
"Paweł Kowal (38 l.) postanowił powyginać śmiało ciało w klubie fitness. Tak się rodzi eurociacho!" – obwieścił dziś "Fakt" prezentując zdjęcia ćwiczącego na siłowni europosła. Nie pierwszy to polityk, który zgodził się na tabloidową ustawkę. I nie pierwszy, który balansuje na cienkiej granicy między autopromocją a śmiesznością… – Moim zdaniem to jest kompromitacja na poziomie występu w piśmie pornograficznym i niestety dotyczy to także polityków Platformy – mówi Stefan Niesiołowski.
REKLAMA
"Czas umierać, skoro nawet Paweł Kowal pokusił się o tablo-ustawkę" – tak występ europosła w "Fakcie" skomentował na Twitterze dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki. Trudno się dziwić zaskoczeniu, bo Kowal był dotychczas postrzegany jako polityk poważny i do bólu merytoryczny, któremu przypisać można wszystko, ale nie tandetną grę z tabloidami. A jednak…
"Świąteczne obżarstwo tłuszczykiem odłożyło się już za paskiem, a wybory do Parlamentu Europejskiego na horyzoncie" – pisze tabloid o wygibasach europosła. "Pewnie dlatego poprosił o pomoc specjalistę. Były pompki, podciągi na linach i oczywiście bieżnia. Ciekawe tylko, czy tak jak szybko rosnąć będą mięśnie Pawła Kowala tak i skoczy poparcie dla jego niezauważanej w sondażach partii? Bo chyba szkoda by było, gdyby wysiłki poszły na marne, a nasze eurociacho marnowało się z dala od Brukseli".
Jesteś w tabloidzie, jesteś wszędzie
Wiesław Gałązka, specjalista ds. marketingu politycznego, mówi w rozmowie z naTemat, że podobne sesje w tabloidach najlepiej przysłużyć się mogą politykom, którzy może i znani są w środowisku, ale na pewno nie na ulicy. A taki los spotkał właśnie Kowala.
Paradoksalnie taka sesja bardziej niż praca w parlamencie może uczynić go rozpoznawalnym.
– On jest w pewnym sensie na banicji, nic więc dziwnego, że stara się w każdy możliwy sposób zaznaczać swoją obecność. Bardzo wiele osób go ceni, ale gdyby zapytać na ulicy "kim jest Paweł Kowal"? pewnie niewielu potrafiłoby odpowiedzieć. Paradoksalnie taka sesja bardziej niż praca w parlamencie może uczynić go rozpoznawalnym – komentuje.
Kowal dołączył tym samym do grona polityków, którzy lansują się na zdrowy tryb życia. – I akurat w tym nie ma nic złego, bo przecież w zdrowym ciele w zdrowy duch. Choć przyznam, że określenie "eurociacho" jakoś się z nim gryzie – śmieje się Gałązka.
Sztuka ustawki
Z dotychczasowej historii romansu polityków z tabloidami płynie jeden prosty wniosek – "ustawić" to się trzeba umieć. Bo jeśli ustawka wywołuje jedynie śmiech i kpiny trudno uznać ją przecież za skuteczną. A tak było już niejednokrotnie.
Czytaj także: "Super Express" sugeruje, że Adam Szejnfeld był zamieszany w aferę z seksmodelkami?
Z dotychczasowej historii romansu polityków z tabloidami płynie jeden prosty wniosek – "ustawić" to się trzeba umieć. Bo jeśli ustawka wywołuje jedynie śmiech i kpiny trudno uznać ją przecież za skuteczną. A tak było już niejednokrotnie.
Czytaj także: "Super Express" sugeruje, że Adam Szejnfeld był zamieszany w aferę z seksmodelkami?
Najbardziej znany przypadek to Katarzyna Hall (wtedy jeszcze minister edukacji) i sesja, którą wykonano podczas zabiegów rehabilitacyjnych. Zdjęcia Hall na kozetce u ortopedy z opuszczonymi spodniami wywołały falę, także politycznych, komentarzy. "Odważna sesja" – stwierdził rzecznik rządu Paweł Graś, a koledzy i koleżanki pani minister albo wybuchali śmiechem, albo - jak Joanna Mucha - przekonywali, że "pokazanie wizyty u lekarza łamie pewnego rodzaju tabu".
