
Co roku między sądami a Pocztą krąży 200 mln zwrotek. To doklejone do koperty potwierdzenie odbioru. Zgodnie z prawem zwrotka wędruje do Kowalskiego wraz z wezwaniem na rozprawę. Poczta doręcza ją z powrotem do sądu na dowód, że uczestnik procesu został prawidłowo powiadomiony o terminie rozprawy. Proste? Nie! Bo zwrotki wracają długo. Albo i wcale. To jedna z największych bolączek wymiaru sprawiedliwości, który i bez tego jest nierychliwy.
Jednak szanse na to, że sądowy kontrakt dostanie ktoś inny niż Poczta Polska są niewielkie. Tylko zwrotki państwowego giganta mają moc dokumentu urzędowego – jest tzw. operatorem wyznaczonym. Wkrótce ma się odbyć konkurs, który zdecyduje komu przypadnie to miano na kolejne 10 lat. Jednak prywatnym dostawcom bardziej opłaca się roznosić przesyłki w miastach, niż budować infrastrukturę pokrywającą zasięgiem cały kraj. Dlatego Poczta Polska wciąż może dyktować ceny na wartym ponad miliard złotych kawałku rynku pocztowego.