
Kopanina - tym mianem najczęściej określa się mecz polskiej ekstraklasy. Dobrych spotkań jest jak na lekarstwo, a w internecie roi się od filmików wyśmiewających ligę. Tymczasem rok temu średnia pensja w Lechu Poznań wyniosła 50 tysięcy złotych. W Polsce opłaca się być piłkarzem. Nie trzeba zbyt wiele potrafić, wystarczy w miarę sprawnie kopać piłkę przez kilka lat, by na umowie zobaczyć pięciocyfrową kwotę.
Największe wrażenie robią różnice między piłkarzami. Piłkarz z nazwiskiem, który trafia z silnej zagranicznej ligi, dostanie u nas majątek. Rozpoczynający karierę (czy może lżej - przygodę z piłką) młody Polak zaczyna od niskiej stawki. Manuel Arboleda miał w Lechu Poznań 150 tysięcy złotych miesięcznie. Z kolei inny środkowy obrońca, Marcin Kamiński, zarabiał … 6 tysięcy. Dziś Arboleda próbuje nawiązać do swojej najlepszej formy, a Kamiński pojawia się w reprezentacji Polski.
To przez Wojciechowskiego i menedżerów
Dzwonię do Andrzeja Czyżniewskiego, byłego dyrektora sportowego Arki Gdynia. Pytam go o przyczynę takiego stanu rzeczy. - Jeżeli przyjąć, że piłka nożna to rynek, a produktem docelowym jest poziom meczu piłkarskiego, to nasza ekstraklasa jest zdecydowania przepłacana - mówi w rozmowie z naTemat. I potem dodaje: - Ten rynek został niestety zdestabilizowany przez Józefa Wojciechowskiego, który w Polonii tworzył wielkie kominy płacowe i strasznie windował pensję. Myślał, że to mu zagwarantuje sukces, a wszyscy widzieliśmy jak skończył. Nie pomaga też pazerność menedżerów, którzy dla swojego piłkarza, ale i dla siebie, chcą wielkich pieniędzy. Wie pan jak to się kończy? Tak, że polski piłkarz jest dla naszego klubu za drogi i ten sięga w związku z tym po tańszego, a niekoniecznie słabszego gościa z zagranicy.
Poziom spadał, niemniej nasza ekstraklasa stała się w ostatnich latach łakomym kąskiem dla piłkarzy z Czech, Słowacji i z państw bałkańskich. Tam duże pieniądze zarabia się tylko w największych klubach, zresztą i tak mniejsze od tych, które zaoferować może Lech, Wisła czy Legia. "Przejdę sobie do Polski, zarobię dużo większe pieniądze, a w cale nie będę musiał bardziej się starać. Bo poziom wyższy nie będzie" - myśli sobie pewnie taki piłkarz i natychmiast parafuje umowę.
Już teraz polska ekstraklasa jest bardzo atrakcyjnym kierunkiem dla piłkarzy ze Słowacji, Czech czy krajów Bałkańskich. Tam wysokie stawki obowiązują tylko w najlepszych klubach. Chociażby dlatego Legii udało się ściągnąć zimą z Sigmy Ołomuniec lidera klasyfikacji strzelców, Michala Hubnika (28 l.), który mimo znakomitej rundy jesiennej, nie dostał propozycji ze Sparty Praga. – Dla tych graczy Polska jest ciekawym miejscem pracy. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby wyróżniający się zawodnik z Czech trafił do naszej ligi. Teraz jesteśmy dla tamtych klubów konkurencyjni. W zamian za to poziom ekstraklasy będzie się podnosił, bo to w zdecydowanej większości ciekawi piłkarze – tłumaczy Gilewicz.
