu Poznań wyniosła 50 tysięcy złotych. W Polsce opłaca się być piłkarzem. Nie trzeba zbyt wiele potrafić, wystarczy w miarę sprawnie kopać piłkę przez kilka lat, by na umowie zobaczyć pięciocyfrową kwotę.

REKLAMA
W ubiegłym roku "Fakt" opublikował zestawienie zarobków piłkarzy polskiej ekstraklasy. Na zasadzie - klub, średnia pensja, najwyższe zarobki, najniższe. Posprawdzałem te stawki. Okazuje się, że "Faktowi" w miarę można ufać. Kwoty są, szczerze mówiąc, nieco zatrważające.
Jeden ma 130 tysięcy, drugi ma 3
Największe wrażenie robią różnice między piłkarzami. Piłkarz z nazwiskiem, który trafia z silnej zagranicznej ligi, dostanie u nas majątek. Rozpoczynający karierę (czy może lżej - przygodę z piłką) młody Polak zaczyna od niskiej stawki. Manuel Arboleda miał w Lechu Poznań 150 tysięcy złotych miesięcznie. Z kolei inny środkowy obrońca, Marcin Kamiński, zarabiał … 6 tysięcy. Dziś Arboleda próbuje nawiązać do swojej najlepszej formy, a Kamiński pojawia się w reprezentacji Polski.
Ale podobnie było w innych klubach. W Polonii Euzebiusz Smolarek kasował wtedy 130 tysięcy, a Paweł Wszołek zaledwie 3. Tak, ten Wszołek, który niedawno błysnął w meczu z RPA i zagrał w pierwszym składzie z Anglią. Z RPA grał też zresztą Artur Sobiech. Piłkarz, który kilka lat temu jako nastolatek szalał w ataku Ruchu Chorzów, strzelał gola za golem. Był czołowym piłkarzem całej ligi, a zarabiał wtedy nieco powyżej 3 tysięcy netto.
Kuriozalna sytuacja miała miejsce w Wiśle Kraków. Holender Kew Jaliens, który w 2006 roku grał na mundialu w Niemczech, inkasował 130 tysięcy złotych, a grał fatalnie, popełniał błąd za błędem. Nie sprawiał wrażenia piłkarza, który za Wisłę jest gotów umierać. Z kolei Daniel Brud, młody ambitny chłopak, dostawał 4 tysiące. Ponad 30 razy mniej.
Jeden z filmików, wyszydzających ekstraklasę:

To przez Wojciechowskiego i menedżerów
Dzwonię do Andrzeja Czyżniewskiego, byłego dyrektora sportowego Arki Gdynia. Pytam go o przyczynę takiego stanu rzeczy. - Jeżeli przyjąć, że piłka nożna to rynek, a produktem docelowym jest poziom meczu piłkarskiego, to nasza ekstraklasa jest zdecydowania przepłacana - mówi w rozmowie z naTemat. I potem dodaje: - Ten rynek został niestety zdestabilizowany przez Józefa Wojciechowskiego, który w Polonii tworzył wielkie kominy płacowe i strasznie windował pensję. Myślał, że to mu zagwarantuje sukces, a wszyscy widzieliśmy jak skończył. Nie pomaga też pazerność menedżerów, którzy dla swojego piłkarza, ale i dla siebie, chcą wielkich pieniędzy. Wie pan jak to się kończy? Tak, że polski piłkarz jest dla naszego klubu za drogi i ten sięga w związku z tym po tańszego, a niekoniecznie słabszego gościa z zagranicy.
Jeden z piłkarzy ekstraklasy, chce pozostać anonimowy: - Uważam, że sztuką jest takie stawki wynegocjować. A że jakiś pracodawca decyduje się piłkarzowi wypłacać 150 tysięcy złotych co miesiąc, jak Lech Arboledzie? Jak ktoś jest na tyle głupi, to jego problem. Wiesz, dla mnie to nie jest gorszące. To jest po prostu głupota.
Nieco bardziej wyrozumiały dla wysokich zarobków polskich ligowców jest Paweł Machitko, redaktor naczelny serwisu Transfery.info. - W stosunku do prezentowanych umiejętności te stawki są rzeczywiście za duże. Ale jeżeli już spojrzymy na nasz kraj, jego sytuację gospodarczą, to te pieniądze nie są jakieś strasznie wysokie - mówi w rozmowie z naTemat. I dodaje: - Poziom ekstraklasy rzeczywiście spadł w ostatnich latach. Ale też nie jest tak bardzo żenujący, jak się powszechnie uważa.
"Nie trzeba za dużo umieć, a zapłacą mi więcej"
Poziom spadał, niemniej nasza ekstraklasa stała się w ostatnich latach łakomym kąskiem dla piłkarzy z Czech, Słowacji i z państw bałkańskich. Tam duże pieniądze zarabia się tylko w największych klubach, zresztą i tak mniejsze od tych, które zaoferować może Lech, Wisła czy Legia. "Przejdę sobie do Polski, zarobię dużo większe pieniądze, a w cale nie będę musiał bardziej się starać. Bo poziom wyższy nie będzie" - myśli sobie pewnie taki piłkarz i natychmiast parafuje umowę.
Robert Jeż przeszedł z rodzimej Słowacji do Górnika Zabrze, w którym wynegocjował 60 tysięcy miesięcznie. Dziś gra w Zagłębiu Lubin. Doszło nawet do sytuacji, gdzie liga polska staje się atrakcyjna finansowo dla piłkarzy z Holandii. Saidi Ntibazonkiza właśnie stamtąd poszedł do Cracoii Kraków, w której dostał ponad 70 tysięcy. Pieniądze wypłacał mu właściciel klubu, Janusz Filipiak, który otwarcie przyznaje w mediach, że polscy piłkarze zarabiają zbyt wiele. - Zmowa między prezesami, by to ograniczyć, jest nierealna. A szkoda - to właśnie jedna z jego wypowiedzi. To mówi Filipiak. Człowiek, u którego w 2011 roku najmniejsze pieniądze zarabiał według gazety Bartłomiej Dudzic. Piłkarz, który dostawał 12 tysięcy złotych.
Fragment artykułu z fakt.pl
(o zarobkach piłkarzy):

Już teraz polska ekstraklasa jest bardzo atrakcyjnym kierunkiem dla piłkarzy ze Słowacji, Czech czy krajów Bałkańskich. Tam wysokie stawki obowiązują tylko w najlepszych klubach. Chociażby dlatego Legii udało się ściągnąć zimą z Sigmy Ołomuniec lidera klasyfikacji strzelców, Michala Hubnika (28 l.), który mimo znakomitej rundy jesiennej, nie dostał propozycji ze Sparty Praga. – Dla tych graczy Polska jest ciekawym miejscem pracy. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby wyróżniający się zawodnik z Czech trafił do naszej ligi. Teraz jesteśmy dla tamtych klubów konkurencyjni. W zamian za to poziom ekstraklasy będzie się podnosił, bo to w zdecydowanej większości ciekawi piłkarze – tłumaczy Gilewicz.