Ciekawy sposób na ocieplenie wizerunku przed wyborami parlamentarnymi z 2011 roku znalazł również Waldemar Pawlak, ówczesny lider PSL. Cytując relację "Super Expressu", "skoncentrowany niczym kierowca bolidu, usiał za sterami kombajnu i zbierał zboże w swojej rodzinnej wsi w województwie mazowieckim". Oczywiście przypadkiem był tam fotoreporter tabloidu i zdjęcia Pawlaka, ludowca z krwi i kości, trafiły na łamy "SE".
Ten sam przypadek sprawił, że przed wyborami czytelnicy przekonali się, jak sielankowe jest małżeństwo posła PiS Joachima Brudzińskiego. Na zdjęciach: pocałunek państwa Brudzińskich, państwo Brudzińscy w kajaku, państwo Brudzińscy romantycznie na brzegu. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że zdjęcia zrobiono za moją wiedzą. Jestem politykiem i muszę liczyć się z tym, że moja prywatność jest ograniczona – komentował potem w TVP Info parlamentarzysta.
Mistrzami ustawek są również polityczni liderzy. Jarosław Kaczyński pojawiał się w tabloidach opiekując się wnuczkami zmarłego brata, Janusz Palikot robił świąteczne zakupy na bazarze, a Zbigniew Ziobro brał ślub z Patrycją Kotecką i chrzcił dziecko.
Skazani na siebie
Jak wyglądają kulisy takich ustawek? – Czasem zdarzało mi się, że dzwonili do mnie dziennikarze tabloidów i proponowali, żebym przejechał się na rowerze albo pokazał na spacerze w parku. Tak to się z reguły odbywa – mówi naTemat Stefan Niesiołowski z PO.
Czytaj także: Tusk vs "Fakt" – wojny polityków z tabloidami. Staniszkis: To zamykanie mediom ust. Giertych: "Fakt" rozpętał histerię
Niesiołowski nie jest jednak z tych, którzy na takie propozycje chętnie przystają. – Bo przyzwoity polityk nie powinien w takim kontekście występować. Moim zdaniem to jest kompromitacja na poziomie występu w piśmie pornograficznym i niestety dotyczy to także polityków Platformy, już nie będę mówił których – stwierdza.
Innego zdania jest Paweł Poncyljusz, kiedyś jeden z organizatorów prezydenckiej kampanii Jarosława Kaczyńskiego, dziś poza polityką. – Generalnie takich rzeczy nie potępiam. Polityk często zgadza się na taką sesję, by nie mieć zadry z danym dziennikiem lub mieć pozytywne relacje z dziennikarzami. Robi to autopromocyjnie, ale też po to, by nikt potem nie powiedział, że jest sztywnym bufonem – mówi.
Jak dodaje jednak, często ustawki wymykają się spod kontroli: – To może być broń obosieczna. Kiedyś dzwonili do mnie i mówią: "przyjedziemy, zrobimy zdjęcia, jak pan jeździ na nartach". Przyjechali, zrobili, a potem wycenili, ile kosztuje strój, a ile narty – słyszymy.
Poza tym, jeśli wierzyć Niesiołowskiemu, trzeba byłoby założyć, że to dziennikarze tabloidów najczęściej biegają za parlamentarzystami. A jednak, jak opowiadał "Newsweekowi" jeden redaktor bulwarówki, jest wręcz przeciwnie. – Najczęściej dzwonią do znajomego dziennikarza czy znajomego fotoreportera, by uprzedzić, że tego dnia o konkretnej godzinie będą na zakupach, spacerze placu zabaw czy w restauracji – przekonywał. – Tabloidy i politycy w ostatecznym rozrachunku są na siebie skazani. Jedni żywią się polityczną sensację, drudzy robią wszystko, by dotrzeć pod strzechy – kwituje Poncyljusz.

