To purytanizm. Uznano, że to coś ze mną jest nie tak, kiedy problem jest z poziomem higieny. Ale tak istotnych kwestii nigdy nie artykułujemy. Mamy przecież prawo, żeby w restauracji pachniało, żeby pachniało w autobusie, tramwaju, pociągu. Tymczasem, jak wchodzi do autobusu ktoś, od kogo czuć pot, nikt się nie odezwie, nie powie tego głośno, nie zwróci uwagi, tylko wszyscy się odsuwają. Ja nie zamierzam się w ten sposób zachowywać. Są rzeczy, o których trzeba mówić głośno. Brak higieny to jedna z nich. Żyłam w kraju, w którym jest bardzo gorąco, gdzie mogłyby się teoretycznie takie przykre sytuacje zdarzać, ale nigdy w życiu się z tym nie spotkałam.
Hiszpanie pachną, pachnie w ich taksówkach, domach, restauracjach. I to pięknie pachnie. Nie jest to kwestia tego, czy ktoś jest
biedny czy bogaty, ale kwestia tego, czy ktoś jest czysty czy brudny. Nie jestem walnięta, jak niektórzy uznali. Mówię o tym głośno, bo to problem socjalny. Niektórzy myją ręce dwa razy w tygodniu. Dlatego tym bardziej uważam, że ta "awantura" po moich słowach jest dramatyczna.