Zawsze się dowiesz, kto ile zarabia
Wielokrotnie słyszymy o nieporozumieniach, konfliktach w drużynie. Często to właśnie pieniądze są ich przyczyną. A konkretnie dysproporcje w zespole. - Była u nas kiedyś taka sytuacja, że w pierwszym składzie grał chłopak, który dostawał 3 tysiące. A gość, zarabiający 60 tysięcy, siedział na ławce. Buntu w zespole to nie spowodowało, ale na każdym kroku pojawiały się złośliwości - opowiada mój rozmówca - piłkarz ekstraklasy. Mówi też, że w zespole wiedza o tym, kto ile zarabia, nie jest powszechna. Na temat zarobków krążą raczej pogłoski. - Ale jak ktoś chce się dowiedzieć, ile zarabia konkretny kolega, to zawsze się dowie - dodaje.
Ciekawą sytuację zauważa Machitko. - Na całym świecie jest tak, że piłkarz dowiaduje się, ile zarabia kolega i to mu się nie podoba. Tak bywa nawet w Realu Madryt czy Barcelonie. Kominy płacowe są elementem futbolu. Ale ważne jest co innego. Weźmy taką Legię Warszawa - ściąga do siebie Daniela Ljuboję i czyni go najlepiej zarabiającym piłkarzem ligi. Gość dostaje pół miliona euro za rok. Reszta zespołu widzi to, dowiaduje się o tej stawce i po jakimś czasie też pójdzie po podwyżkę. Bo przecież Daniel to gwiazda, ale my też reprezentujemy wysoki poziom. W ten sposób zarobki z roku na rok rosną. A przecież, jeśli nie będzie się ściągać tak dobrych piłkarzy, poziom nie pójdzie do góry. To takie błędne koło.
Ryszard Komornicki prowadził Górnika Zabrze, ale tam nie mógł dogadać się z piłkarzami i wrócił do ligi szwajcarskiej. Mówiąc o różnicach między piłkarzami w obu krajach, dostrzega istotny problem. Pazerność, materializm polskich piłkarzy. - W Szwajcarii nie płaci się takich pieniędzy jak w Polsce. Tutaj piłkarz chce też się czegoś nauczyć, a nie od razu zarobić. W Zabrzu było inaczej - przychodził zawodnik i od razu żądał dla siebie wielkich pieniędzy. Moim zdaniem lepiej brać młodych zawodników z drugiej czy trzeciej ligi niż marnować pieniądze na kopaczy, którzy nie dość, że nie mają charakterów, to jeszcze są słabo wyszkoleni taktycznie i technicznie - tłumaczył.
8 tysięcy w trzeciej lidze? Marzenie
Właśnie, niższe ligi. Piłkarze w ekstraklasie zarabiają najwięcej. W nowej pierwszej lidze jest już znacząco gorzej. Osoba dobrze zorientowana w realiach mówi anonimowo: - Jeżeli jakiś klub ma duże ambicje, mierzy w awans do ekstraklasy, płaci średnio jakieś 7-8 tysięcy na rękę, ewentualnie 10. Najlepsi piłkarze mogą liczyć maksymalnie na 12. Są też i takie kluby, gdzie piłkarze przychodzą z myślą, że będą pewnie grać o środek tabeli. Że cóż, nie udało się zagrać w najwyższej lidze, nie było odpowiednich ofert, więc tu trzeba będzie o sobie przypomnieć. Tacy ludzie godzą się na zarobki rzędu 4-5 tysięcy złotych.
Wypowiedź kibica, z tekstu o zarobkach piłkarzy:
(praca.wp.pl)

Skandalicznie wysokie zarobki piłkarzy, które od kilkunastu lat windowane są na poziomy coraz bardziej absurdalne, są dowodem tego, że prawdziwej mafii należy szukać nie tylko wokół krewnych i znajomych niejakiego "Fryzjera". Prawdziwa "piłkarska mafia" to piłkarze i ich agenci, którzy domagają się dla swoich, najczęściej średnio utalentowanych grajków, zarobków niewspółmiernych do talentu i umiejętności. Kuriozalnie wysokie wynagrodzenie piłkarzy w Polsce nie idzie w parze z wynikami. Piłkarze bardziej troszczą się o idealną fryzurę i opaleniznę niż o swoją sportową postawę na boisku. Olbrzymie wynagrodzenie dostają bez względu na to, czy odnoszą sukces, czy przegrywają w pierwszych rundach europejskich pucharów z drużynami, powiedzmy delikatnie, średnimi.


