Niedomyte, permanentnie naćpane towarzystwo bez stałej pracy, nieakceptujące państwa, bezprawnie zajmujące zapuszczone pustostany – oto stereotyp skłotersa funkcjonujący prawdopodobnie w świadomości przeciętnego mieszczucha.

REKLAMA
Święte dla społeczeństwa prawo własności po jednej stronie, po drugiej – argumenty o centrum kulturalnym, alternatywnym stylu życia i wegetariańskich obiadach za darmo.
Na żądanie właściciela, Pani Prezydent wysyła prewencję w asyście armatek wodnych celem wsparcia eksmisji i rozpędzenia zorganizowanego naprędce zgromadzenia obrońców Elby. Mamy barykady, gaz łzawiący i pałowanie, na koniec właściciel wyznacza tygodniowy termin na opuszczenie terenu. Czy w takiej atmosferze ma szansę dyskusja nad miejscem dla niezależnych społeczności w ramach niedawno okrzepłej demokracji?
Czy szczęśliwi posiadacze kredytów hipotecznych na 35 lat są gotowi zaakceptować funkcjonowanie niezależnych od państwa, samorządnych wspólnot, funkcjonujących de facto poza systemem prawnym i ekonomicznym większości?

Czy z drugiej strony państwo powinno zapewniać jakąś formę wsparcia dla kultury alternatywnej w wydaniu skłoterskim, choćby tylko legalizując w jakiejś formie odrębny status takich grup?
Ograniczanie praw prywatnych właścicieli zajętych pustostanów wydaje się trudne do zaakceptowania, można natomiast wyobrazić sobie funkcjonowanie skłotów w miejscach nie powodujących konfliktów własnościowych. Można i trzeba zastanawiać się nad wartościami wnoszonymi do kultury przez jej alternatywne wydanie. Upychanie skłotersów do schroniska dla bezdomnych doprowadzi jednak do eskalacji konfliktu i dowodzi braku pomysłu na miejsce dla alternatywnych społeczności, które nie pachną władzy wystarczająco dobrze.