Zawsze się dowiesz, kto ile zarabia
Wielokrotnie słyszymy o nieporozumieniach, konfliktach w drużynie. Często to właśnie pieniądze są ich przyczyną. A konkretnie dysproporcje w zespole. - Była u nas kiedyś taka sytuacja, że w pierwszym składzie grał chłopak, który dostawał 3 tysiące. A gość, zarabiający 60 tysięcy, siedział na ławce. Buntu w zespole to nie spowodowało, ale na każdym kroku pojawiały się złośliwości - opowiada mój rozmówca - piłkarz ekstraklasy. Mówi też, że w zespole wiedza o tym, kto ile zarabia, nie jest powszechna. Na temat zarobków krążą raczej pogłoski. - Ale jak ktoś chce się dowiedzieć, ile zarabia konkretny kolega, to zawsze się dowie - dodaje.
Właśnie, niższe ligi. Piłkarze w ekstraklasie zarabiają najwięcej. W nowej pierwszej lidze jest już znacząco gorzej. Osoba dobrze zorientowana w realiach mówi anonimowo: - Jeżeli jakiś klub ma duże ambicje, mierzy w awans do ekstraklasy, płaci średnio jakieś 7-8 tysięcy na rękę, ewentualnie 10. Najlepsi piłkarze mogą liczyć maksymalnie na 12. Są też i takie kluby, gdzie piłkarze przychodzą z myślą, że będą pewnie grać o środek tabeli. Że cóż, nie udało się zagrać w najwyższej lidze, nie było odpowiednich ofert, więc tu trzeba będzie o sobie przypomnieć. Tacy ludzie godzą się na zarobki rzędu 4-5 tysięcy złotych.
Skandalicznie wysokie zarobki piłkarzy, które od kilkunastu lat windowane są na poziomy coraz bardziej absurdalne, są dowodem tego, że prawdziwej mafii należy szukać nie tylko wokół krewnych i znajomych niejakiego "Fryzjera". Prawdziwa "piłkarska mafia" to piłkarze i ich agenci, którzy domagają się dla swoich, najczęściej średnio utalentowanych grajków, zarobków niewspółmiernych do talentu i umiejętności. Kuriozalnie wysokie wynagrodzenie piłkarzy w Polsce nie idzie w parze z wynikami. Piłkarze bardziej troszczą się o idealną fryzurę i opaleniznę niż o swoją sportową postawę na boisku. Olbrzymie wynagrodzenie dostają bez względu na to, czy odnoszą sukces, czy przegrywają w pierwszych rundach europejskich pucharów z drużynami, powiedzmy delikatnie, średnimi.
Tomasz Sianecki, gdy rozmawiałem z nim kilkanaście dni temu, stwierdził, że u nas trzecioligowi piłkarze zarabiają po 7-8 tysięcy złotych, plus premie. Pod wywiadem komentarz, Dariusza Brzezickiego: "W którym polskim III-ligowym klubie piłkarze zarabiają po 8 tys. zł?". Jak się okazuje, nie ma takiego klubu.
W Holandii się produkuje
Czyżniewski często słyszy od ludzi, nazywających się ekspertami, to, co między innymi mówi Komornicki. Że w niższych ligach jest wiele talentów, wystarczy tylko je odkryć. Nie zgadza się z tym - Gdy słyszę takie banialuki, nóż mi się w kieszeni otwiera. Myślę sobie wtedy o Holandii. Ile ten kraj ma mieszkańców? Ponad dwa razy mniej od nas, prawda? A pan zobaczy, jak grają w piłkę. Możemy tylko pomarzyć. Przecież Holendrzy nie mają jakiegoś specjalnego futbolowego genu. I nie chodzi też o to, że mają jakąś bogatszą ligę. Tam po prostu ma miejsce produkcja piłkarzy. Produkcja. I jak 21-latek nie dochodzi tam do pewnego poziomu, to słyszy, że jest za stary. A u nas 24-letni zawodnik wciąż uchodzi za obiecującego i dostaje te kilkanaście tysięcy na miesiąc - żywiołowo tłumaczy.