Tomasz Sianecki, gdy rozmawiałem z nim kilkanaście dni temu, stwierdził, że u nas trzecioligowi piłkarze zarabiają po 7-8 tysięcy złotych, plus premie. Pod wywiadem komentarz, Dariusza Brzezickiego: "W którym polskim III-ligowym klubie piłkarze zarabiają po 8 tys. zł?". Jak się okazuje, nie ma takiego klubu.
Kolejny rozmówca, piłkarz grający w niższych ligach, nie poda nazwiska: - Najmniejsze różnice są między nową drugą a trzecią ligą. Zdarza się, że w trzeciej zarabia się więcej. Weźmy taki Górnik Polkowice, który grał właśnie w tej klasie rozgrywkowej, a płacił najlepszym piłkarzom po 4-5 tysięcy na rękę. Ogólnie solidna pensja to jakieś 3-4 tysiące. W klubie, gdzie ja gram, nie jest tak dobrze, ale też nie ma dramatu. Najlepsi mają 2, może 2,5 tysiąca. Najmniejsze zarobki to jakieś 500 złotych stypendium od miasta. Generalnie piłkarze dostają pensję, klub najczęściej zwraca im też koszty dojazdów.
Zjedźmy może jeszcze o jedną ligę niżej, do nowej czwartej. Jeden z piłkarzy, który w niej grał, mówi w rozmowie z naTemat; - Jest różnie. W kilku klubach da się zarobić 2-3 tysiące miesięcznie. Ale są też i takie, w których pieniądze są wręcz psie. W drużynie, gdzie jeszcze dwa lata temu występował, stałych pensji miesięcznych nie było. Piłkarze dostawali wyjściówki - jak grałeś w meczu, to zarabiałeś. - Ile to wynosiło? Oj, to zależy od tego, kto jak się dogadywał. Rozstrzał był spory, od 50 do 250 złotych za mecz, do tego oczywiście dochodziły premie za zwycięstwa oraz remisy.
Felieton Tomasza Olbratowskiego
o zarobkach piłkarzy, na antenie RMF:

W Holandii się produkuje
Czyżniewski często słyszy od ludzi, nazywających się ekspertami, to, co między innymi mówi Komornicki. Że w niższych ligach jest wiele talentów, wystarczy tylko je odkryć. Nie zgadza się z tym - Gdy słyszę takie banialuki, nóż mi się w kieszeni otwiera. Myślę sobie wtedy o Holandii. Ile ten kraj ma mieszkańców? Ponad dwa razy mniej od nas, prawda? A pan zobaczy, jak grają w piłkę. Możemy tylko pomarzyć. Przecież Holendrzy nie mają jakiegoś specjalnego futbolowego genu. I nie chodzi też o to, że mają jakąś bogatszą ligę. Tam po prostu ma miejsce produkcja piłkarzy. Produkcja. I jak 21-latek nie dochodzi tam do pewnego poziomu, to słyszy, że jest za stary. A u nas 24-letni zawodnik wciąż uchodzi za obiecującego i dostaje te kilkanaście tysięcy na miesiąc - żywiołowo tłumaczy.
Sprawa zarobków ligowych piłkarzy wielu bulwersuje. Wspomniany Filipiak powiedział w jednym z wywiadów: - Jako prezesi płacimy bardzo duże pieniądze, a w zamian dostajemy bardzo niewiele. Niedługo kwoty dojdą do 100 - 150 tysięcy złotych za miesiąc, a to o wiele za dużo.
- Kto tak powiedział? Janusz Filipiak? Ale przecież jako właściciel to on decyduje on tym, kto ile zarabia. Może podzielić zawodników na grupy - ci wiodący, ci średni, ci słabsi. Wie, ile może wydać i na podstawie tego powinien dysponować pieniędzmi. A nie godzić się na ten wszechobecny dyktat piłkarzy i menedżerów - przekonuje Czyżniewski.
Czy rzeczywiście grozi nam, że pensje, i tak już wysokie, staną się horrendalnie wygórowane? - Oczywiście, że ona będą rosnąć, Filipiak ma sporo racji, ale sądzę, że towarzyszyć temu będzie wzrost poziomu sportowego piłkarzy. Także spokojnie, nie przesadzajmy. Jestem optymistą - kończy Machitko.