Redaktor naczelny "Gazety Polskiej", Tomasz Sakiewicz podejrzewa, że spółka PKP Intercity specjalnie udostępniła sympatykom "GP" stary pociąg. Zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej", Tomasz Sakiewicz podejrzewa, że spółka PKP Intercity specjalnie udostępniła sympatykom "GP" stary pociąg. Zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Reklama.
"II Wielki Wyjazd na Węgry" - tak nazywała się wycieczka sympatyków "GP", którzy chcieli świętować razem z Victorem Orbanem i prorządowymi Węgrami. Miały być dwa marsze po Budapeszcie, polskim sympatykom obiecano zaczytne miejsce na czele pochodu. W wycieczce wzięło udział 600 osób. Jednak na kłopoty nie trzeba było długo czekać. Zarówno dziennikarze "GP" jak i sympatycy pisma narzekali na to, że jadąc do Budapesztu pociąg miał godzinne opóźnienie.
Lecz w wyniku intensywnego ataku zimy na Węgrzech, jednego z najgroźniejszych w ciągu kilkudziesięciu lat, plany trzeba było zmodyfikować. Uroczystości odwołano, zatem polscy sympatycy Victora Orbana na Węgrzech nie mieli czego szukać i musieli wracać do domu. Uczestnicy wycieczki skarżyli się na dokuczliwy mróz. Atak zimy był na tyle poważny, że miejscami na najbardziej zasypanych odcinkach dróg interweniować musiały czołgi. Lecz cała złość sympatyków Victora Orbana skupiła się na spółce PKP Intercity.
Narzekano na niski standard pociągu, miejscowe problemy z klimatyzacją. Gdy Polacy wyjeżdżali z Budapesztu, zepsuła się lokomotywa, a na nową trzeba było poczekać kilka godzin. Tego było już sympatykom Orbana za dużo. Sami poszkodowani określali się mianem "najważniejszych przedstawicieli prawicowych mediów". Opisywali ze szczegółami, jak dramatycznie rysuje się ich sytuacja.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" uznał, że zbyt wiele się wydarzyło, by nieprzyjemną przygodę "II Wielkiego Wyjazdu" uznać za zbieg okoliczności. Zdaniem dziennikarza nie można wykluczyć, że polscy sympatycy Victora Orbana padli ofiarą spisku, a spółka PKP z premedytacją udostępniła wycieczce stary pociąg o wątpliwej sprawności. Zapowiada złożenie zawiadomienia do prokuratury.
Tomasz Sakiewicz
redaktor naczelny "GP"

Nie działa lokomotywa. Jak nie działa lokomotywa, pociąg nie jedzie. Jak nie jedzie pociąg i nie działa lokomotywa to nie ma prądu i ogrzewania.Myślę, że podjęto decyzję, że dano nam najgorsze, co mają. Żeby ludzi zniechęcić. Chyba, że zdarzy się coś jeszcze… Na pewno prezes PKP ma już sprawę prokuratorską. To przekracza granicę oszustwa. Oczywiście będziemy żądać zwrotu pieniędzy. Zobaczymy co można w polskim sądach uzyskać. CZYTAJ WIĘCEJ


Jednak PKP nie trzęsie się ze strachu. Rzeczniczka PKP Intercity, Zuzanna Szopowska tłumaczyła w rozmowie z radiem TOK FM, że całe opóźnienie trwało 310 minut. Lokomotywa, która się zepsuła należała do Węgrów. Zarzuty co do zagrożenia bezpieczeństwa pasażerów, a tym bardziej misternej intrygi nie są zbyt przekonujące. Zuzanna Szopowska tłumaczyła, że wagony miały "aktualne rewizje i przeglądy", gdy wyruszały w drogę do Budapesztu. Po powrocie do Warszawy przeprowadzono kolejną inspekcję, która niczego nie wykazała.