Przyzwyczailiśmy się do tego, że politycy i celebryci pozywają rozmaite media. Ale chyba po raz pierwszy w historii gazetę – i to tak dużą – do sądu ma podać jasnowidz. Krzysztof Jackowski zdenerwował się na "Gazetę Wyborczą" za to, że ta sugerowała, iż jasnowidzenie to ściema i napisała o jego rodzinie.
Autor pyta w nim, między innymi, byłego rzecznika
policji, ile wskazań Jackowskiego było trafnych. Rzecznik odpowiada: zero. Dalej "GW" wymienia kolejne sprawy, w których pomoc Jackowskiego była bezużyteczna i zupełnie nietrafiona, wspomniano m.in. sprawę znalezienia ciała gangstera ps. "Szadziu".
Rozmówcy dziennikarza "GW" nazywają przy okazji Krzysztofa Jackowskiego "mitomanem, oszustem i medialnym cwaniakiem". – Każdy może wierzyć nawet w krasnoludki […] z badań przeprowadzonych przez Komendę Główną wynika, że ilość spraw, w których tzw. jasnowidze mieli być pomocni, waha się w granicach błędu statystycznego. Nie ma mojej zgody na legitymizowanie działań takich panów jak Krzysztof Jackowski. Za każdym razem, kiedy docierają do mnie sygnały o poważnym traktowaniu wskazań jasnowidzów z policji, prokuratury albo uczelni wyższych, protestuję i piszę listy. Napisałem też do prokuratora Jamrożego z Katowic. Zaproponowałem, żeby powołał na biegłego ducha – mówi jeden z cytowanych przez "GW" policjantów.
W artykule autor wymienia wiele innych przypadków i prognoz Jackowskiego, które były błędne. Warto jednak zaznaczyć, że
"Gazeta Wyborcza" jednocześnie zamieściła rozmowę z Krzysztofem Jackowskim, między innymi o jego kontaktach ze światem przestępczym. Nie da się jednak ukryć, że ogólny wydźwięk artykułu jest raczej negatywny w stosunku do jasnowidzów, niż pozytywny.
Jackowski poczuł się dotknięty tekstem i postanowił, jak informuje Fundacja Nautilus, podać "GW" do sądu. Zadeklarował to w rozmowie telefonicznej, którą Fundacja opublikowała na YouTube.
Jeśli faktycznie dojdzie do procesu, będzie to zapewne jedna z najciekawszych spraw w historii Polski – jak bowiem udowodnić, że naprawdę jest się jasnowidzem?